Pojawia się w nas dość często chęć zmiany, najczęściej zmiany innych, zmiany rzeczywistości, uwarunkowań i zasad. Zdarza się i tak, że pod wpływem jakiejś lektury lub wykładu rośnie w nas pragnienie zmiany samych siebie, udoskonalenie. Po kilku dniach wydaje się to jednak za trudne, jakby nie nasze – stare nawyki wydają się silniejsze, my czujemy swoją niemoc i żeby to jakoś zrekompensować, dajemy rady innym.
Dawanie rad, wskazywanie rozwiązań, epatowanie wiedzą, ocenianie i, ostatecznie, surowe wymaganie – to wszystko etapy zmieniania innych, w poczuciu, że jak oni się zmienią, to świat będzie lepszy, to moje problemy znikną lub chociaż częściowo zostaną zminimalizowane. Oczywiście są ludzie toksyczni, którzy wymagaliby zwrócenia im uwagi, jakiejś naprawy, nauczenia innych zachowań, ale to jest całkowicie niezależne od nas, nie mamy nad tym kontroli. Kłamstwa, którymi żyjemy, są w dużej mierze oparte na wprowadzaniu ładu w życie innych, tak jakbyśmy ciągle mieli problemy z akceptacją rzeczywistości takiej, jaka naprawdę jest. Chęć zmiany szefa, kolegi z pracy, rodziców, dzieci, rodzeństwa, poczucia jakiejś niesprawiedliwości w relacjach, niesprawiedliwości życiowej, zawodowej. Do tego dochodzi jeszcze zazdrość ekonomiczna, która potrafi trawić od środka. Wszystko to niezwykle frustruje, odbiera zapał do życia, czyni marudami, którym żadna skaza nie przejdzie mimochodem. Narzekanie, „jęczenie” na własne życie, na realia, w których się żyje, nie zmienia nic – oczywiście czasem potrzebny jest upust emocji, ale koniec końców musimy się zmierzyć z ciężarem własnego życia. Gdy ten pesymizm rozwija się w nas, powoduje, że oceniamy negatywnie też innych, to ukradkiem wchodzimy w rolę skrzywdzonego dziecka, które za wszelką ceną chciałoby znów zaznać bezpieczeństwa rodzinnego domu i zabrania choć trochę odpowiedzialności za życie.
W rzeczy samej nasze działania, wypowiadane do innych słowa, próby „nawracania” na własną rację czy dawanie nieustannych rad i rozwiązań mówi więcej o nas samych niż ocenia innych. To my musimy się zmierzyć z tymi zasadniczymi pytaniami: Dlaczego chcę kogoś zmieniać? Co mnie rzeczywiście motywuje? Jakie moje problemy powodują, że widzę wady i słabości u innych? Dlaczego tak trudno mi jest pogodzić się z rzeczywistością i skupić się tylko na sobie? Czego ja w rzeczywiście od nich chcę? Współczucia, troski, bliskości…?
Aby zmienić świat, trzeba zmienić siebie, aby zmienić siebie, trzeba dobrze siebie poznać. Dopiero gdy uznamy w sobie wszystkie blaski i cienie, będziemy w stanie podjąć wyzwanie zmiany, nauczymy się brać odpowiedzialność tylko za siebie, za swoje myśli, działania i podejmowane kierunki. Trzeba jednak wiele wyrozumiałości wobec samego siebie oraz cierpliwości „stawania się”. Najważniejsze, abyśmy nie my zmieniali innych, ale pozwolili się zmieniać – niech to będzie dla nas nowe zadanie, aby w naszych codziennych relacjach wejść w rolę ucznia, a nie nauczyciela, inspirować siebie, a nie inspirować innych. Sztuka zmiany nigdy nie wychodzi bez autentycznej pokory wobec wszechobecnej ograniczoności.