Być w bólu, być w cierpieniu, być w złości albo gniewie na kogoś lub na sytuację wywołaną przez innych – jakże to trudne zadanie, pozostawać w doświadczeniu, które wydaje się dla nas niepotrzebnym balastem, nieprzystającym do normy afektem. Doświadczenie smutku, egzystencjalnego cierpienia czy psychicznego kryzysu jest doświadczeniem, które pragniemy szybko usunąć z naszego życia. Jeżeli nie uda nam się tego szybko dokonać, próbujemy to doświadczenie jakoś wyjaśnić, nazwać, usprawiedliwić, zracjonalizować.

Jak wielu próbuje dziś wyjaśnić swoje trudne doświadczenie. Jedni, umotywowani wiarą, z łatwością przyzywają Boga jako sprawcę tego trudu – szukają w tym cierpieniu sensu i o ile jest to kierunek dobry z punktu widzenia wiary, o tyle szybkie poszukiwanie zrozumienia może zabrać nam cenny czas na doświadczenie cierpienia i pozyskanie informacji, jaka za tym doświadczeniem idzie. Są bowiem takie sytuacje, które mówią nam o ranach z przeszłości, są takie sytuacje, które wskazują na to, że źle się odżywialiśmy lub prowadziliśmy kiepski styl życia, a co za tym idzie, zachorowaliśmy. Są takie sytuacje, gdy cierpienie mogliśmy zatrzymać, ale coś nas blokowało, coś nam „kazało” je przyjąć i uznać, że tak być powinno.

Wielu opisuje siebie jako prawdziwych realistów, którzy wiedzą, że cierpienie, konflikty, lęki to „chleb powszedni” naszego życia, więc – paradoksalnie – prawie w ogóle nie przeżywają trudnych stanów emocjonalnych czy kryzysów, ponieważ nieustannie atakują siebie prostą frazą: „takie jest życie”. Nie dziwią zatem nasze przyzwyczajenia, tanie pocieszanie innych, brak empatii, zrozumienia dla chorych, cierpiących, głodnych, bezdomnych, doświadczających przemocy w rodzinie czy niepełnosprawnych – „takie jest życie”, tego nie zmienimy. I tak tworzymy świat, który przyzwala na cierpienie, któremu nie można przeciwdziałać – budujemy świat, który racjonalizuje patologiczne sytuacje w rodzinach, w pracy, w relacjach.

Racjonalizacja naszego życia, szczególnie naszego świata wewnętrznego, może być mechanizmem obronnym, który nie tylko usprawiedliwia znoszenie wielu ciężarów, których znosić nie musimy, ale pozwala także zaopiekować się innymi, dać im głębokie poczucie, że nie powinni znosić doznawania krzywd, że zwykłe „będzie dobrze” nie wystarczy w przeżyciu tego, co trudne. Potrzebujemy wzajemnej wspólnoty akceptacji dla prawdziwego „ja”, które nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania, które przeżywa nieustanne konflikty i rozterki, które nie potrafi do końca uwierzyć, że jest w nim więcej dobra i możliwości szczęśliwego życia aniżeli poczucia winy i ciągłego znoszenia trudów.

Potrzebujemy wydostać się z obronnych schematów, które nie pozwalają nam oddychać „pełną piersią”, przeżywać życia świadomie, w spokojnym tempie, bez niepokoju i stresu, bez usprawiedliwiania siebie i innych, bez godzenia się na to, czego naprawdę nie chcemy, i znoszenia tylko tego, czego naprawdę zmienić nie możemy. Jeśli nic się nie zmieni, nic się nie zmieni – pozostaniemy w nieświadomym dryfowaniu na falach życia, bez celu, bez nadziei na inne życie, bez wiary w lepszy świat i bez prawdziwej miłości, która wszystko przetrzyma.