Koniec roku jest zawsze trudnym czasem w szkole. Z jednej strony po czasie entuzjazmu i wejścia w rzeczywistość szkolną po wakacjach niewiele już w listopadzie i grudniu zostaje, a z drugiej strony coraz bliżej jest czas ustalania proponowanych ocen na półrocze, informowania o zagrożeniu ocenami niedostatecznymi. A w to wszystko wchodzi jeszcze spadek motywacji spowodowany pogodą, coraz krótszym dniem, no i z całą pewnością zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia. Ostatnie dwa miesiące roku to emocjonalny rollercoaster, z którego łatwo wypaść albo któremu łatwo się dać ponieść. Warto pamiętać o tym, że nie na wszystko w życiu mamy wpływ, i dać sobie więcej wyrozumiałości i życzliwości.
Przełom listopada i grudnia może być naprawdę bardzo depresyjnym czasem w zawodzie nauczyciela. Kiedy spoglądamy na świat zza przyrastającej w sposób niemal niekontrolowany góry klasówek i sprawdzianów, pracujemy grubo powyżej pensum, a dochodzą do tego również problemy wychowawcze, rodząca się frustracja jest czymś naturalnym i zrozumiałym. A jeśli w to wszystko wejdziemy z naszego prywatnego życia, w którym również potęguje się chaos, to przepis na bombę z opóźnionym zapłonem jest gwarantowany.
W jaki sposób ochronić się, choć trochę, przed tą jesienną chandrą i załamaniem? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest bardzo prosta w warstwie narracyjnej, a dużo trudniejsza do wykonania. Można znaleźć cztery obszary, nad którymi warto w tych smutnych miesiącach na chwilkę przysiąść i poświęcić im odrobinę nauczycielskiej refleksji.
-
Nauczycielskie self-care
Składa się na to co najmniej kilka elementów, nad którymi na co dzień myślimy zbyt może za mało, nie przywiązując do nich zbyt wielkiej wagi, a to fundament naszego funkcjonowania, trwałości i jakości naszego ciała. Mowa tutaj przede wszystkim o odpowiedniej ilości snu (wiem, że część z Was się mocno uśmiechnęła w tym momencie, spoglądając na prace do sprawdzenia, próbne matury i przygotowania do lekcji), zdrowej diecie i jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Nie bez kozery mówiło się, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Nie jest to oczywiście takie proste i oczywiste, ale jest to z całą pewnością pierwszy krok i pewien fundament nauczycielskiego dobrostanu w trudnym okresie.
-
Wsparcie społeczne
Nie jesteśmy samotnymi wyspami. Człowiek, a więc również nauczyciel, to taka istota, która potrzebuje innych do prawidłowego funkcjonowania i rozwoju. To fakt, nawet jeśli jesteśmy introwertykami i nie mamy ochoty na częste kontakty z innymi ludźmi. Warto znaleźć grono przyjaciół, zaufanych, przed którymi będziemy mogli się otworzyć i zrzucić z siebie emocjonalny bagaż, o który wcale nietrudno, pracując w szkole. Warto zbudować sobie taką sieć wsparcia, bo – jeszcze raz to powtórzę – nie jesteśmy samotnymi wyspami. Ludzie są nam potrzebni.
-
Profesjonalne wsparcie psychologiczne
Oczywiście zdarza się (niestety coraz częściej), że pomimo self-care i wsparcia otoczenia poziom naszych neuroprzekaźników spada, a konieczność sięgnięcia po profesjonalną pomoc jest niezbędna. Na szczęście coraz mniej jest społecznego wstydu związanego z pójściem do psychologa, psychiatry po leki czy do psychoterapeuty, a taka pomoc jest w wielu przypadkach niezbędna.
-
Uznawanie własnych osiągnięć
To być może najważniejszy z tych czterech punktów. Bardzo często dużo łatwiej przychodzi nam krytykowanie siebie, szukanie dziur i błędów we własnej pracy niż docenienie i uznanie tego, co nam się udało. Niezwykle ważne jest to, żebyśmy sami siebie doceniali, nawet za drobne, najdrobniejsze rzeczy, bo coraz rzadziej to docenienie przychodzi z zewnątrz, ale niech nas to nie przeraża i nie zniechęca. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić – to prawda. Pamiętajmy, że odciskamy swoje piętno na uczniach, ale również na całej społeczności szkolnej. Zaopiekujmy się tą myślą i bądźmy za nią wdzięczni.
Niech nie przerażają nas krótkie dni, zła pogoda i natłok pracy. Wiosna przecież wróci!