O relacjach mówimy wiele, mając na uwadze naszą ludzką potrzebę bliskości. Bliskość jest wręcz fundamentalnym podłożem dla rozwoju człowieka. Bliskość nie tylko zapewnia symetryczną, akceptującą relację, ale przede wszystkim uwalnia, stanowi poduszkę bezpieczeństwa, gdy popełnimy błąd – mały lub duży. Relacja może trwać bez bliskości, bez tej wyjątkowej nici ufności, która zostaje utkana w wyjątkowych chwilach, gdy drugi człowiek nas nie zawodzi, gdy patrzy na nas z pełnym zaangażowaniem,  gdy słucha autentycznie i bez pokusy szybkiego dawania rad i udzielania pouczeń. Gdy opiszemy taką bliską i ufną relację, to bardzo szybo zdamy sobie sprawę, jak mało takich relacji mamy, jak niewiele takich relacji możemy zauważyć w dzisiejszym świecie. Przyjaźń rzecz jasna jest, ale czy ma ona taką moc i siłę, której rzeczywiście od niej oczekujmy?

Jest dziś taka pokusa, żeby relacje budować w sposób zgodny z naszymi aktualnymi potrzebami, z pewną wewnętrzną koniunkturą. I tak, gdy potrzebujemy się wygadać, opowiedzieć o swoich codziennych sprawach, to mamy specjalne grono słuchaczy, którzy nigdy nas w tej kwestii nie zawiodą. Nie zawsze są oni świadomi swojej roli, ponieważ wydaje im się, że świadczą innym ważną przysługę,  że tak powinny wyglądać relacje. Czasem potrzebujemy rozmów głębszych, dotykających serca, uczuć, emocji, doświadczeń z bliskimi. W tej materii też potrzebujemy rozmowy, czasem rady, czasem przyjęcia naszego „ja”, a czasem zwyczajnej obecności. Poszukiwanie takiej przestrzeni stało się dziś nagminne i wydaje się być symptomem głębszego problemu. Ale nie tyle poszukiwanie jest tutaj istotą, co sam deficyt takich relacji. Coraz powszechniejsze staje się pragmatyczne podejście do spotkań międzyludzkich, gdzie omawia się sprawy bieżące, nawet ciekawe, ale w zasadniczych kwestiach tematu się nie podejmuje, ponieważ nie dostrzega się w tym działaniu wartości.

Pragmatyzm w relacji jest o tyle problematyczny, że doświadczenie takiego konwencjonalnego sposobu rozmów i spotkań czyni człowieka ubogim wewnętrznie i głęboko nienasyconym emocjonalnie. Stąd rodzi się poszukiwanie zamienników takiej relacji w postaci spotkań wirtualnych, promowania swojej pracy, przeceniania i epatowania swoją wiedzą i umiejętnościami, a czasami też używkami. Wielu z nas uwięziło się w relacjach opartych na społecznościowych portalach, gdzie trudno o emocjonalną bliskość, o sztukę autentycznego spotkania. W wirtualnym spotkaniu zawsze możemy przerwać rozmowę bez wytłumaczenia, zwalić na problemy techniczne, nie ukazywać swoich emocji i tworzyć pozorną nić relacji. Jest to oczywiście bezpieczne, ale istotnie zubaża człowieka, który coraz bardziej zamyka się we własnym „ja” i bańce osób, które pragmatycznie wybrał do roli powierników, słuchaczy, poklaskiwaczy.

Trzeba się jasno przyjrzeć jakości naszych relacji, zasadniczym intencjom, dla których jesteśmy gotowi spotkać się z innymi. Dlaczego rzeczywiście potrzebuję relacji z tą osobą? Jaka jest wartość tej relacji? Co ja mogę dać i co mogę otrzymać? Czy jestem gotów na relacje, które wymagają mojej ofiary? Czy podchodzę do relacji na poważnie, mając na uwadze potrzeby każdego człowieka? Czy w relacjach staram się mówić językiem zrozumiałym dla drugiej osoby? Czy zadaję pytania pozwalające się otworzyć?

Coś głębokiego kryje się w tych pytaniach, które mają skruszyć mur pomiędzy „ja” i „ty” i odsunąć koniunkturalne myślenie o relacjach. Nie dajmy sobie wmówić, że nasze potrzeby są tak ważne, że inni służą jedynie ich wypełnianiu. Wyjdźmy z wirtualnego świata, wyłączmy i schowajmy telefony podczas spotkań w kawiarni, nie spóźniajmy się, bądźmy słowni, traktujmy siebie z szacunkiem, na poważnie i nie pozwólmy, aby relacje stały się puste, bez echa, bez emocji i głębokich wartości.