Czy mała syrenka może być czarnoskóra? Pytanie mogłoby wydawać się dosyć niemądre, biorąc pod uwagę to, że takie stworzenia jak syrenki w ogóle nie istnieją. Możemy więc popuścić wodze fantazji i wyobrażać sobie coś, jak tylko nam się podoba. Skoro bowiem syrenka jest postacią fikcyjną, dlaczego chcemy postawić granice naszej wyobraźni? Zapewne ona sama, jak i jej historia została wymyślona, aby bawić, rozśmieszać, może czegoś nauczyć? Ale także aby czytelnicy, a obecnie również widzowie, mogli się z nią utożsamiać, przeżywać te same emocje, rozterki. Wiemy dobrze, że H.CH. Andersen, autor pierwowzoru, tzn. baśni pt. Mała syrenka żył w społeczeństwie bardziej jednorodnym niż to, z którym mamy do czynienia dzisiaj. Możliwe, że podczas pracy twórczej wyobrażał sobie postacie tak, jak widział ludzi dookoła siebie. Może nawet miał w głowie jakąś konkretną twarz, którą dostrzegł w tłumie na ulicy, a może myślał o znanej osobie, którą darzył głębszym uczuciem. Jest raczej mało prawdopodobne, że twarz ta miała inny kolor niż biały. Gdyby wtedy napisał bardzo konkretnie, że ta i ta postać ma czarny kolor skóry, zapewne wzbudziłby niemałą sensację. Pytanie jednak brzmi: czemu kolor skóry Małej Syrenki wzbudza sensację dzisiaj?
Nasze przyzwyczajenia lub oczekiwania często bywają złudne. Ulegamy stereotypom przekazywanym z pokolenia na pokolenie, chociaż sami nie chcemy zostać włożeni w żadne „ramy”. Piękne blondynki oburzają się, słysząc dowcipy o ich inteligencji, kobiety denerwują się, gdy ktoś krzyczy „co za baba za kierownicą”, policjanci na pewno nie lubią anegdot z nimi w roli głównej. I można byłoby wymienić dużo grup społecznych czy też pojedynczych osób, które nie chcą być oceniane przez pryzmat uprzedzeń. I nagle szokiem dla świata okazuje się nowy film, przeróbka znanej animacji pt. Mała Syrenka. Powodem jest kolor skóry, który nie odpowiada naszym oczekiwaniom i przyzwyczajeniom. Dlaczego? Ponieważ tego się nie spodziewaliśmy? Ponieważ oczekujemy dosłownego przeniesienia bohaterów animowanych na rzeczywistych aktorów? W sumie ktoś może stwierdzić, że nie podoba mu się dobór aktorów i nie chodzi o ten jeden konkretny film. Zawsze można tak powiedzieć. Ale po co rozdmuchiwać jeden szczegół do wielkiej afery? Ja osobiście nie mam problemu z podobnymi rewelacjami wprowadzanymi w filmach. Gdy oglądam ekranizację jakiejś powieści, to oczywiście śledzę dokładnie wszystkie zmiany dokonane przez reżysera i jestem przygotowana nawet na inne zakończenie, co już niejednokrotnie się zdarzało. Czasami jednak i ja nie daję rady, wyłączam telewizor i nie wracam ponownie do tej produkcji. I to wystarczy.
W przypadku fikcyjnych postaci z bajek dla dzieci należy wziąć pod uwagę grupę odbiorców, do których kierowany jest przekaz, i zastanowić się, jak oni wszyscy będą się czuli podczas seansu. Sprawa zmiany koloru skóry przypomina trochę historię z wizerunkami Matki Boskiej, pochodzącymi z różnych zakątków ziemi. Podczas działalności misyjnej na nowych terenach trzeba było powiedzieć ludziom również to, że Maryja jest Matką wszystkich ludzi. Spróbujmy sobie wyobrazić dzieci w sercu Afryki lub w dalekich zakątkach Azji, którym pokazujemy obraz białej kobiety z białym dzieckiem na rękach i mówimy: „To jest wasza Mama”. Trudno byłoby im to zrozumieć i przyjąć. Gdy więc nasi misjonarze wracają ze swoich placówek do Polski i przywożą wykonane tam wizerunki Maryi z Dzieciątkiem, są one bardzo różne. W niczym nie przypominają ani Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej, ani Pani z Lourdes czy La Salette. Możemy za to zobaczyć piękną czarnoskórą kobietę, w tradycyjnym afrykańskim stroju z małym czarnoskórym dzieckiem na rękach. Inaczej oczywiście będzie wyglądać Matka Boża w Japonii. Wiadomo, że inny będzie kolor Jej skóry, kształt oczu, ale też fryzura i suknia, w tym przypadku kimono. Czy możemy mieć im to za złe? Dzięki takim zabiegom Maryja staje się tym ludziom bliższa, może trochę łatwiej wtedy wierzyć i zwracać się do Niej jak do Matki? Nie zmienia w niczym roli, jaką odgrywa w religii chrześcijańskiej.
Bohaterowie baśni są w pewnym sensie postaciami uniwersalnymi, które mają oddziaływać na czytelnika różnych epok. Symbolizują i kryją w sobie coś więcej. Nie chodzi o wygląd, ale o przesłanie, jakie niesie za sobą ich historia. Czy to będzie siła wielkiej miłości, czy też wiara w marzenia lub aktualność wartości, takich jak uczciwość, współczucie, sprawiedliwość... W dzisiejszym multikulturowym świecie twórcy muszą zmierzyć się z niemałym wyzwaniem. Gdy głównym środkiem przekazu jest obraz, wiele rzeczy musi zostać doprecyzowanych i nawet jeśli autor nie opisał dokładnie wyglądu, mając kolor skóry w domyśle, teraz na potrzeby wizualizacji trzeba to nadrobić. Grupa odbiorców jest tak różnorodna, że trudno znaleźć jakiś złoty środek, w który można byłoby celować, aby intencje zostały odebrane pozytywnie. Niestety, nie uda się zadowolić wszystkich.
Czy to oznacza prawdziwą rewolucję w świecie kina? Już pojawiają się pewne komentarze związane z produkcją filmu o Śnieżce. Tam też dokonano niemałych zmian. Czy teraz więc musimy przygotować się na kręcenie wszystkich filmów na nowo tylko po to, aby zaspokoić widzów różniących się od dawnych aktorów kolorem skóry, kształtem oczu, wzrostem, płcią? Mam nadzieję, że jednak nic takiego nie nastąpi i nie zaleje nas fala naciąganych adaptacji. Byliśmy już świadkami dyskusji na temat tego, czy Kleopatra była biała. Co innego bajki dla dzieci, a co innego fakty i zakłamywanie historii. Zawsze istnieje obawa przed popadnięciem w drugą skrajność. Myślę, że do wszystkiego należy podchodzić z umiarem i rozwagą, uważać, aby nie zachłysnąć się sukcesem i poruszeniem, jakie się wywołało. Niektórych rzeczy nie da się zmienić, co producenci filmowi i reżyserzy powinni przyjąć na logikę, zamiast krzyczeć na wzór bohaterek kultowego już filmu Seksmisja: „Kopernik też była kobietą!”.