Mówi się i pisze o wielu chorobach, dysfunkcjach, obciążeniach, które niesie ze sobą współczesny świat. Wśród nich znajduje się upośledzenie umiejętności słuchania. I dotyczy to zarówno wymiaru fizjologicznego, kiedy mamy na myśli zaburzenia przetwarzania słuchowego, a więc pewną dysfunkcję mózgu, jak i wymiaru emocjonalnego czy mentalnego. Oba wymiary chyba się nieco przenikają. Ale zacznijmy od początku.
Żyjemy w świecie hałasu. Hałas dociera zewsząd – z ulicy, ze sklepu, z mieszkania naszego, mieszkania sąsiada. Hałas ten tworzą urządzenia, tworzą ludzie, tworzą głosy ludzi – w mediach, podcastach, audiobookach, reklamach, wiadomościach. Hałas też aplikujemy sobie sami – świadomie i dobrowolnie. I tu też możliwości jest wiele, ale największą popularnością cieszą się słuchawki na uszach. Można by się zastanawiać, czy nie są przypadkiem odpowiedzią na wszechogarniający zalew dźwięków, jakąś próbą zarządzania nimi i wybraniem swojej wersji zagłuszenia przy jednoczesnym odcięciu się od tego, co narzucane. Niezależnie od motywacji obserwuje się współcześnie zjawisko nazywane schizofonią. Zdiagnozował je pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku R. Murray Schafer. Zwrócił w swoich badaniach uwagę na problem multiplikacji dźwięków w środowisku ludzkiego życia, dokonującej się za sprawą nowoczesnych środków rejestracji i przekazu. Schizofonia jest rodzajem dyslokacji pomiędzy tym, co słyszymy, a tym, co widzimy. Dźwięki odrywają się od kontekstu. Powoduje to pewne rozdwojenie percepcyjne, rozbicie przekazu wizualnego i audialnego. A to może skutkować dezorientacją, zagubieniem, poczuciem braku spójności sytuacji. Mamy więc tu do czynienia z pewnym zagubieniem poznawczym, także istotnie wpływającym na umiejętności słuchania w wymiarze mentalnym.
Wróćmy jednak do analizy sytuacji człowieka zanurzonego w nadmiernym hałasie. Nasze uszy są stworzone do słyszenia, a więc odbierania otaczających nas dźwięków, ale i do słuchania, a więc przetwarzania ich i nadawania im treści, sensu i znaczenia, czego pozytywnymi konsekwencjami są relacje społeczne. Ale wobec ogromu hałasu nie daje się ani słyszeć, ani słuchać. Trudność pojawia się więc już na poziomie fizjologicznym, poziom psychologiczny musi więc ucierpieć jeszcze bardziej. A w konsekwencji upośledzone stają się kompetencje komunikacyjne i emocjonalne, co znów odbija się na aspekcie społecznym.
Nie możemy się jednak dziwić, że nadmiar dźwięków, w tym komunikatów, zaczynamy filtrować, puszczać mimo uszu, ignorować w ramach oczywistej ochrony własnego zdrowia. Gdyby dodać do tego jeszcze inne czynniki kształtujące nasze współczesne życie, to okaże się, że umiejętność słuchania drugiego człowieka osiągnęła tak niski poziom, że domaga się pilnej i pełnej mozołu reanimacji, a być może osobnych kursów, szkoleń, treningów.
Nauka taka może się rozpocząć od świadomego słuchania, czyli dokładnie takich samych prostych ćwiczeń, jakie oferujemy dzieciom w przedszkolach w ramach stymulacji zmysłu słuchu. A więc zastanawiamy się, co słyszymy, skąd dany dźwięk napływa, co go wydaje, czy jest cichy, czy głośny, wysoki, czy niski, do kogo należy usłyszany głos. Taka edukacja może na dalszym etapie polegać na uważnym słuchaniu audycji radiowych, audiobooków, słuchowisk. Uważnym, a więc z otwartością, chęcią zrozumienia, zapamiętania, ubogacenia się, nauczenia czegoś.
Nauka słuchania to także umiejętność sterowania tym, co do nas pragnie się przebić. A więc higiena akustyczna. To umiejętność wybierania tego, co chcemy do siebie dopuścić, co wpływa pozytywnie na nasze zdrowie, emocje, uwagę, a eliminowanie tego, co rozdrażnia i męczy.
Taki trening słuchowy w zakresie percepcji i higieny akustycznej na poziomie fizjologicznym uczy nas koncentracji, umiejętności zatrzymania się, świadomego słuchania także na poziomie mentalnym. Otwiera nas na drugiego człowieka. Uczy milczenia, kiedy ktoś drugi mówi. Takiego milczenia, które ma na celu słuchanie i zrozumienie, a nie uprzejme czekanie na swoją kolej, by wreszcie móc dojść do głosu i zacząć mówić o sobie. Takie dobrze wyuczone słuchanie chce przede wszystkim zrozumieć, a nie przede wszystkim odpowiedzieć. W nauce słuchania drugiego człowieka przydadzą się wcześniejsze „przedszkolne” ćwiczenia zastosowane do słuchania fizjologicznego – higiena akustyczna, a więc odcięcie innych źródeł dźwięku poza naszym rozmówcą (także swoich myśli), wsłuchiwanie się w słowa, intonację, barwę głosu, określenie jego natężenia. Słuchać aktywnie to słuchać całym sobą. I nie multiplikować dźwięków poprzez swoje wtrącenia, pytania, komentarze, wybuchy oburzenia lub zrozumienia. Ale słuchać w ciszy, w milczeniu, po to, aby zrozumieć. Nie po to, aby odpowiedzieć. Takie aktywne słuchanie, bez niecierpliwego czekania na swoją kolej otworzy rozmówcę i przed nami jako słuchaczami, i przed nim samym. Pozwoli mu w spokoju zajrzeć w siebie i zrozumieć to, co się w nim dzieje.
Ale czasami oczywiście odpowiedzieć trzeba. Wtedy przydadzą się wskazówki sformułowane przez brytyjskiego filozofa języka, Paula Grice’a, by wnosić swój wkład do konwersacji tak, jak tego w danym stadium wymaga przyjęty cel czy kierunek wymiany słów, w której bierze się udział. A więc należy mówić tyle i tylko tyle, ile trzeba z punktu widzenia danej rozmowy, oraz to, co jest istotne dla celów rozmowy.
Świadome słuchanie nie jest łatwe. Zwłaszcza dla współczesnego, nieco przetrąconego w tej kwestii człowieka. Zarówno nauka słuchania, jak i późniejsze praktykowanie tej umiejętności wymagają wysiłku i całkiem sporych nakładów energii. Ale tylko tak uczymy się, rozwijamy, ubogacamy i budujemy piękne relacje.