Media – uczą, bawią, wychowują...? Czy na pewno?
Nie wszyscy przecież się z tym zgodzą. Oczywiście można na różnych kanałach telewizyjnych lub też w internecie znaleźć tyle wiedzy, że jest ona chyba nie do ogarnięcia przez jednego człowieka. Możemy obejrzeć coś naprawdę śmiesznego, z inteligentnym dowcipem lub też wartościowego, co wpłynie na nasze postrzeganie dobra i zła w świecie. Mamy wybór wielu kanałów edukacyjnych dotyczących natury świata, niezwykłości przyrody czy też niesamowitych odkryć ludzkości. Ale znajdziemy w mediach również coś zgoła innego. Począwszy od płytkich, wulgarnych i ociekających niesmacznymi porównaniami stand-upów, poprzez nic niewnoszące filmiki na Tik-Toku aż po różne programy typu reality show. Wiemy, że są dzieciaki, które całymi godzinami wpatrują się w ekran telewizora, komputera czy też telefonu komórkowego. Nie ma tragedii, jeśli oglądają filmiki o śmiesznych kotkach lub pomocne triki domowe, ale przecież nie zawsze jest tak niewinnie.
Tak, wiem, sama należę do pokolenia pierwszej telewizji kablowej, pierwszego komputera osobistego oraz Pegasusa. I faktycznie, całkiem sporo czasu spędzałam przed ekranem – w tamtych latach nikt jeszcze w Polsce nie mówił o negatywnym wpływie ekranów na rozwój dzieci (podobnie jak nie mówiono o paleniu biernym i wszyscy palili papierosy w pomieszczeniach zamkniętych, w których przebywały dzieci). Jednocześnie panowała wtedy swoista równowaga pomiędzy chęcią przebywania na podwórku a pokusą gier komputerowych. No i przede wszystkim istnieje diametralna różnica pomiędzy tym, co wtedy można było znaleźć w telewizji w godzinach tzw. przyzwoitych, a tym, co jest teraz dostępne we wszystkich środkach masowego przekazu.
Jako przykład niech posłuży mi kanał MTV, w domniemaniu muzyczny. W dzieciństwie oglądałam, a nawet nagrywałam na kasety VHS, bardzo dużo teledysków. Podziwiałam stroje, fryzury i w ogóle świat tak różny od mojej szarej rzeczywistości z podwórka. Ale głównie chodziło o muzykę, której słuchaliśmy i przy której bawiliśmy się na szkolnych dyskotekach. Nie wszystkie teledyski były dostępne w zwykłym czasie antenowym ze względu na to, że mogły mieć demoralizujący wpływ na młodzież. Ich całe nagrania puszczane były po godzinie 22. Czy któryś z czytelników pamięta teledysk Michaela Jacksona do piosenki „Black or White”? Chodzi mi o kompletną wersję, która trwa chyba 11 minut. Widać w nim piosenkarza, gdy nocą demoluje miasto, tzn. tłucze szyby w budynkach, niszczy samochód, krzycząc i tańcząc, a następnie zmienia się w czarną panterę.
Wyobrażacie to sobie dzisiaj? Czy w dzisiejszych czasach telewizja tak dba o swoich odbiorców, że ogranicza transmisję szkodliwych treści w czasie, gdy mają do nich dostęp nieletni? Pod pojęciem „szkodliwe” rozumiem takie, które pokazują dzieciom i młodzieży niemoralny lub też patologiczny wizerunek kobiety, mężczyzny i rodziny. Poza tym programy kształtujące takie wzorce zachowań, które odrzucają wszelkie wartości i promują życie jako jedną wielką imprezę polaną obficie alkoholem, gdzie za przygodny seks nie zostanie się upomnianym, lecz dodatkowo punktowanym przez reżysera i widzów. W jednej z rozmów z uczniami wspomniałam pierwszy reality show nagrywany w polskiej telewizji, tzn. Big Brother. Chociaż sama nigdy go nie oglądałam, wiem o aferze związanej z jedną z par, która pozwoliła sobie na zbyt dużo przed kamerami. Wtrąciłam to do rozmowy, aby poruszyć kwestię ceny, jaką płaci się za bycie celebrytą. Zostałam wtedy uświadomiona, że obecnie sceny seksualne przed kamerami są na porządku dziennym, chociażby właśnie na kanale MTV, gdzie młodzież ogląda różne reality show o „prawdziwym” nocnym życiu w stolicy.
