Po świątecznych spotkaniach rodzinnych możemy czuć ogromną radość, poczucie spełnienia, doświadczenia magii świąt. Możemy jednak czuć ból nieakceptacji, frustrację i poczucie pustki w miejscu, gdzie oczekiwało się pełni bliskości. Nie tylko indywidualne doświadczenia osób, ale szereg badań społecznych i psychologicznych wskazuje na coraz większe problemy w rodzinach, szereg dysfunkcji, nie tylko związanych z alkoholem i innymi uzależnieniami. Wiele rodzin, ale także i przyjaźń, operuje językiem przemocy, dezawuowania i poniżania drugiej osoby. Takie sytuacje można też spotkać we wspólnotach religijnych czy miejscach pracy.
Jednak to właśnie rodzinne deficyty wprowadzają najwięcej problemów, niszcząc nie tylko dzieciństwo swoich dzieci, ale w dużej mierze blokując ich dojrzałość i satysfakcję w dorosłym życiu. To rodzina stanowi podstawowe źródło miłości i bliskości, dając poczucie bezpieczeństwa i rozwijając poczucie wartości u każdego z członków. Nie wszyscy w rodzinie są jednak gotowi, aby obdarowywać dzieci tymi darami, ponieważ bardzo często sami ich nie otrzymali. Stąd z pokolenia na pokolenie przekazywane są wzorce i schematy, które niszczą wewnętrzną wolność, radość i satysfakcję z życia. Nie ma jednak usprawiedliwienia dla tych, którzy ze względu na własne rany i deficyty kontynuują przeróżne formy emocjonalnego wpływu, manipulacji i ujmowania godności najbliższych.
Dla wyzwolenia wielu, którzy doświadczają cierpienia od najbliższych, jest konieczne uprawnienie ich bólu, złości, frustracji, aby mogli poczuć, że to, czego doświadczają od najbliższych, nie powinno mieć miejsca. Wielu powinno nawet usłyszeć, że cierpienie w bliskich relacjach nie jest czymś naturalnym – jeśli cierpisz, jeżeli ktoś cię rani, to nie oznacza, że trzeba to zaakceptować lub, co gorsza, czuć się winnym tego, jak nas traktują. Wiele problemów rodzi się z tego, że o cierpienie obwiniamy tych, którzy cierpią, o słabość obwiniamy tych, którzy są słabi – to chora logika tego świata, który obwinia niewinnych, i nieustannie poucza tych, którzy nie wymagają pouczenia.
Rodzina, mimo teoretycznej bliskości, może okazać się przestrzenią relacji najtrudniejszych, przynoszących najwięcej cierpienia i bólu. Są bowiem ojcowie wyobcowani, dalecy, którzy stają się strażnikami porządku i są widoczni tylko wtedy, gdy dziecko w czymś zawiniło lub nie wypełniło obowiązku. Są i tacy, którzy w pozornej bliskości stawiają bardzo wysokie wymagania swoim dzieciom, nie będąc wobec nich wyrozumiałymi i troskliwymi. Takie doświadczenie ojcostwa powoduje wielki zamęt, gdyż dziecko bez akceptacji zmuszone jest nieustannie się starać, aby wypełnić wymagania ojca, a tym samym nigdy nie czuje się wystarczająco dobre.
Są matki, które z macierzyństwa uczyniły przestrzeń leczenia swoich zranień i deficytów. Nowe życie, jakie się z nich rodzi, wydaje się być niejako ich nowym życiem. Bardzo często w takich przypadkach objawia się narcystyczna natura, gdy mama wiąże ze sobą wszystkie swoje dzieci, aby wypełniały jej polecenia lub wspierały w trudnościach – w języku psychologii takie zjawisko nazywamy parentyfikacją. Dzieci zaczynają powoli przejmować odpowiedzialność za to, jaki jest stan emocjonalny ich rodziców, i dostosowują swoje zachowania, aby mama lub tata byli szczęśliwi. Takie dziecko w życiu dorosłym również dostosowuje się do innych i gdy tylko widzi smutek towarzysza rozmowy, od razu rozpoczyna walkę o poprawę jego humoru. Ta straszliwie męcząca walka może trwać dziesiątki lat.
Rodzina, mimo tego, że jest podstawową komórką społeczną, że wydaje się być zawsze bezpieczną przystanią, może czasem przybrać formę destrukcyjną. Trzeba się sobie i swojej rodzinie przyglądać, realnie oceniać działania i nie bać się oceniać swoich najbliższych. Oni mają w sobie dobro i miłość, ale mogę stosować wypaczone formy miłości, które wymagają korekty. Nie o to chodzi, aby rodzinę odrzucić, ale by wzajemnie się ubogacić poprawnymi stylami komunikacji. Nie chodzi o to, aby rodzinę oczernić, ale by rodzinę ochronić przed wzajemną nienawiścią lub zwyczajną obojętnością. Bliskość nie jest stanem naturalnym, lecz wymaga wysiłku, stawiania granic i sztuki współodczuwania.