Słysząc słowo „WIARA”, wielu ludziom jako pierwsze skojarzenie przyjdzie do głowy słowo religia lub też kościół, może czasem Bóg. Z tego powodu sama wiara, która stanowi akt woli i umysłu, jest przez niektórych deklasowana jako coś sprzecznego z ich poglądami. A przecież na co dzień tak dzieci, jak i dorośli używają sformułowań typu: „nie wierzę ci” albo przeciwnie „wierzę ci, naprawdę”. Kiedyś mówiono: „żyje z nim na wiarę”, gdy chodziło o dziewczynę, która zgodziła się zamieszkać z chłopakiem bez zawierania związku małżeńskiego. Co to dokładnie oznaczało? Ni mniej, ni więcej tylko tyle, że pomimo braku przysięgi dziewczyna WIERZY mu, że z nią będzie i jej nie opuści. I gdy tak się zastanowimy przez chwilę, dojdziemy do wniosku, że WIARA jest obecna w naszym życiu całkiem niezależnie od religijności, pobożności czy uznawania, bądź nie, istnienia Boga. A ja zaryzykuję i pójdę krok dalej. Według mnie całe życie społeczne, różne systemy, edukacja oraz rozwój nauki oparty jest w jakimś stopniu o WIARĘ. Czy możemy bowiem znaleźć dowody na wszystko?

 

Zacznijmy od życia społecznego. Ludzi łączą różne relacje i układy. Niektóre mogą opierać się o umowy, zaświadczenia, pokwitowania czy inne druczki, ale nie wszystkie. Wsiadamy przecież do autobusu lub taksówki, wierząc, że kierowca dowiezie nas cało na miejsce. Kupujemy produkt polecony nam przez sprzedawcę, wierząc w jego zapewnienia o dobrej jakości i komforcie użytkowania. Idziemy do lekarza i wykupujemy zalecone lekarstwa, wierząc w trafność diagnozy. Nikt nie wystawi nam żadnego kwitu na ich nieomylność. No a te najważniejsze relacje jak przyjaźń czy miłość również nie dopuszczają tego typu potwierdzeń. Kto by się przecież domagał pisemnego zaświadczenia dotyczącego uczucia, którego jest przedmiotem? Nie znajdziemy również niepodważalnych dowodów naukowych na jego prawdziwość. Niestety, a może właśnie „stety”, nie pozostaje nam nic innego jak tylko UWIERZYĆ, że ktoś nas naprawdę kocha, że przyjaźń jest prawdziwa, że możemy na tych osobach polegać. A co z tymi, którzy tak nie potrafią? Którzy z natury są nieufni i wszędzie doszukują się podstępu lub też dbania o prywatę? No cóż, chyba będą nieszczęśliwi. Sami bowiem skazują się na nieustanną podejrzliwość, utrzymują stały dystans wobec znajomych, zabezpieczają swoje sprawy na milion sposobów, aby tylko nikt ich nie oszukał. Boją się zaangażować w związek, bo boją się UWIERZYĆ. Może czasem wynika to z własnych kompleksów i braku wiary w swoje możliwości?

 

Przy okazji dotknęłam kolejnej kwestii opartej na wierze, a mianowicie WIARY w siebie. Ktoś zapewne powie: „ale to przecież nie to samo!”. Ja jednak chcę poświęcić temu problemowi kilka linijek. Na świecie żyją różne typy ludzi, a wśród nich tacy, którzy wolą iść za innymi niż wyjść przed szereg, zawsze stoją z tyłu, nie wychylają się i rzadko kiedy przejmują inicjatywę. Wiemy, że przyczyn takiego zachowania może być wiele, i wśród nich jest także zbyt mała WIARA we własne możliwości. Gdy przed takimi ludźmi staje jakieś wyzwanie, w ich głowie najgłośniejsza jest myśl, że sobie nie poradzą, że oni się na tym nie znają, że inni zrobią to lepiej, a wreszcie, że tak naprawdę to oni są do niczego. W sumie, jeśli niczego nie chcą spróbować, to nigdy się nie dowiedzą, do czego nadają się najlepiej. Trudno im nawet udowodnić, że w czymś są dobrzy, skoro nie chcą podjąć żadnego działania. Może czasem słyszymy z ich ust słowa: „O, grasz na gitarze? Ale fajnie, ja to na niczym nie umiem grać” albo „Nie, ja nie tańczę. Nigdy się nie nauczyłam” czy też „Ale świetnie ci to wyszło! Ja nigdy bym tak dobrze tego nie zrobił”. Dostrzegają tylko to, czego nie umieją, i rozciągają tę swoją „nieumiejętność” na inne aspekty życia.

