Wiele usłyszeć, wiele powiedzieć, wiele doświadczyć, nasycić siebie i innych – ten rodzaj ludzkiego pędu jest jakby zakorzeniony w naszej naturze. Czujemy potrzebę bycia w relacji do informacji – albo je pozyskujemy, albo przekazujemy – żyjemy w poczuciu poinformowania, dezinformacji lub poczuciu braku informacji. To wszystko utrudnia odpowiednie stawianie granic – selekcję relacji (bliższe i dalsze), selekcję informacji (ważne i nieważne), selekcję działań (konieczne i niekonieczne), selekcję etyczną (czyny godziwe i niegodziwe).
Ostatecznie, nazbyt intensywne życie, któremu brakuje odrobiny milczenia, niesie za sobą trudności w odpowiadaniu sobie na egzystencjalne pytania – szczególnie pytanie: „Czego chcę?”. Gadulstwo, nadmiar bodźców, powodują, że pytania sugerujące naszą odpowiedzialność za życie zamieniają się w deklarację w stylu: „nie potrafię”, „nie mogę” – za nasze życie i nasze wybory odpowiedzialne stają się czynniki zewnętrzne, a my zaczynamy pytać innych o nas samych. Oczekiwanie rad, tajemnych sztuczek, magicznych recept powoduje, że zaczynamy zachłannie czytać książki, brać udział w kursach, wymieniać doświadczenia, budować sieć relacji rozwojowych (networking). To wszystko piękne i ambitne, ale czy rzeczywiście odpowiada moim wewnętrznym potrzebom?
Czy nie jest tak, że nasze życie układa się niejako samoistnie – jakby ścieżki kariery były już z góry narzucone, a ewolucja z nastoletniego zakochania do bycia mężem/żoną jest czymś tak naturalnym, że coraz więcej osób buduje związki i swój status społeczny tylko i wyłącznie dla spełnienia zewnętrznych wymagań życia. Wiele kobiet odczuwa presję urodzenia i dobrego wychowania swoich dzieci. Wielu mężczyzn czuje na sobie ciężar odpowiedzialności za sytuację materialną rodziny. Wielu nastolatków ma poczucie, że znaczenia można nabrać tylko wtedy, gdy mamy naprawdę dobre osiągnięcia w nauce, sporcie lub stanowimy punkt odniesienia dla technologicznej lub ubiorowej mody.
Oczywiście, wszystkie powyższe cele są godne naśladowania. Problem leży jednak w motywacji, jaka nami kieruje. W kulturowych, psychologicznych, a czasem religijnych ramach, które narzucają na nas presję bycia poza własnym „ja”, odrzucają nas od realnego obrazu nas samych i naszego środowiska na rzecz wyimaginowanych marzeń i głębokiego poczucia niezrozumienia oraz braku znaczenia dla innych. Gubimy się, gdy słyszymy tylko polecenia lub jesteśmy konstruktorami poleceń – życie zdaje się biegnąć od zadania do zadania, bez chwili wytchnienia, bez chwili... milczenia.
Cisza to nie tyle postawa czy wyłącznie rodzaj wyłączenia wszystkiego, co emituje hałas. Cisza to przede wszystkim miejsce, miejsce spotkania z własnym „ja”, które może skrywać wiele cenny skarbów – nieodkrywalnych w hałasie codzienności. Umieć milczeć wtedy, gdy inni mówią, i mówić, gdy inni milczą – to wysoka dojrzałość i ponadprzeciętna jakość życia. Potrzebujemy milczenia, abyśmy docenili wagę naszych myśli i uczuć, naszego chcę i naszego wierzę. Milczenie może zrodzić Nadzieję.