Jutro zaczyna się najważniejsza liturgia Kościoła katolickiego – liturgia Triduum Paschalnego. Czym jest ten czas i co się w nim dokonuje? Czym jest ta liturgia? Czym liturgia jest w ogóle? Dziś zapraszamy was do refleksji na temat chyba najważniejszy w dzisiejszym świecie wiary – do przyjrzenia się choć trochę liturgii.
Wiele osób mówi, iż to, co proponuje dziś Kościół katolicki swoim wiernym, jest propozycją skostniałą, niedzisiejszą i nieodpowiadającą potrzebom wyrazu współczesnego człowieka. Najbardziej zarzuca się to właśnie liturgii Kościoła. Te rytuały – bo w nich Kościół wyraża najpełniej swoje prawdy – są nie tylko niezrozumiałe, ale i uważane za archaiczne.
Rytuały – czyli ukształtowane przez wieki gesty, które mają wyrażać to, co pod nimi żywe: miłosną relację człowieka do Boga i Boga do człowieka – czasami są zapomnianym środkiem wyrazu ludzkiego. A przecież funkcjonujemy w rytuałach. Każdy z nas wyraża się w gestach. Nasze uczucia i emocje najczęściej wyrażamy nie tylko w słowach, ale i w gestach. Miłosne wyznanie potrzebuje gestów, które nie tylko potwierdzą słowa „kocham cię”, ale i nadadzą im realność. Gesty miłości też nie będą budowały relacji miłości, jeśli nie zostaną zwerbalizowane. Mogą bowiem być błędnie odebrane. Dlatego w naszym życiu ważne jest zarówno słowo, jak i gesty, które uobecniają nasze słowa. To właśnie są rytuały. One pozwalają nam wyrazić siebie wobec świata, który nas otacza. Inaczej „bylibyśmy niemi, niezdolni do wyrażenia siebie i niezdolni do zrozumienia innych”[1]. Co więcej, nasze gesty i słowa są codziennie weryfikowane przez dar z siebie, przez ofiarę składaną z samego siebie – to jest weryfikacja naszych rytuałów.
Podobnie w Kościele. Rytuały wyrażające prawdy, jakie Bóg kieruje do człowieka i człowiek do Boga, są zawarte właśnie w liturgii Kościoła. Należy też dodać, iż liturgia nie tylko wyraża pewne prawdy, ale wręcz je SPRAWIA. Co to znaczy? Oznacza to, że świadome (wolne, otwarte na prawdy i gesty) uczestniczenie w liturgii, rytach Kościoła wypracowanych przez całe wieki chrześcijaństwa pozwalają nam spotkać w nich Boga żywego. A Bóg w spotkaniu takim nas uświęca, czyli upodabnia nas do siebie w miłości. Przebywanie zatem w liturgii daje nam możliwość przyjęcia nam tego, czego Bóg dokonał na drzewie krzyża. Ryty zawarte w liturgii Kościoła w różny sposób pozwalają nam uczestniczyć w relacji z Bogiem. W inny sposób w Eucharystii Ciała i Krwi, inaczej w sakramencie pokuty. Jednak wszystkie ryty prowadzą do komunii (zjednoczenia) z Chrystusem – bo to ono sprowadza na nas uświęcenie. „Nie uświęci się ten, kto nie jest w jedności z Panem, tak jak nie ogrzeje się ten, kto stoi z dala od ogniska”[2].
Jak zatem dokonuje się to zjednoczenie dające nam uświęcenie? Ono się dokonuje przez uczestnictwo. Przez wspólne bycie i aktywne uczestniczenie nie tylko w słowach, ale i gestach liturgicznych. To uczestniczenie, a nie bierna obserwacja. Z boku – jak obserwator, często stojąc pod ścianą lub przysłowiowym filarem lub nawet pod płotem kościoła hołdujemy naszym nawykom, przyzwyczajeniom, których nie możemy się pozbawić ze strachu przed wyzwaniem intelektualnym, które zmusiłoby nas do weryfikacji naszych skostniałych przyzwyczajeń religijnych. Czasami może nawet z lęku, bo znamy odpowiedź na nasze pytania.
Nasze uczestnictwo w liturgii czasami jest nazywane synergią – współdziałaniem boskiej energii oraz ludzkiego zaangażowania. W tym współdziałaniu dokonuje się wymiana miłości. Komunia. Nie istnieje ona, jeśli tylko Bóg działa – gdy ksiądz sam odprawia liturgię, a nie ma odpowiedzi człowieka. Tak samo jeśli tylko człowiek chciałby działać poza liturgią Kościoła lub sam ingerując w to, jak wygląda liturgia – będzie ona tylko ludzką ekspresją.