 

A co z edukacją? Czy tam jest w ogóle miejsce na wiarę? I to jest bardzo ciekawe pytanie. W jednym z poprzednich artykułów zauważyłam, że nikt nie podważa teorii przedstawianych na przedmiotach przyrodniczych, a na lekcji religii spotykam się bardzo często z podawaniem w wątpliwość tego, o czym mówię. Nauczycielom geografii, biologii, fizyki czy chemii WIERZYMY na słowo. Co innego nauczycielowi religii. Ten musi udowodnić fakty, które już dawno uznano za prawdziwe, chociażby wydarzenia z Pisma Świętego czy istnienie Jezusa z Nazaretu. Niewiedza w tym zakresie zatrważa, tym bardziej że jest przez uczniów traktowana jako przejaw umysłowego oświecenia i wyzwolenia się spod władzy zabobonów. Na innych przedmiotach uczniowie nie domagają się dowodów, nie dociekają, skąd wiadomo to i tamto. Skoro jest tak napisane w podręczniku i słyszą to samo od nauczyciela, to musi być prawda. WIERZĄ w coś, czego sami nie sprawdzili i nawet nie mają zamiaru zgłębić tego tematu, bo po co? Przecież ktoś inny już się tym zajmuje. Co z tego, że wcześniej uczono inaczej, że mamy do czynienia z coraz to nowszymi odkryciami i wynikami badań, a wtedy poprzednie teorie i stwierdzenia odchodzą do lamusa? W szkole nikt się nad tym nie zastanawia. Co więcej, chyba niezbyt często słyszy się, że jeszcze dziesięć lat temu naukowcy uważali inaczej, ale teraz jest nowa teoria. WIARA w to, co mówi się na przedmiotach przyrodniczych, jest bardzo silna. Nieporównanie silniejsza niż ta na lekcjach języka polskiego. Nie każdy bowiem uwierzy nauczycielce, że zadana lektura warta jest przeczytania.

 

No dobrze, skąd więc biorą się nowe wyniki badań i odkrycia naukowe? Jest to zasługa tych ludzi, którzy mają większą WIARĘ we własne siły niż w osiągnięcia innych. To oni potrafią odrzucić przyjęte teorie i zadać pytanie, które jest później siłą napędową kolejnych dociekań: czy na pewno tak jest? Ich brak wiary w to, co mówią inni, napędza rozwój naukowy. Potrafią odrzucić przyjęty do tej pory schemat myślenia i spojrzeć na rzeczywistość w całkiem nowy, świeży sposób. Nawet jeśli w rezultacie ich badań okaże się, że muszą potwierdzić dotychczasowe wyniki i teorie, to i tak osiągną wiele. Znajdą przecież dodatkowe dowody na takie czy inne funkcjonowanie wszechświata lub jego „części składowych”. Gdzie byłaby teraz ludzkość, gdyby nie każdy z tych niedowiarków z różnych dziedzin nauki i z różnych epok? Co byśmy osiągnęli, gdybyśmy wierzyli tylko w to, co przekazują nam poprzednie pokolenia z dziada pradziada i nie dopuszczali do siebie ani krztyny wątpliwości? Z drugiej jednak strony podważanie wszystkiego wprowadziłoby straszny chaos. Przecież nie każdą teorię naukową możemy sprawdzić i udowodnić sami, musimy WIERZYĆ naukowcom w ich kompetencje i rzetelność prowadzenia prac badawczych. A co za tym idzie, żyć w takiej rzeczywistości, jaką nam opisują.

        

To oczywiście nie wszystkie płaszczyzny, które domagają się od nas WIARY. Jest ich dużo więcej i możemy je dostrzec w naszej codzienności poprzez analogię z opisanymi wyżej. Niektóre dotykają nas niejako pośrednio, inne całkiem głęboko. Nie uda nam się jednak od nich uciec i przed nimi schronić. Żyjąc w relacjach z ludźmi, jak również z samym sobą, musimy wziąć pod uwagę WIARĘ jako ich ważny element, a w przypadku niektórych nawet jako ich fundament. Czy wobec tego może nas dziwić i odrzucać WIARA jako wyraz religijności? W życiu musimy tak często zaufać, nie mając żadnych dowodów i mimo to godzimy się na taki układ. Podobnie jest z WIARĄ w Boga. Wystarczy taka zwykła, ludzka ufność, która potrafi pokonać wątpliwości i niepewność, odrzucić podejrzliwość i żyć tak, jakby wszystko było już pewne. Przecież tak traktujemy inne dziedziny naszego życia.