Myślenie o czasie świątecznym może mieć różne formy. Możemy skupić się na doświadczaniu przyjemności smakowych, szykując się na prawdziwą ucztę, możemy myśleć o obdarowaniu innych i centralnym punktem przeżywania uczynić wręczanie sobie podarunków. Możemy też doświadczać lęku lub niepewności ze względu na bliskie spotkanie z rodziną – takie spotkanie może kojarzyć nam się niezbyt dobrze ze względu na wszechogarniające napięcie. Możemy też niczym dziecko oczekiwać wspólnego biesiadowania przy suto zastawionym stole. Niektórzy może czekają na ten czas, aby uciec do ciepłych krajów i mimo chłodu w sercu zaznać trochę ciepła.
Gdy zastanowisz się nad swoim przeżywaniem, nad myślami, które snujesz wokół świąt, wtedy też uzmysłowisz sobie, czym one są dla ciebie. To, o czym myślisz, na czym się w tym okresie skupiasz, ukazuje prawdę o Tobie, o Twoim wnętrzu, o Twoim przeżywaniu czasu wyjątkowego. Ale czas Bożego Narodzenia jest tylko przykładem, który skupia w sobie jak w soczewce nasze prawdziwe intencje. Obnaża sens naszej obecności wśród bliskich i przyjaciół. Może jest tak, że wykorzystamy spotkanie, aby ukazać kolejną maskę, ukrywając prawdziwe uczucia, ból i słabość, której doświadczamy? Może ukryjemy radość ze względu na wstyd, którego na co dzień doświadczamy? O czym powiemy, a co przemilczymy? Kogo zaprosimy, kogo będziemy unikać? O co będziemy się kłócić, zanim nadejdzie czas przebaczenia (podzielenia się opłatkiem)?
W wielu rodzinach przebaczenie nie nadchodzi, Bóg jakby się nie rodzi, miłość jakby stygnie, obecność wydaje się tylko fizyczna. Nastaje emocjonalny chłód zagłuszany kolędami z telewizora, stukiem talerzy i kieliszków. Co młodsi odchodzą do swoich pokoi, aby zaszyć się w wirtualnym świecie, gdzie co minutę pojawiają się zdjęcia rodzin z życzeniami, gdzie wszystko wydaje się takie pełne radości. Gdy nagle okazuje się, że chodziło tylko o to, aby dobrze zjeść, aby mieć czas na dzielenie się swoimi przeżyciami. Może chodziło tylko o prowokowanie kolejnej wymiany zdań o polityce, pracy i innych dziedzinach, które w porównaniu do autentycznie bliskiej obecności drugiego człowieka są po prostu marnością.
W święta ujawniają się nasze systemy wartości, nasze codzienne rytuały, nasze pragnienia i potrzeby, a nade wszystko ujawnia się nasz stosunek do bliskich, stosunek do drugiego człowieka.
Gdy wyobrazimy sobie stajnię w Betlejem, chłód zewsząd nas otaczający, zapach zwierząt i siana; gdy zauważymy, że wkoło nie ma niczego, nie ma wykwintnych potraw, zastawionych stołów, elektroniki, kolęd dudniących nad wyraz; nie ma innych pomieszczeń, aby się schować, nie ma prezentów, na które czekaliśmy, ani choinki, którą stroiliśmy; gdy ujrzymy tam zwyczajną młodą rodzinę, oczekującą cudu, to wtedy i my w prostocie serca staniemy wobec naszej rodziny, rodziny, która zawsze potrzebuje cudu; wtedy zdamy sobie sprawę, że cudem jest zwyczajna obecność – człowieczeństwo, empatia, otwartość, miłość, czułość, łagodność, bez zbędnych słów i gestów. Potęga obecności czyni święta najpiękniejszym czasem.
Obecność jest podstawowym i najprostszym wymiarem miłości, bowiem bliskość wydaje się najpiękniejsza, gdy milczymy, najsilniejsza, gdy po prostu jesteśmy, najtrwalsza, gdy potrafimy ufać ciszy, która rodzi się między nami.
Nie dajmy się zwieść, że na świecie są sprawy ważniejsze niż BYĆ, że istnieje jakieś MIEĆ, dla którego warto poświęcić spotkanie z drugim człowiekiem. Nie pozwólmy, aby święta były czasem, gdy wszystko jest ugotowane, sprzątnięte i jakby gotowe, a tak naprawdę brakuje wewnętrznej gotowości – gotowości serca, aby kochać i przebaczać, radować się i dzielić zwyczajną obecnością.