Warto podkreślić, iż sama liturgia oznacza „gromadzenie się”. Jednak chrześcijańska liturgia nie ma tylko na celu gromadzić nas, bo każde zgromadzenie ludzkie stawałoby się liturgią, w którym ludzie umacnialiby swoją tożsamość religijną. W liturgii chrześcijańskiej modli się całe stworzenie. Określa się ją mianem liturgii kosmicznej. My wraz z całym stworzeniem w liturgii oczekujemy przemiany, by stać się nowym stworzeniem. Oczekujemy przebóstwienia, które jest celem naszego chrześcijańskiego życia. Liturgia niejako otwiera nas na to, czego oczekujemy, jest antycypacją przyszłego, wiecznego życia. Tam właśnie najbardziej doświadczamy dziecięctwa, jakim obdarzeni zostaliśmy w Chrystusie[3].
Liturgia, jaka jest przed nami, jest najdłuższą liturgią w roku. Trwa bowiem ona aż 3 dni. Jej rozpoczęcie w czwartkowy wieczór, gdzie doświadczamy w sposób szczególny ustanowienia Eucharystii, sakramentu kapłaństwa, zaczyna tę trwającą aż do nocy z soboty na niedzielę liturgię paschalną. Zatem każdy, kto przyjdzie w Wielki Czwartek na uroczystą Eucharystię, wychodząc po niej do domu, wciąż trwa w liturgii. Nie ma zakończenia, nie ma rozesłania ani błogosławieństwa na koniec obrzędów wielkoczwartkowych. Chrystus zostaje złożony do ciemnicy. A my trwamy w adoracji aż do liturgii i adoracji Krzyża w Wielki Piątek, kiedy całujemy Krzyż, by w sobotę w nocy oczekiwać radosnego Alleluja – zmartwychwstania. Warto przypomnieć sobie ekstremalnie-krotki-przewodnik-po-triduum-paschalnym, jaki prezentowaliśmy w zeszłym roku.
Dojrzewanie człowieka jest procesem, który się nie kończy. W liturgii Kościoła widzimy, jak człowiek jest przemieniany przez Bożą obecność i łaskę działającą w jej trakcie. Nie możemy zrównać działania Boga w naszej modlitwie do działania, jakie On nam daje w czasie liturgii. Bóg dający się w Eucharystii, ofiarujący swoje życie w ofierze, dający się w Ciele i Krwi daje siebie do końca. A my możemy uczestniczyć i celebrować to wydarzenie z Nim. Nie jest tym samym wspominać to wydarzenie w domu, na osobistej modlitwie. To jak radość przez telefon, gdy świętujemy czyjeś wesele, ślub, urodziny. Nie jest tym samym być blisko osoby, którą kochamy, a tylko składać jej życzenia mailem lub telefonicznie. Inaczej radość z jej urodzin celebrujemy, ściskając ją, mając udział w jej radości, gdzie dzielimy wspólne emocje, szczęście, czasami nawet trudne doświadczenia. Bo liturgia Kościoła nie jest tylko miłym, dopasowującym się do nas wydarzeniem. Na liturgii nie ma nam być miło. Liturgia jest „przemieniającym” nas działaniem. Dlatego często trudno nam przyjąć to, co Kościół pragnie nam dać, to, co Chrystus pragnie nam dać – by nas przemienić. Trudno nam też wytrzymać 3 dni na liturgii. Czasami podchodzimy do tego tak – jak zdążę, będę w Wielki Czwartek, no w Wielki Piątek może, bo jest tyle do zrobienia wieczorem, pisanki, sprzątanie, zakupy… Jak nie zdążę na liturgię przy święceniu pokarmów, będę adorować Krzyż, a w Wielką Sobotę to już nie mam siły na liturgię. Tyle było przygotowań, gotowania i robienia rzeczy pobocznych… Prawdę mówiąc – nieważnych. Nasze miejsce jest na liturgii. Tam się dokonują święta. To z tego czasu płynie nasze zatroskanie o dom, celebrację domową, uroczyste posiłki czy inne sprawy świąteczne. To wypływa dopiero z naszego uczestnictwa w liturgii Triduum Paschalnego. Jeśli nas nie ma na tej trzydniowej liturgii, to CO świętujemy? Dziś wieczorem, na chwilę przed świętami, warto sobie postawić to trudne pytanie: CO będę od jutra celebrował? Porządek, suto zastawiony stół? KTO będzie w centrum mojego życia, działania?
Niech ten czas trzydniowej liturgii, prowadzącej nas do przemiany, do radości paschalnej zmieni nasze serca, odnowi naszego ducha, dotknie nas. Przyjrzyjmy się dokładnie liturgii Triduum Sacrum – dziś mamy na to wiele możliwości – Internet pełen jest tych informacji, wprowadzeń i wartościowych tekstów, które pomogą nam nie tylko zrozumieć, co się dzieje na liturgii, ale i przygotować się duchowo na wejście w te treści. Zatem pozostaje tylko chcieć. Pozostaje nam otworzyć nasze serca na BOGA, poszerzyć nasz horyzont wiary, ale i naszego ducha, naszych relacji – niosąc dary, jakie chce nam dać Bóg w liturgii. Czego Wam życzymy, Drodzy Czytelnicy Horyzontów, na progu tegorocznego Triduum Paschalnego.