Język jest budulcem rzeczywistości i to właśnie on kształtuje nasze relacje społeczne, polityczne i kulturowe. To w języku tkwią przyczyny wojen, wielkich sojuszy, miłości i nienawiści. Bardzo często to wypowiedziane słowa stawały się przyczyną wielkich zmian w historii. Słowa, które urosły do rozmiarów symboli, które są czytelne nawet tysiące lat po ich wypowiedzeniu.

Kto nie zna słów Gajusza Juliusza Cezara alea iacta est, a więc kości zostały rzucone? Wprawdzie oryginalny kontekst wojny domowej w Republice Rzymskiej się zatarł, ale znaczenie tego powiedzenia jako wykonania czegoś, od czego już nie ma odwrotu – pozostał. William Shakespeare włożył w usta tyrana Rzymu jeszcze inne słowa, które przeszły do kodu kulturowego – et tu Brute! – i ty, Brutusie. Oznaczać ma to szok po zdradzie najbliższej osoby, po której nigdy byśmy się tego nie spodziewali. To tylko dwa z bardzo wielu śladów kierujących nas do korzeni naszej cywilizacji, do Rzymu. Przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a jak wiadomo Roma locuta, causa finita. Zawsze mnie to fascynowało, że sprawy tak odległe, dwa milenia za nami, a nadal rozgrzewają umysły i serca ludzi. Co więcej, nadal je rozumiemy. Tamte problemy są tak bardzo podobne do naszych, dzisiejszych. Polityka nie zmieniła się na tyle, żeby zamachy stanu nie były dla nas czymś zaskakującym. Mordy polityczne też się od czasu do czasu zdarzają. Czy ludzkość w ogóle się rozwija?

Cała nasza cywilizacja jest zaklęta w świecie języka i nie jest ważne to, że nie mówimy już i nie piszemy po łacinie, pomijając filologów i pasjonatów dawnej katolickiej liturgii. Język to nie tylko dialekt, to nie tylko konkretny zestaw wyrażeń, ich zapisu i wymowy. To przede wszystkim pewien kod, a ten jest dla mieszkańców Europy Zachodniej w zasadzie wspólny. Dlatego też jadącym na Zachód Polakom dość łatwo było się porozumieć. Nadajemy tym samym kodem i poradzimy sobie bez znajomości języka. Do tego kodu wchodzą również gesty, symbole i szeroko pojęta sztuka. Przeciętnie wykształcony Europejczyk potrafi rozczytywać większość tych symboli, ale chyba jest z tym coraz gorzej.

Kultura podlega nieustannie przeobrażeniom, a jednocześnie w swoim fundamencie pozostaje niezmienna. Można by to porównać do sytuacji, gdy zbudowano jakiś budynek kilkaset lat temu w określonym stylu, właściwym dla danych czasów. Jeśli nie było wojen, pożarów, budynek stał i mogło się zdarzyć tak, że się właścicielowi opatrzył. Postanawia go więc przebudować, zmienić kolor, dobudować piętro, wybić okna, przestawić drzwi. Budynek wygląda inaczej, ale nadal jest to zasadniczo ten sam budynek, co w momencie budowania. Nawet jeśli ten budynek spłonie, zostanie zniszczony, a na jego fundamentach odbuduje się kolejną budowlę, to przecież nadal jego proporcje zostaną zachowane.

Tak samo jest z naszą cywilizacją. Nieważne, czy to starożytność ze swoją z jednej strony otwartością na człowieka i pewnym purytanizmem obyczajów religijnych, co doprowadziło ostatecznie do spięcia i upadku starożytnego Rzymu. W purytanizm liturgii rzymskiej uderzały kulty pochodzące ze Wschodu, nieabsolutyzujące wiary i umożliwiające wyznawanie tak jednej, jak i drugiej religii. Z drugiej strony pojawiło się chrześcijaństwo, którego nie dało się pogodzić z innymi formami kultu. Na te przemiany nałożyły się kwestie naporu ludów zza Renu i Dunaju, ale też przekształceń ekonomiczno-społecznych w samym Rzymie. Mówiąc krótko – Rzym walił się na wszystkich odcinkach. Roma locuta, causa non finita, można by rzec. Rzym przemówił swoim upadkiem i wydawać by się mogło, że to jego ostateczne tchnienie, jak Juliusza Cezara w dzień marcowych idów 44 roku przed Chrystusem.

Komizm tej sytuacji jest podwójny, bo uzurpatora na tronie rzymskiego augusta, młodocianego Romulusa Augustulusa, pokonuje Odoaker, do którego przylgnęła łatka okrutnego barbarzyńcy. Nic z tych rzeczy. Był to dowódca rzymskiego wojska. To prawda – to wojsko było złożone z Germanów i innych barbarzyńców, ale insygnia były rzymskie. Et tu Brute, chciałoby się rzec.

Rzym przetrwał, średniowiecze przeniosło cywilizację dzięki klasztorom, dzięki chrześcijaństwu i jego myślicielom – Augustynowi, Benedyktowi, Tomaszowi, ale również dzięki innowiercom – muzułmańskim Arabom, których fascynowało starożytne dziedzictwo.

I nawet jeśli kultura w swojej zewnętrznej formie nie przypominała tej antycznej, to jej fundament był nadal rzymsko-grecki, wzmocniony chrześcijaństwem. Antyk wraca – wywracając średniowieczny gmach i budując wokół niego kolumnady, nad nim kopuły, nadchodzi odrodzenie i pierwszy wielki rozłam w kulturze zachodu – reformacja, która odchodzi od tradycyjnego rozumienia chrześcijaństwa. To pierwszy moment, w którym Zachód rozjeżdża się w dwóch kierunkach, które wprawdzie potem będą się do siebie zbliżać, ale jednak wytworzą ogromne pęknięcie.

Jego nakreślenie na mapie kultury nie jest jednak takie proste, jak niektórzy rysują. To nie jest ostatecznie konflikt katolicy kontra reszta. To konflikt cywilizacji zbudowanej na fundamencie filozofii greckiej, rzymskim prawie i etyce chrześcijańskiej bez kompromisów z cywilizacją, w której etyka wywodzi się z twierdzenia Immanuela Kanta – niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie. Niestety, to się już, po ludzku, nie sklei.

Korzystanie z języka musi rodzić odpowiedzialność i tej odpowiedzialności musimy być świadomi. Językiem tworzymy cywilizację.