Wrześniowy czas to okres szczególnie przyjazny, bo pełen wyzwań, dla tych wszystkich, którzy uwielbiają realizować się poprzez sprawną organizację, podejmowanie licznych obowiązków, planowanie, tych, którzy najlepiej czują się, żyjąc intensywnie i pełnią zadań. Mowa tutaj o perfekcjonistach, zadaniowcach. Perfekcjoniści to osoby robiące wszystko bezbłędnie, a przynajmniej taki cel sobie stawiające. Mają przed sobą co rusz to nowe wyzwania, a kiedy osiągną wyznaczony cel, zaraz znajdują następny. I o ile na co dzień zaradność i efektywność to wskazane i godne pochwały cechy, o tyle przestają takimi być, jeśli stają się strategią obronną, czyli ucieczką przed jakimiś problemami, nierozwiązanymi sprawami, nieuporządkowanymi emocjami. Mogą bowiem stać się dużym utrudnieniem w zrównoważonym podejściu do życia.
Taka postawa często jest tak naprawdę przykrywką dla odczuwania głębokiego zwątpienia we własne możliwości i wiecznego niezadowolenia z siebie. Skłonność do nieustannego bycia zajętym prowadzi w konsekwencji do stresu, spięć, nerwowości, ogromnych wyrzutów sumienia, kiedy coś nam nie wychodzi. Często też utrudnia nam skutecznie odpoczywanie, powoli pozbawia nas uważności, umiejętności cieszenia się chwilą, zdolności do łapania życiowego oddechu. Bo nawet jeśli perfekcjonista wpisze sobie w swój grafik codzienny spacer, na przykład z dzieckiem, to niekoniecznie będzie na tym spacerze mentalnie obecny. Najprawdopodobniej będzie zatopiony myślami w kolejnym zawodowym projekcie czy w domowym grafiku układanym na następny dzień, tydzień.
Takie osoby często przestają odbierać świat zmysłami – wzrokiem, słuchem, węchem, dotykiem. To zupełne przeciwieństwo wrześniowego problemu dzieci, których zmysły bywają przestymulowane do granic wytrzymałości. U zadaniowców może występować syndrom odwrotny – znieczulenie zmysłów, odcięcie ich od kontaktu z rzeczywistością, a właściwie niedopuszczanie ich do świadomości. Nic dziwnego więc, że powstają kliniki psychosomatyczne, w których stosuje się między innymi trening pozytywnych doznań, który polega na uczeniu człowieka odczuwania szczęścia, a zaczyna się od obudzenia uśpionych i stłumionych zmysłów, niejako nauczenia ich od nowa odbierania rzeczywistości. Podobne efekty mają przynieść coraz popularniejsze treningi uważności. Celem takich zabiegów jest wyostrzenie zmysłów, zaangażowanie ich w to, czego akurat doświadczamy – wzroku w obrazy na spacerze, smaku w spożywane niespiesznie potrawy, dotyku w odczucia płynące z otulania się miękkim kocem w chłodny jesienny wieczór, słuchu w kojące dźwięki radiowej muzyki czy odgłosy natury.
Nie jest łatwo zatrzymać się i zacząć świadomie odbierać świat zmysłami. Są różne ćwiczenia ułatwiające zmianę nawyków, np. mentalne robienie zdjęć. To takie przypatrywanie się rzeczywistości po to, aby uchwycić obraz, ruch, kawałek świata, wydobyć zbliżenia (także smaku, zapachu). To ćwiczenie nie jest łatwe, bo wymaga uspokojenia gonitwy myśli, ale przede wszystkim wysiłku odwrócenia uwagi od siebie samego, od swoich ambicji realizowanej poprzez zadania, wyzwania, listy spraw obowiązkowych. To szczere zainteresowanie tym, co się widzi, czego się doświadcza, w konsekwencji prowadzące do dystansu, uspokojenia i znalezienia harmonii.
Inną strategią może być przypatrywanie się otoczeniu w taki sposób, jakby było się przybyszem z zaświatów, jakby widziało się wszystko po raz pierwszy. Nie będzie to wielką mistyfikacją, bo według filozofów i tak wszystko jest zmienne i nic przecież dwa razy się nie zdarza. Można też spróbować opisywać to, czego doświadczamy, słowami np. dziecku lub wyobrażonemu słuchaczowi. Nie jest jednak istotna technika, metoda, ćwiczenie. Ważne, by oddać zmysłom ich prawo do percepcji świata i uszanować je, zachwycając się tym, co nam przekazują.
Takie chwilowe zatrzymania, uważności i budzenie zmysłów do ich pierwotnej, właściwej funkcji to dobra strategia autoterapeutyczna, odpowiedź na życiowy bieg, lekarstwo na wyrzuty sumienia wobec nicnierobienia, nieumiejętność relaksu i odpoczynku. To wybór esencjonalnego spędzenia czasu, zamiast relaksu prowizorycznego i pozornego. Dopiero z tak naładowanymi akumulatorami możemy wrócić do naszego biegu i perfekcjonizmu – o ile nadal tego będziemy potrzebowali – czy po prostu do harmonijnego podjęcia swoich obowiązków.