Świat, w którym żyjemy, zmienia się nieustannie. Każda doba naszego życia wystarczy nam jako świetny dowód. Codziennie nastaje dzień, a po dniu noc, zmieniają się pory roku, położenie gwiazd i planet na niebie, przyroda budzi się do życia, rozkwita, owocuje i usypia na zimę, rodzimy się, rośniemy, starzejemy się i odchodzimy. Tyle różnych rzeczy dzieje się wokół w tak krótkim czasie. Jedne obserwujemy jak widzowie w teatrze, przypatrując się scenom odgrywanym przez innych, niektóre stają się naszym udziałem i angażujemy się w nie osobiście. W sumie można powiedzieć, że bez zmian ludzkość nie dotarłaby aż do tego miejsca, w którym teraz się znajduje. Gdybyśmy nie dążyli do osiągania coraz to nowych rzeczy, wprowadzania w życie swoich pomysłów, nawet z pozoru niedorzecznych, i szukania lepszych rozwiązań, może wciąż siedzielibyśmy w jaskini i w strachu nasłuchiwali odgłosów z zewnątrz.

        

W odniesieniu do życia każdego z nas, tzn. pojedynczego człowieka, słowo ZMIANA powinno być kojarzone z ROZWOJEM, krokiem naprzód. Unikanie w życiu zmian, trzymanie się kurczowo tego, co do tej pory udało nam się osiągnąć, oznacza zastój, a w pewnym momencie może być równoznaczne z zacofaniem. Świat bowiem idzie dalej i wreszcie nas minie, jak autobus odjeżdżający z przystanku. A my zostaniemy. Pamiętam moją babcię, która nie potrafiła zrozumieć działania odtwarzacza VHS czy komputera. Dla Niej był to za duży skok technologiczny, a Ona myślami była na swojej wsi „sielskiej anielskiej”, gdzie wszystko było proste i łatwiejsze. Została na przystanku. Dzisiaj postęp gna jeszcze szybciej, a co za tym idzie, my musimy się bardziej spieszyć, aby za wszystkim nadążyć. Martwię się, co będzie ze mną na starość.

 

Zmiany wiążą się również z koniecznością podjęcia decyzji, co u niektórych jest źródłem lęku. Wynika to z konieczności wzięcia odpowiedzialności za „efekt końcowy”. Nie znając konsekwencji ewentualnych zmian, wolimy nic nie zmieniać. Nie rozglądamy się, więc często nie widzimy okazji do rozwoju, szansy na lepsze życie. Zostawiamy wszystko tak, jak jest, aby nie żałować i nie musieć się tłumaczyć. Tak jesteśmy skonstruowani, że chętniej obnosimy się z naszymi sukcesami, niż przyznajemy do porażek. Najlepiej, gdyby można było zrzucić na kogoś winę za złą decyzję, obarczyć naszym niepowodzeniem osobę, do której zwróciliśmy się po jakąś radę. W roli „kozła ofiarnego”, również na swoje życzenie, występują często rodzice, wywierając presję na swoich dzieciach przy wyborze szkoły, kierunku studiów czy narzeczonych, ściągając na siebie ewentualne pretensje i żale związane ze złym wyborem.

        

Gotowość do autonomii w tej kwestii wymaga odwagi i stanięcia w prawdzie o sobie, swoich predyspozycjach, dążeniach i możliwościach. Ale przede wszystkim wymaga DOJRZAŁOŚCI. Obserwując tak rozwój pojedynczego człowieka, jak i rozwój całego gatunku ludzkiego, można zauważyć, że wszelkie zmiany dokonują się dopiero wtedy, gdy osiągamy dojrzałość. Nie mam tu na myśli wejścia w okres dorosłości i nie chodzi o wyznaczanie jakichś granic wiekowych. Różnorodność i częstotliwość zmian, z jakimi musimy się zmierzyć w całym czasie naszego istnienia, domaga się różnych poziomów dojrzałości. Spróbujmy więc rozumieć ową dojrzałość jako swego rodzaju GOTOWOŚĆ do przyjęcia nowego sposobu funkcjonowania. Na poziomie jednostki dostrzeżemy to w naszym najbliższym otoczeniu. Dziecko przechodzi od ssania do gryzienia pokarmów, w momencie gdy jest na to gotowe fizjologicznie, później rozpoczyna naukę w szkole, gdy osiągnie odpowiedni stopień rozwoju umysłowego i emocjonalnego. Dorosły natomiast zakłada rodzinę, gdy dojrzeje do wzięcia odpowiedzialności za drugiego człowieka, i podejmuje różne funkcje we wspólnocie ludzi, z którymi żyje na co dzień, dopiero gdy potrafi przejść na wyższy poziom rozwoju społecznego. Na poziomie gatunku możemy łatwo dojść do wniosku, że człowiek żyjący np. cztery tysiące lat temu nie był gotowy na to, aby odkryć pewne prawa fizyki, opanować współczesne technologie i zajrzeć w głąb komórek lub też polecieć w kosmos. Wszystko działo się etapami, małymi kroczkami, które stawialiśmy, gdy byliśmy na to gotowi. Gdy potrafiliśmy stawić czoło temu, czego do tej pory się baliśmy.

