Każdy saper zna zasadę funkcjonowania wykrywacza min. Zanim jednak dowie się o samym urządzeniu, tłumaczy mu się z całą mocą o złu, jakie tkwi w minie, że jest ona ukryta, że wyrządza szkody niepostrzeżenie, że może rozerwać człowieka, wysadzić samochód bojowy czy nawet wybuchnąć gdzieś w głębinach oceanu. Gdy jednak spojrzy się z perspektywy wroga, mina daje względne bezpieczeństwo, opóźnia działania przeciwnika, stanowi czasem zaporę nie do przejścia. Czasami szkolenie wojskowe rodzi w człowieku natrętne myślenie o złu, które czai się tuż za rogiem. Człowiek staje się niezwykle czujny, aby umieć odnaleźć to, co zagraża, i to zniszczyć.

Każdy z nas, czy to w rodzinie, czy w szkole mógł też zostać dobrze przeszkolony (wychowany) do poszukiwania tego, co złe. Szybkie wychowawcze hasła niosły za sobą głęboką treść, szczególnie wtedy gdy w rodzinach brakowało miłości wobec bliźnich, prawdziwej bliskości i przyjaźni. Łatwo było o napięte rozmowy, w których poszukiwało się problemów, wykrywało się miny, które zagrażają. Problem w tym, że zagrożenie nie znikało, nikt tych min nie rozbrajał. Z biegiem lat wydawać się nam może, że winnych naszej sytuacji jest naprawdę wielu, że za wojny i konflikty odpowiedzialnych są tysiące osób. Nie wspominając już o politycznych dysputach, które łatwo określały winowajcę.

Gdy zła poszukiwało się na zewnątrz i dziecku wpajało się natrętne poszukiwanie zła w świecie, to w dorosłym życiu zachowuje się on jak dobrze przeszkolony saper, który każdą wolną przestrzeń uważa za potencjalne zagrożenie. Gdy dziecko widzi codzienne rodzinne napięcia, nawet mikropotyczki, to z czasem świat wokół wydaje mu się światem wojny, konfliktu, w którym każdy niejako musi sobie wyrwać okruchy miłości. Jakże to trudne, gdy w domu wmówiono mu, że wszyscy są wrogami. Nawet gdy o tym głośno nie mówiono, to sama postawa rodziców, którzy nie zapraszali znajomych (może ich nawet nie mieli), nie wychodzili do miejsc publicznych, nie uczestniczyli w życiu społecznym, rodziła przekonanie, że najlepiej jest być w domu.

Niekiedy wychowanie przybiera jeszcze brutalniejszy obraz, gdy dziecko staje się miną – ciężarem, przeszkodą, staje się czymś, co trudno rozbroić, mieć pod kontrolą. Rodzic nie był dobrze przygotowany do poradzenie sobie z nowym zadaniem i dlatego rozpoczyna szkolenie od dziecka. Próba kontroli zaczyna rodzić emocjonalną przemoc. Rodzice, którzy zaczynają wszystko wiedzieć lepiej, rozpoczynają nieustanne umoralnianie, niejako tresurę moralną. Zdarza się, że karzą swoje dzieci za to, że nie są takie, jak by chcieli – zabraniają pewnych zachowań, nie odzywają się, nie okazują czułości – wszystko po to, aby nauczyć dziecko. Tylko czego?

Jednym z powszechnych w dzisiejszym świecie efektów takiego wychowania, które dotykać może nawet ponad połowę ludzkości, jest wychowanie „poszukiwacza win” – dzisiejsza młodzież, ale i nie tylko, zdaje się czuć nieproporcjonalnie winna. Winna słabym ocenom, winna złym zachowaniom, winna kulturze. Wielu dziś żyje w poczuciu konieczności udowadniania innym, że są w porządku, że są warci miłości bez względu na to, co i jak robią. Walczą z rozszerzającym się polem minowym, gdzie znajdują całą paletę win – z czasem niejako cała ich tożsamość staje się winą i ich życie przybiera obraz szarej depresyjności, niechęci do życia, do relacji. Wiele problemów ludzkości zniknęłoby, gdyby wychowywano nas do poszukiwania dobra, do wykrywania tego, za co możemy być wdzięczni, co nam się rzeczywiście udało.

Niestety, wiele zaburzeń depresyjnych, nerwic, zaburzeń osobowości rodzi się z wychowawczego szkolenia, które uaktywnia w nas tak nieprzyjemne uczucia, jak poczucie winy, wstyd, lęk. Jeżeli doświadczamy tych uczuć, to nie obawiajmy się, można podjąć inne szkolenie, które pokaże nam lepszy świat – sami możemy szkolić się we wdzięczności i kochaniu samych siebie. Jeżeli jesteśmy rodzicem, który swoim zachowaniem buduje izolację i potęguje nieprzyjemne uczucia u swoich dzieci, to również nie ulegajmy przerażeniu – jutro możemy zacząć od nowa, mówiąc swojej córce lub synowi po raz pierwszy od lat: „Kocham cię! Jesteś dla mnie bardzo ważna/ważny” – to na początek wystarczy, choć nie będzie to łatwe.

Każdy z nas ma w sobie „poszukiwacza win”, który czasem rośnie do monstrualnych rozmiarów, nie pozwalając na żaden dobry ruch. Nie dajmy się jednak przeszkolić do końca i zacznijmy od nowa, porzucając stare schematy. Zbudujmy w głowie „wykrywacz dobra” i stańmy się wrażliwi na dobro, podobnie jak wrażliwi byliśmy kiedyś na zło. Nie zapomnijmy, że najwięcej dobra możemy wykryć w nas samych – są w nas przestrzenie zakryte kiedyś poczuciem winy, wstydem i lękiem; tam właśnie chowają się nasze talenty, zasoby i możliwości. Na końcu naszego lęku znajduje się początek naszej radości.