Gdy myślimy o rozwoju, o edukacyjnej drodze wzrostu, to wydaje się ona nieskończona. Ta nieskończoność daje poczucie wolności i swobody, tak jakby rozwój był procesem nieograniczonym, nieskrępowanym. XXI wiek przyniósł ogromną liczbę „programów rozwojowych” w niemalże każdej dziedzinie – wydawać się może, że rynek tego typu usług jest jednym z najlepiej prosperujących. Poszukujemy kolejnych form doskonalenia, a one – już spersonalizowane – docierają do nas w mgnieniu oka. Doskonalenia oczekują pracodawcy, czasem doznajemy presji społecznej lub naciskają nas nasze kompleksy. Podświadomie czujemy, że powinniśmy być bardziej elastyczni, dostosować się do zmian rynkowych, dodać kolejne tytuły do swojego CV.
Podobne przynaglenia możemy odczuwać w kontekście naszego rozwoju osobistego czy duchowego. Mnogość książek, czasopism, psychologicznych i mentalnych szkoleń. W przestrzeni religijnej mamy ogrom bodźców rekolekcyjnych, grup modlitewnych i medytacyjnych kursów. Czasami sięgamy po radykalne kroki: wyjazdy do pustelni, klasztoru lub udział w specjalnych grupach (często parareligijnych). Coraz częściej poszukujemy mentorów lub pewnych „sposobów rozwoju”, które stają się dla nas niczym cukier do herbaty – osładzają nam naszą codzienność, której nie chcemy wypić. Wielu z nas definiuje się poprzez udział w jakichś działaniach rozwojowych, które niejako określają naszą tożsamość, tak jakby udział np. w rekolekcjach ignacjańskich był rodzajem kolejnej odznaki do zdobycia, mentalnym krokiem do odhaczenia na drodze życia.
Nasze życie zdominowane ukierunkowaniem na rozwój może być rzeczywiście udane, możemy doświadczać głębokiej ekscytacji, gdy podejmujemy kolejne działania, gdy włączamy się w przedsięwzięcia przepełnione misją i wartościami, z którymi się identyfikujemy. Trzeba jednak posiąść sztukę stawiania kropek. Szczególnie cenną wśród młodego pokolenia, które żyje na przecinkach, stawia krótką pauzę, aby za chwilę dołożyć jeszcze kilka słów, kilka doświadczeń. Nie jest sztuką umiejętność budowania zdań o niezliczonej ilości słów, nie jest sztuką wzięcie udziału w kolejnym już szkoleniu, przeczytanie kolejnej książki. Sztuką jest postawienie kropki w odpowiednim miejscu, zrezygnowanie z jakiejś działalności, samoograniczenie swoich pragnień – jest to pewien rodzaj cnoty, cnoty roztropności. Cnoty zapomnianej lub przemienionej w racjonalizm, logikę, żywionej partykularyzmem lub pragmatyzmem.
Roztropność w rozwoju jest nam niezwykle potrzebna, gdyż to właśnie rozwój ludzkości, rozwój techniki, korzystanie z zasobów natury – mimo widocznych i powszechnych zalet – niesie ze sobą ryzyko nieuporządkowania, chaosu natury (widocznego zmianami klimatu), głębokich uzależnień i problemów w orientacji psychicznej. Uczmy siebie i innych umiejętnego stawiania kropek, aby zdania były czytelne, niosły konkretną treść. Uczmy się kończyć, zamykać – czyniąc to w postawie otwartej, zawsze gotowej do podjęcia czegoś nowego; w postawie roztropności.