 

Ludzkość i świat, w którym żyjemy, podlega zmianom nieustannie. A mimo to każdy ma swój sposób podchodzenia do tej rzeczywistości. Niektórzy z nas bezpieczniej czują się, żyjąc w pewnej stabilizacji. Po dokonaniu koniecznych wyborów, takich jak założenie rodziny, zdobycie zawodu i podjęcie pracy, woleliby już osiąść w konkretnym miejscu i czasie na stałe. Z niepokojem więc przyjmują każdy „kamyczek w trybikach”, to znaczy wszystko, co mogłoby wybić ich z zastanej rutyny. W pracy wolą się nie wychylać, aby przypadkiem komuś nie podpaść. Nawet jeśli ciągle narzekają, to i tak jej nie zmienią – boją się „stanu zawieszenia”, tej niepewności, która wiąże się z ponownym szukaniem pracy i pytaniem samego siebie „czy dobrze zrobiłem?”. Gorzej, gdy będą zmuszeni do zmian przez okoliczności, na które nie mają wpływu. Nawet zmiany nieuniknione, takie jak dorastanie i wyprowadzka dzieci, są dla nich zbyt dużym przeżyciem. W takich chwilach zachwiane zostaje ich poczucie bezpieczeństwa, co może skutkować skrajnymi stanami emocjonalnymi i psychicznymi.

 

Są też wśród nas tacy ludzie, którzy pędzą przez życie, jakby chcieli dogonić przyszłość, i odrzucają to, co mogłoby zatrzymać ich w miejscu. Niekiedy nie mają nawet czasu na zakochanie się, założenie rodziny, na dzieci, a nawet na zakup mieszkania czy domu. Żyją na walizkach tu i teraz gotowi natychmiast zmienić miejsce pobytu, gdy sytuacja będzie tego wymagała. Lubią wciąż doświadczać czegoś nowego, odkrywać to, co nieznane, zagłębiać się i sięgać tam, gdzie inni nie mają odwagi. Rozglądając się wokół, widzą mnóstwo możliwości i wciąż zadają pytania. Można powiedzieć, że zmiana, rozumiana jako rozwój, to ich żywioł. Dzięki nim ludzkość idzie do przodu, mamy nowe technologie ułatwiające życie, więcej wiemy o otaczającym nas świecie. Dowiadujemy się też, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiemy i nie rozumiemy. Czasem jednak musimy zweryfikować to, czego dokonaliśmy i przyznać się do błędu. Jeśli odrzucimy wszelkie ograniczenia, staniemy na progu katastrofy. Nie wszystkie zmiany są dobre i nie wszystkie są potrzebne.

 

Gdzieś pomiędzy tymi dwoma typami ludzi powinien znajdować się trzeci, UMIARKOWANY. Taki, który będzie rozumiał, że zmiany są nieuniknione, jeżeli chcemy się rozwijać i dać możliwość rozwoju następnym pokoleniom. Jednocześnie mamy historię naszego gatunku, która jest bogata w doświadczenia przodków. Nie odrzucajmy jej, ale raczej potraktujmy jako lampkę alarmową. Niech przypomina nam, że jesteśmy omylni, że mamy prawo popełniać błędy, ale również, że powinniśmy się na błędach uczyć. I osiągnięcie tego zrozumienia również zaliczmy do rozwoju. To, że w pewnym momencie odrzucimy strach przed każdą zmianą, że zrobimy krok w dojrzałość i zgodzimy się przyjąć odpowiedzialność za konsekwencje naszych decyzji, będzie kolejnym stopniem w rozwoju emocjonalnym i psychicznym.