Latem bardzo wiele osób odwiedza miejsca święte. Jedni, podróżując po świecie, przy okazji odwiedzają ważne miejsca religijnego kultu, inni wręcz skupiają się tylko na tym, by odwiedzić je w wolnym czasie, i ma ono dla nich tylko wymiar religijny. Czym zatem jest takie odwiedzanie miejsc świętych? Od wieków nazywano je pielgrzymowaniem.
Pielgrzymowanie w różnych tradycjach religijnych ma swoje głębokie korzenie. Zawsze było związane z odwiedzeniem miejsca świętego w celu odbycia pokuty za grzechy, zadośćuczynienia, błagania o wybaczenie win czy prośby o… Pochodzi od łacińskiego słowa pereginus – cudzoziemiec, czyli ktoś podróżujący po świecie. W starożytnej Grecji per-epi-demos to był ktoś niezamieszkujący na stałe, rezydent, przygodny podróżnik. W średniowieczu rozkwitła idea pielgrzymowania do miejsc świętych i do miejsc, gdzie znajdowały się groby męczenników (do Rzymu – groby apostołów czy Santiago de Compostela – grób św. Jakuba). Idea nawiedzania miejsc świętych czy grobów świętych, czy osób ważnych dla danej religii istnieje niemalże w każdej religii – zarówno w judaizmie, jak i islamie. Związana była z podtrzymywaniem tradycji i praktykami religijnymi. Była tym większa, im bardziej rozbudowane były praktyki religijne.
A jak jest dzisiaj? Czy ten rodzaj praktykowania wiary ma jeszcze rację bytu? Czy dziś możemy mówić o odwiedzaniu miejsc świętych, by wzbogacić się duchowo, zbliżyć do sacrum? Czy odwiedzamy je tylko z pobudek czysto kulturowych? Trzeba przyznać, że w chrześcijaństwie tradycja pielgrzymowania istniała od początku, bo przejęto ją bezpośrednio z judaizmu. Jednak na przestrzeni wieków zmieniała się nieco wraz z pogłębionym rozumieniem wiary. Sam Kościół nigdy nie podważył sensu pielgrzymowania do tych wyjątkowych miejsc. Trzeba też pamiętać, iż samo pielgrzymowanie odnosi się też bezpośrednio do naszej ziemskiej wędrówki przez życie. I jej wymiar eschatologiczny uwidaczniał się też mocno w samym wędrowaniu. O ile dawniej pielgrzymowano głównie pieszo i tylko taka droga była uznawana za pielgrzymkę, obecnie tylko w niewielkiej części pielgrzymek pozostała taka forma przebycia drogi do świętego miejsca. Możliwości przemieszczania się na duże odległości, możliwość dotarcia do najodleglejszych miejsc na ziemi, kiedyś niedostępna dla większości wiernych, sprawiła, że i samo pielgrzymowanie zostało w większości pozbawione jednego z najgłębszych wymiarów pielgrzymowania: pokonywania trudów drogi pieszo. Pierwotnie to właśnie ten wysiłek, trudy drogi miały też charakter ekspiacyjny. Przekładał się bezpośrednio na przenoszenie akcentu z tego, co doczesne, materialne, na to, co duchowe i wieczne. Dziś, gdy formy pielgrzymowania po pierwsze pozbawione są tych trudów fizycznych – bardziej podróżujemy, niż pielgrzymujemy, gdyż skrócił się nie tylko czas przybywania do tych szczególnych miejsc, przez co mamy mniej czasu na przemyślenie wielu spraw związanych z wiarą, a po drugie forma przebywania tej drogi – transport samochodowy, lotniczy – pozbawiają nas ważnego aspektu, który był nieodłącznie związany z pielgrzymowaniem.
Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna współcześnie kwestia związana z religijnością i przeżywaniem naszej wiary. W pielgrzymowaniu zawartych jest wiele aspektów religijności i zrytualizowania wiary. Współczesny człowiek ucieka od takich form lub odwrotnie – trzyma się ich za wszelką cenę, by zachować choć szczątki wiary, jak mu się wydaje. Jednak dziś jak nigdy potrzebujemy życia według Ducha Świętego, by ocalić naszą wiarę. Pielgrzymowanie do świętych miejsc jawi się czasem jako coś przestarzałego, nieadekwatnego dla nas współczesnych. Niemalże wspominkowego. Miejsca najliczniej odwiedzane w świecie chrześcijańskim, oprócz Rzymu i Ziemi Świętej, to zdecydowanie są największe Sanktuaria Maryjne na świecie – Lourdes, Fatima, La Salette, Guadalupe, Akita czy polski Gietrzwałd lub Jasna Góra (która nie jest miejscem objawień). Niestety, w niektórych tych miejscach nie tylko często kwitnie w najlepsze pobożność ocierająca się o dewocję (czego przykładem jest cały biznes z dewocjonaliami czasami ocierający się o absurd), ale i podkreślane są akty, czynności religijne mające nas niemalże zbawić. Formy pobożnościowe, które czasami mogą mieć niewiele wspólnego z żywą wiarą. Czymże może być dla współczesnego człowieka miejsce, gdzie Maryja objawia się dzieciom w XIX wieku i nawołuje do nawrócenia? Po pierwsze nawet wobec uznania przez Kościół prawdziwości takich objawień nie mamy obowiązku w nie wierzyć, bo one nie dopełniają w żaden sposób Objawienia Jezusa