Jeden z cenionych terapeutów psychoanalitycznych, Valerio Albisettti, poświęcił wiele książek, konferencji i seminariów na ukazywanie wartości głębokiego przeżywania życia i autentycznego czerpania radości z otaczającej nas rzeczywistości. W jednej ze swoich publikacji bardzo często używa zwrotu „śmiać się całym sercem” i podobnie jak poeta (Ziemianin) modli się o śmiech, tak Albisetti apeluje do nas samych, abyśmy żyli pogodniej, życzliwiej i umiejętnie wzbudzali w sobie radość z tego, co przeżywamy.
Oczywiście nie chodzi o bezrefleksyjny chichot, wyrachowany czy wyreżyserowany śmiech, który uaktywnia się jako poza lub mechanizm obronny przed trudnymi emocjami. Nie chodzi o to, aby śmiać się kosztem innych i przeżywać radości wyłącznie przy oglądaniu komediowych seriali czy scenek kabaretowych. Potrzebujemy czegoś głębszego, czegoś więcej – śmiechu, który jest postawą, a nie reakcją na to, co zewnętrzne.
Dzisiejsze dyskusje publicystyczne nazbyt często odznaczają się dużą dozą krytycyzmu. Bez względu na poglądy polityczne czy systemy etyczne dostrzegamy wiele porażek i niedomagań, wiele powodów do smutku i żalu, wiele lęku i niepokoju. Świat zaczyna się jawić jako zagrażający – budowane są setki teorii spiskowych ukazujących naszą potrzebę kontroli i bezpieczeństwa. Coś rzeczywiście jest nie tak, że nie możemy czuć się w pełni szczęśliwi, wolni, nie możemy śmiać się całym sercem. Ale czy rzeczywiście doznane cierpienie, wszechobecna przemoc i toksyczny fatalizm nie pozwalają nam na szczery uśmiech? Czy może to my nie pozwalamy sobie na poszukiwanie w tym wszystkim choćby ziarenka radości, okruchów dobra, dowodów męstwa, wytrwałości – szeroko rozumianej cnotliwości?
Są to kluczowe pytania o naszą odpowiedzialność za nasze myśli, za ich kierunek i głębię doświadczania. Jedna z neuronaukowych nowinek, przedstawionych w książce o znamiennym tytule Szczęśliwy mózg, głosi, że nasz sposób myślenia buduje biologiczny, neuronalny ślad w naszym ciele – podobnie jak trauma związana z przemocą, tak i pozytywne doświadczenia zapadają nam tak głęboko w pamięć, że mogą wytyczyć szlak naszego myślenia i naszej codziennej postawy. Pozytywne myślenie nie jest w takim razie zwykłym truizmem – jest istotnym wzmocnieniem doświadczenia dobra i poszukiwaniem dobra – jest perspektywą Nadziei. Nie da się zmusić człowieka do pozytywnego myślenia, my sami nie potrafimy wymóc na sobie pewnych myśli – myśli bowiem rodzą się ze zmysłów, z tego, co widzimy i co odczuwamy. Kluczem jest zatem zmiana patrzenia, która pociągnie za sobą lepsze doświadczenia, te następnie wzbudzą myśli, które pozwolą nam „śmiać się całym sercem”.
Potrzebujemy śmiechu, perspektywy Nadziei, optymizmu popartego doświadczeniami, ale nade wszystko potrzebujemy zmiany spojrzenia, aby nasze oczy ujrzały dary, które otrzymaliśmy. Aby śmiać się całym sercem, nie potrzebujemy coachingowych lub parapsychologicznych rad – potrzebujemy oczu, które widzą, i uszu, które słyszą. Czasy smutku i beznadziei to zawsze czasy, w których ma się pełną świadomość oczu, ale się nie widzi, posiada się świetny słuch, ale się nie słyszy. Posiada się serce, ale ono zdaje się już tylko boleć.
Życzmy sobie szczerego, autentycznego uśmiechu.