Wiele w naszej kulturze mówi się o byciu grzecznym i kulturalnym. Niemalże cały system oceniania zachowania w szkole polega na ustanowieniu normy, a potem egzekwowaniu jej przestrzegania i karania tych krnąbrnych i nieposłusznych. Brakuje jednak realnego namysłu nad tym, że uczucia pociągają, czynią człowieka żywym, autentycznym – obniżenie roli uczuć w procesie stosowania norm przyczynia się do widzenia człowieka jako robota z automatycznym procesem działania według zasad. Gdzie tu miejsce na złość, na gniew i całą paletę uczuć, które przeżywamy?
Niezwykle trudno dziś mówić o złości, o gniewie, którego mimowolnie doświadczamy wobec osób czy sytuacji. Ale jednak jest to prawda o naszym człowieczeństwie – nie jesteśmy bowiem stworzeni do uległości, do nieustannego altruizmu i pomagania innym, bez ustanowienia własnych granic. Złość, jak każda emocja, ma w sobie dwa zasadnicze przesłania: ukazuje nam informację, że nasze granice zostały przekroczone lub dodaje nam energii do podjęcia wyzwań, które wcześniej były dla nas nieosiągalne. Złościć się można na siebie i na innych, ale zawsze złość ma w sobie te dwa komponenty. Ta emocja ma swoją wartość, niesie wiele sił i pozwala ochronić swoją tożsamość. W potocznym rozumieniu z racji naszych wychowawczych doświadczeń złość kojarzy nam się z jakimś konfliktem, z przykrością zadaną sobie lub innym, z byciem niegrzecznym.
Nawet gdy już uświadomimy sobie, że złość teoretycznie jest naprawdę dobrym stanem emocjonalnym, że niekoniecznie musi przynosić agresję lub dyskomfort, to i tak mamy jakieś emocjonalne bariery, aby rzeczywiście złość wyrażać. Wiele jest w tej materii problemów, zwłaszcza w naszym wnętrzu, które co i rusz podpowiada myśli, które blokują – te myśli mają najczęściej formę zdań oceniających nas i otaczającą rzeczywistość, np. jestem egoistą; nie umiem bronić swoich praw; nie powiedzie mi się; nie mogę się złościć na bliską mi osobę; oni się na mnie obrażą; nie jestem wartościowy. Takie zdania nazywamy zdaniami antyasertywnymi, ponieważ nie pozwalają nam na wzmocnienie szacunku do samego siebie, ale nieustannie ustawiają nas w gorszej, przegranej perspektywie. Nie możemy dopuścić, aby te nierealne, toksyczne, trujące i fałszywe zdania gościły w nas samych – są one wynikiem naszych trudnych, bolesnych doświadczeń (najczęściej z okresu dzieciństwa, gdy zabraniano nam wyrażać swoje uczucia lub były one nieważne, umniejszane).
Te fałszywe zdania stanowią pierwszą pułapkę dla oswajania złości i wszelkich nieprzyjemnych uczuć. Można te zdania zastąpić czymś realnym, ale pozytywnym, prawdziwym, bowiem w każdym z nas istnieje wiele dobra, wiele sukcesów, piękna cielesnego i fascynujących cech charakteru. Ważne jest również, abyśmy zdali sobie sprawę, że mamy prawo być sobą, wyrażać siebie, w tym także złość i gniew, o ile świadomie(!) nie ranimy innych. Takie prawo trzeba sobie nadać, wzmocnić i wypełnić. Można spróbować przez tydzień lub dwa dawać sobie prawo do odpoczynku, prawo do nieprzyjęcia zaproszenia, prawo do wybrania czegoś innego niż wszyscy. Nikt się nie obrazi na to, że jesteśmy sobą – jeśli jednak tak, to znaczy, że nie potrafi nas zaakceptować i relacja z taką osobą w ogóle traci sens.
Złość należy oswajać, kontaktować się z nią i śmiało, czasem nawet podniesionym tonem, wyrażać. Gdy złość tłumimy, wtedy tracimy cząstkę siebie, ograniczamy siebie, oddajemy pole innym. Takie oddawanie siebie, swojej tożsamości prowadzi do głębokiego smutku, który ostatecznie może skończyć się depresją. Nie miejmy zatem poczucia winy, gdy korzystamy z prawa do bycia sobą, do robienia tego, co rzeczywiście chcemy, bowiem ratujemy tym siebie i czynimy świat bogatszym o nasze „nie” i nasze „tak”. Świat, w którym każdy dba o swoje granice, jest miejscem głębokich, autentycznych relacji, które szanują godność i prawa innych. Nie bójmy się złości, bo paradoksalnie czyni ona świat piękniejszym, żywszym, pełnym relacji braterskich i wzajemnego szacunku.