Życie niesie ze sobą tak wiele, że nie sposób uniknąć problemów, trosk i zmartwień. Czasami przygnieceni ciężarem i rozmiarem doświadczeń trudnych i przekraczających nasze możliwości – poddajemy się. Leżymy, nie mogąc zrobić nic. Albo wydaje nam się, że już wyczerpaliśmy wszelkie możliwości działania. Wykorzystaliśmy swój potencjał do końca. I nadal nie umiemy sobie poradzić z tym, co nas spotyka.
Co zrobić, gdy wydaje się nam, że na pewne sprawy nie mamy już wpływu? Czy tak właśnie wyglądają zbędne troski? Czyż nasze życie nie jest czasami drogą, której w pewnym sensie musimy się poddać? Nie na wszystko mamy wpływ.
Często w rodzicielstwie zderzamy się z tą prawdą w momencie, gdy nasze dzieci nie żyją tak, jak byśmy chcieli. Gdy ich wybory są nie tylko inne od naszych, ale są wbrew naszym wartościom, wbrew rozsądkowi i naszemu wyobrażeniu o tym, co jest dobre i co może dać im szczęście. Nie umiemy się z tym pogodzić. Cierpimy, widząc, jak nasze dzieci miotają się w ogniu wyborów i błędów.
Ale nie tylko w rodzicielstwie przychodzi nam się zderzyć z troską ponad miarę. Czasami w pracy i relacjach musimy się pogodzić z nieoczekiwanym zwrotem sytuacji, relacji. Czasami coś znika, odchodzi, z bólem żegnamy osobę, umierającą relację – zdradę lub milczenie. A mimo to dalej się martwimy. Myślimy, rozdzielamy włos na dwoje, troje. Wciąż wracamy do danej sytuacji. Budujemy w sobie niepotrzebne już troski.
Czasami zabiera nam to radość życia i szczęście. Czasami nawet szczęście utożsamiamy z brakiem trosk i problemów. Z mocnym poczuciem bezpieczeństwa i kompletnym brakiem zmartwień i spraw wymagających wielkiego zaangażowania, a czasami nawet poświecenia z naszej strony. To nieco fałszywy lub tani sposób postrzegania szczęścia w życiu. Bo czymże jest szczęście? Radością i wdzięcznością z życia, jakie mamy, a nie myśleniem o życiu, jakiego nie mamy. Szczęście jest blisko nas – jeśli umiemy się cieszyć z tego, co mamy. Umiemy też przyjąć to, czego nie mamy, to, kim nie jesteśmy, i być mimo to szczęśliwi. Czerpać radość z tego, że nasze życie jest takie, jakie chcemy, by było, nawet jeśli nie do końca takie, jakiego oczekiwalibyśmy w określonych sytuacjach.
Jednak często mamy inne wyobrażenie o naszym życiu, szczęściu. Mamy wygórowane oczekiwania i zdaje się nam, że w machinie promowania ideału sukcesu, samorealizacji i bycia kimś, kim być nie musimy – musimy wyprzedzić nie tylko innych, ale i siebie samych. Warto wtedy się zastanowić, czym są te wyobrażenia. Czy chcemy uczestniczyć w wyścigu szczurów, walce o pozycję, ponosząc wielkie koszty wobec siebie samych, ale i naszych bliskich? Czy tym samym nie budujemy sobie zbytnich trosk? Nie chodzi oczywiście o brak ambicji, brak chęci realizowania własnych celów życiowych, ale o te obszary, w których nie mamy już nic do zrobienia, nie mamy na nie wpływu i musimy zaakceptować – inny od naszych oczekiwań – obraz stanu rzeczy.
Wolność i spokój, jakie płyną z akceptacji życia, jakie mamy, odnalezienie w nim naszych małych radości, naszego wkładu – nawet jeśli zostaliśmy zranieni, złamani, skrzywdzeni, to przecież nie wszystko jest takie. W każdym życiu jest okruch szczęścia, radości, pozytywnych relacji, emocji, decyzji, na których możemy budować nasze życie. Gdy więc nie ma w naszym życiu wielkiego cierpienia, bólu, choroby, a wciąż jesteśmy niezadowoleni z życia, jakie mamy, znaczy to, że budujemy w sobie zbytnie troski.
Umiejętność odpuszczania, godzenia się z tym, czego zmienić nie możemy, daje wielką wolność i nie zatrzymuje nas na tym, co musi odejść w niepamięć, musi zmienić swój bieg czy zostać po prostu za nami. Zbytnie troski to martwienie się na zapas, ponad miarę, za kogoś, niepotrzebnie. Często trudno to zrobić osobom proaktywnym, biorącym na siebie dużo ponad to, co wystarczy zrobić.
Radość z życia możliwa jest w każdym położeniu – jeśli mamy odpowiedni kierunek, nasze priorytetowe życiowe wartości mamy jasno określone i nie są one tylko zakorzenione w materialnej rzeczywistości. Zatem niech nie łamią nas zbytnie troski. Zrzućmy z siebie ich pył, może nawet ciężar – umiejmy je odróżnić od tego, co wymaga naszej uwagi i skupienia. Świeżość spojrzenia może być bliżej, niż sądzimy. Perspektywa tego, do czego dążymy – ostatecznie lub tu na ziemi – może być dla nas wyzwalająca i porządkująca nasze sprawy. Czasami trzeba tylko spojrzeć w przód lub za siebie, by zobaczyć, skąd przychodzimy i ku czemu zmierzamy. Niech nasza droga będzie utkana wdzięcznością pośród wielu trosk i przeszkód życiowych. Tylko to pozwoli nam oddychać pełną piersią.