Podjęłam wyzwanie. Włączyłam wspomniany program w czasie świątecznym, to znaczy gdy usługodawca wspaniałomyślnie udostępnił mi go za darmo na ten krótki czas, w celach promocyjnych. Wytrzymaliśmy z mężem 5 minut, dosłownie. Potem długo nie mogliśmy się otrząsnąć, zastanawiając się, komu tak bardzo zależy na „wypraniu” młodzieży mózgów? Czy chodzi tu o zyski z oglądalności? A może też zyski z alkoholu i antykoncepcji? Czy jest to jakaś o wiele szerzej zakrojona akcja, mająca na celu wychowanie sobie konkretnej grupy odbiorców dóbr i usług? Niestety rozmawiając z młodymi ludźmi o wartościach, często widzę zdziwienie wymalowane na ich twarzach. W porównaniu z tym, co serwują takie programy, moje słowa brzmią jak nie z tej epoki. Wierność, uczciwość, przyjaźń, wrażliwość na piękno, dobroć jest to coś, co w tym świecie się nie opłaca, a na pewno nie przynosi sławy. Oni nie czytają artykułów ani nie oglądają programów o odkryciach naukowych, o działalności charytatywnej, o wzorowych rodzinach. Przecież ciekawsze są katastrofy, tzw. wpadki gwiazd, zdrady i rozwody. Obecne dziennikarstwo również nazbyt często opiera się przyłapywaniu celebrytów z kochankami, bez bielizny czy też w różnych gorszych sytuacjach. I wtedy stają się oni sławni.
Co prawda takie programy lecą już po godzinie 22 (chociaż w ciągu dnia można znaleźć w telewizji kilka paradokumentów typu SZKOŁA lub SZPITAL, gdzie także dużo się dzieje), ale dzisiaj to już nie stanowi problemu. Na jednej z kolonii chłopcy w wieku 9–10 lat zaczęli opowiadać mi, co oglądają, jakie fajne kreskówki – niestety z tych dla dorosłych (może mówi Wam coś tytuł WŁATCY MÓCH i BLOK EKIPA). Gdy ze zdziwieniem zauważyłam, że one są w ramówce o późnych porach, usłyszałam odpowiedź: Proszę Pani, ale my to oglądamy w komórkach na przerwach w szkole. Ha, no i co teraz? Zakazać wszystkiego? Zamknąć przed światem i jego dobrodziejstwami oraz zagrożeniami, aby nigdy się z nimi nie zetknęły? Przecież nie o to chodzi. Bo jeśli nasze dzieci żyją wśród ludzi, to w końcu spotkają się z takimi „upodobaniami kulturalnymi”.
Oczywiście, że tak. Jednak to od nas, rodziców, zależy, jak na nie zareagujemy. To trochę jak z używkami. Przecież papierosy, alkohol i narkotyki są ogólnodostępne, ale nie każdy, komu się je zaproponuje, staje się palaczem, alkoholikiem czy narkomanem. Niektórzy nawet nie wyobrażają sobie, że mogliby przekroczyć tę granicę. Wystarczy właściwe ukierunkowanie, chęć powielania wzorców, które mają w domu. Nawet jeśli sami wytkną nam nasze błędy, to dobrze. Ważne, aby one ich również nie popełniły. Żadna szkoła nas w tym nie wyręczy, nie ukształtuje naszych dzieci tak, jak możemy to zrobić w normalnych warunkach domowych. Przecież pierwsze wzorce wyniosą z domu i właśnie do tego, co oglądali na co dzień w swoim dzieciństwie, porównają później całą resztę świata. Pytanie, co wybiorą i postawią na pierwszym miejscu.