Podobno mamy w tym roku najcieplejszy wrzesień od 70 lat. Faktycznie, aura nas rozpieszcza, co wydaje się aż dziwne. Dzieciom i młodzieży trudno wysiedzieć w szkolnych murach, dorosłych zresztą też ciągnie na dwór, może do lasu na grzyby, może na rowery lub na spacer po parku. Szkoda nam tego czasu, który ucieka nam sprzed nosa, gdy jesteśmy zajęci obowiązkami w pracy i w szkole. W jakiś naturalny, instynktowny sposób czujemy magnetyczne przyciąganie, które każe nam podążać „w stronę słońca”. To teraz. A co, jeśli na zewnątrz pada?
Niesamowite, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od pogody. I może to się wydawać trochę śmieszne, biorąc pod uwagę różne zdobycze techniki, ale gorzej radzimy sobie ze zróżnicowaniem pogody niż jakiś czas temu nasi pradziadkowie i prababcie. Mimo że jadąc konno lub wozem, nie mieli takiego schronienia jak my podróżujący samochodem, pociągiem lub samolotem, mniej przejmowali się chłodem czy deszczem. Gdy trzeba było gdzieś iść, to się szło, gdy trzeba było pracować w polu, to się pracowało. Może tamci ludzie wcale nie zastanawiali się nad tym, czy warto wychodzić, gdy za oknem pada. Zwyczajnie nie mieli innego wyboru, ponieważ ich życie zależało od tego, czy będzie im się chciało pracować w „brzydką” pogodę.
Jakimi strasznymi marudami jesteśmy w porównaniu z tamtymi pokoleniami. Gdy wstajemy rano i widzimy za oknem deszcz i ziąb, wszystkiego nam się odechciewa. Dla niektórych zła pogoda jest najlepszym usprawiedliwieniem, dobrą wymówką, aby zostać w domu, najlepiej pod ciepłą kołdrą i z gorącą herbatą. Są tacy rodzice, którzy starają się uchronić swoje pociechy przed przemoknięciem, wożąc je samochodem od domu do szkoły, ze szkoły na zajęcia dodatkowe, z zajęć dodatkowych znowu do domu. Uważają też, że zabawa na podwórku dopuszczalna jest tylko przy pięknej pogodzie. Sami również unikają jakichkolwiek niepotrzebnych ich zdaniem wyjść, gdy aura nie sprzyja. Mając w domu wszystko: książki, gry planszowe czy też jakieś kreatywne zajęcia, telewizor, komputer lub smartfon, można przeczekać tam czasem nawet całą jesień i zimę, do czasu aż pogoda zacznie się poprawiać.
Działając w ten sposób, stawiamy się w pozycji pokonanych przez warunki atmosferyczne. Oglądając filmy o dawnych czasach, staram się wczuć w sytuację ludzi, którzy mimo wszystko musieli ruszyć w drogę. Gdy widzę na ekranie jeźdźca, siedzącego na koniu i przemokniętego do suchej nitki, przechodzą mnie ciarki. A gdybym ja żyła w tamtej epoce? Wyobrażam sobie moje dzieci wracające ze szkoły jakąś wiejską drogą, mające do przebycia może nawet kilka kilometrów. Idą w każdą pogodę, deszcz, śnieg, wiatr czy skwar. A ja wychodzę po nie lub wyjeżdżam wozem, aby dotarły do domu szybciej, chociaż i tak już są całkowicie przemoczone. Przyznaję się wtedy do myśli, że cieszę się z tego, że urodziłam się właśnie w tych czasach. Z drugiej jednak strony może powinniśmy czegoś się nauczyć, zaczerpnąć z mądrości wcześniejszych pokoleń?