Chrystusa. Po drugie zracjonalizowany współczesny człowiek może mieć problem z tego typu formami wiary. Z jednej bowiem strony jesteśmy trochę wyczuleni na przejawy dewocyjności wiary, a z drugiej pragniemy się trzymać jakichś form pobożności. To napięcie może zelżeć w momencie przyjęcia prawdy, iż wiara chrześcijańska jest życiem w Duchu Świętym, a nie jest wykonywaniem kolejnych mniej czy bardziej skomplikowanych czynności religijnych, których forma jest ściśle określona. Jeśli przejdziemy tę granicę, wtedy odwiedzenie świętego miejsca niesie ze sobą coś zupełnie innego niż tylko jakąś kolejną formę pobożności. Co ważne, można tego doświadczyć w niektórych z tych miejsc, które uchroniono od skomercjalizowania. Jednym z takich miejsc jest na pewno La Salette we Francji lub polski Gietrzwałd. Oba te miejsca są pozbawione całej tej warstwy biznesowo-dewocyjnej, a ich skromny wymiar dają każdemu, kto tam przyjeżdża, wiele do myślenia. Poza bazyliką i domem pielgrzyma w sumie nie ma tam niczego innego, zarówno w jednym, jak i w drugim miejscu. Nawet infrastruktura turystyczna jest skromna (noclegi, wyżywienie), ale na wystarczającym poziomie. Mamy zapewnione tam godne i wygodne warunki. Pozwala nam to skupić się na tym, co najważniejsze: modlitwie i spotkaniu. Cudowne położenie obu tych sanktuariów – jedno wysoko w Alpach, drugie wśród pięknych warmińskich wzgórz i pól – pozwala nam zachwycić się naturą i skupić umysł i serce na tym, co tam najważniejsze. Wtedy pielgrzymowanie staje się wędrówką serca. Może nie ma wymiaru przechodzenia z aspektu fizycznego trudu do duchowego życia, ale na pewno możemy doświadczyć tam absolutnie niezwykłego piękna przenoszącego nas z poziomu natury ku naszemu wnętrzu.
Czego możemy doświadczyć, pielgrzymując współcześnie? Czy warto odwiedzać takie miejsca? Mogą one stać się dla nas nie tylko znakiem i świadectwem przeszłych pokoleń wierzących, a tym samym wejściem i poznaniem spuścizny naszej wiary, ale również żywą odpowiedzią na nasze współczesne bolączki. Czasem zatrzymania, przewartościowania i doświadczenia, iż współcześnie również potrzebne nam są miejsca poświęcone tylko modlitwie, na wskroś duchowe, przeniknięte świadectwami nawróceń i tętniące żywą wiarą. Może tam właśnie możemy bardziej niż gdziekolwiek doświadczyć, iż jesteśmy jednak pielgrzymami na tym świecie. Nasza wędrówka przez świat staje się o wiele głębsza, pełniejsza, dotykając tego, co najistotniejsze w naszym życiu. Otwarcie się na „życie w Duchu” może nas przemienić. Może zaprowadzić nas tam, gdzie się nie spodziewamy. To dlatego w tych szczególnych miejscach możemy usłyszeć o wielu radykalnych przemianach ludzi. Możemy tam spotkać wiele osób będących żywym świadectwem wiary chrześcijańskiej. Oczywiście nie należy popadać w skrajności. Te wyjątkowe miejsca pielgrzymowania nie mogą się stać treścią naszej wiary. Nawet najwspanialsze doświadczenie duchowe w takim miejscu nie da się skopiować. Nie wypełni też ono całego życia, jakie mamy. Musimy wrócić do naszej codzienności i żyć nią. Najpełniej, jak potrafimy. Wiele osób zachłyśniętych cudownością doświadczeń na pielgrzymkowych wyjazdach popada w pułapkę życia od pielgrzymki do pielgrzymki, podczas gdy ich życie duchowe niewiele się zmienia. Ich wiara nie wzrasta, a często wzrasta religijność – czyli rozbudowuje się zrytualizowanie wiary, zamykanie jej w aktach pobożności, odmawianiu formuł czy nabożeństw. Choć one same w sobie nie przeczą wierze i mogą ją ubogacać. Warto więc dać sobie co jakiś czas taką możliwość pielgrzymowania, by zachować bogactwo, jakie ono niesie, ale i by pobudzić swoją wiarę. Jeśli jednak nie widzimy owocowania duchowego po takich pielgrzymkach, może warto się zastanowić, czy warto w ogóle to robić. Nie ma jednej recepty dla wszystkich. Jedni kochają taką formę praktykowania i umacniania wiary, inni są sceptyczni. Jednak kluczowe jest zrozumienie, iż pielgrzymowanie to wyruszenie z naszego miejsca – punktu naszego życia, w którym obecnie jesteśmy – ku Bogu. Taka wędrówka może nabrać też fizycznego wymiaru – może ośmieli nas, byśmy wybrali się w prawdziwą pielgrzymkę – pieszą, obarczoną trudami i kryzysami – ku jakiemuś miejscu świętemu. Bo pielgrzymowanie to jakby nasze życie skupione w soczewce. Przez kilka, kilkanaście dni, pielgrzymując, możemy często zyskać więcej, niż latami drepcząc w miejscu w naszym duchowym życiu. To wyjątkowy czas na wyciszenie, dystans do tego, czym żyjemy, i nabrania właściwej perspektywy naszego życia. To czas, kiedy możemy odnaleźć często zagubione wartości i punkty oparcia naszego życia duchowego.