Żyjemy na szerokości geograficznej, która umożliwia nam obserwację i doświadczanie zmieniających się pór roku. I chociaż granice trochę się pozacierały i coraz trudniej stwierdzić, czy już nastała wiosna, czy jeszcze może trwa zima, nie powinno raczej dziwić to, że nie zawsze jest ciepło, słonecznie i przyjemnie. Deszcz w październiku i listopadzie jest czymś normalnym, podobnie jak śnieg od grudnia do lutego, a czasem nawet dłużej. To jego brak, czyli tzw. ciepłe zimy, wzbudzają niepokój i ogólne zdziwienie. Wiemy, że prawdziwa zima jest biała i mroźna, ale nie zawsze mamy okazję, aby to poczuć. Niektórzy nie dają takiej szansy swoim dzieciom. Wystarczy, że dom ma garaż wybudowany w bryle, a w garażu samochód. Nawet jeśli rodzic musi wyjść rano, aby odśnieżyć podwórko, to dziecko już nie ma potrzeby wychodzenia. Przejdzie przez drzwi prowadzące z domu do garażu, tam wsiądzie w nagrzany samochód, przejedzie całą drogę w cieple i wysiądzie tuż pod szkołą. Droga powrotna wygląda podobnie. I tylko zza szyb może podziwiać zimowe pejzaże. Może rodzice, którzy mieszkają w mieście i prowadzą swoje dzieci za rękę w mroźny poranek do przedszkola lub szkoły, chcieliby właśnie mieć taką wygodę. Może współczują swoim pociechom tego, że muszą odczuć na własnej skórze przejmujące zimno listopadowego czy grudniowego poranka. Tu dochodzą do głosu emocje, które skutecznie przeciwstawiają się racjom rozumowym.
Stara mądrość życiowa głosi, że tylko drzewo smagane wiatrem wyrasta na mocne i silne. Odnosząc te słowa do młodego pokolenia, trzeba poważnie się zastanowić, czy ma ono możliwość wzrastać właśnie w mocy i sile. Jak często musi stawiać czoła przeciwnościom, które ukształtują charakter, wyrobią nawyki, dodadzą pewności siebie i wzmocnią samoocenę? Wszystko tkwi w szczegółach, których często sobie nie uświadamiamy. Słowa typu: „Na pewno teraz nie wyjdziesz, spójrz, jaka pogoda”, „Poczekamy, aż przestanie padać, najwyżej nie pójdziemy”, „Podrzucę cię dzisiaj na zajęcia, bo jeszcze zmokniesz” robią swoje. Skoro zwykły deszcz ma prawo popsuć plany, odebrać chęci i motywację, to jak walczyć z większymi przeciwnościami? Dzieci, które słyszą takie teksty, uczą się, że nic nie muszą, gdy pada, że byle deszcz może skutecznie pozbawić ich wielu możliwości. Skoro tak, to znaczy, że są słabe, bezsilne, bezwolne. Jeżeli nie mogą powiedzieć: „Trudno. Jak zmoknę, to zmoknę, ale chcę tam iść” i jeśli nie usłyszą słów wsparcia, poczują się pokonane. A jeżeli jednak pójdą, zmokną, a my po ich powrocie zrobimy z tego awanturę? Może stwierdzą, że nie było warto i nigdy więcej nie podejmą takiego ryzyka.
Wiem, jako rodzice chcielibyśmy uchronić dzieci przed wszystkim, co złe, przykre, niemiłe. Ale to nie jest dobre podejście. Świetną myśl zawarł scenarzysta w filmie animowanym pt. „Gdzie jest Nemo?”. Ryba cierpiąca na zanik pamięci krótkotrwałej wypowiada niesamowitą mądrość: „Skoro nie chcesz, aby coś mu się przytrafiło, to nic mu się nigdy nie przydarzy”. Kwituje to słowami „Dziwne życzenie”. Czy naprawdę chcemy, aby naszym dzieciom nic się nie przytrafiło? A co będą opowiadać swoim dzieciom? Że siedzieli w domu i patrzyli, jak za oknem pada? Nie są z cukru, nie roztopią się od deszczu, nie przewrócą od byle wiatru i raczej nie zamarzną, idąc w zimę po chodniku. Podobnie jak malutkie dzieci potrzebują doświadczać otaczającej ich rzeczywistości przez dotyk, tak również ludzie dorośli muszą poczuć świat swoimi zmysłami. Niech w ich życiu dzieje się coś ciekawego.