Powinność ujawnia się w nas w zależności od naszej życiowej sytuacji, od wewnętrznych konfliktów psychicznych, od emocjonalnych kontekstów. Powinność jest trudna do sprecyzowania, trudno nadać jej ostateczną wartość – czy jest dobra, czy zła. Skąd w ogóle w naszej psychice pojawia się magiczna podpowiedź „powinieneś”, która w mgnieniu oka zabiera wewnętrzną wolność?
Gdy spojrzymy na uczniów szkół średnich i studentów, to widzimy, że wielu z nich doświadcza wewnętrznego oporu przed podjęciem zasadniczego wysiłku naukowego, zwłaszcza gdy wykładany przedmiot wydaje się być abstrakcyjny w swej istotnej treści. Ten opór może zostać jakoś powstrzymany za pomocą racjonalnych argumentów, które wskazują, że „trzeba to jakoś przetrwać”, chociażby najmniejszym kosztem energii. Wiele jest takich spraw w życiu dorosłym, wobec których używamy magicznej formuły: „trzeba się z tym pogodzić”. Rzeczywiście możemy doświadczać takich etapów w swoim życiu, które prowadząc do ostatecznego celu, wymagają działań wątpliwych, nieporywających wewnętrznie. Ale co, gdy tego celu ostatecznie nie mamy i tak naprawdę wewnętrznie nie czujemy zapału i sił do podjęcia działania? Gdy wiele naszych działań wydaje się być wykonywanych niejako z przymusu, z wewnętrznych podpowiedzi o obowiązkach i powinnościach, kiedy stają się dla nas ważniejsze niż my sami, niż nasze prawdziwe „ja”, wtedy możemy popaść w straszliwą iluzję powinności i oddać odpowiedzialność innym siłom niż nasza wola.
Doświadczenie realizowania zadań „bo tak trzeba” i „tak należy” jest coraz częstsze i widać tego efekty – działania wbrew własnemu „ja”, własnemu „chcę” gaszą wewnętrzną wolność, wewnętrzną energię życiową, prowadząc do smutku, obojętności, apatii, a ostatecznie nawet depresji. Tak bardzo tłumimy własne cele, marzenia, potrzeby, że nie jesteśmy w stanie dojrzewać, rozwijać swojego życia, a tym samym pozostajemy wewnętrznie zniewoleni przymusem. Czasem nas tak po prostu wychowano, jakoby bycie grzecznym i posłusznym było wartością nadrzędną dla bycia wolnym i twórczym. Czasami doświadczyliśmy tak silnej presji społecznej, że nie potrafimy zrobić niczego tylko ze względu na opinię innych. Czasami też jesteśmy zwyczajnie leniwi i wolimy życie spokojne, konformistyczne, aby tylko nie podejmować wysiłku – nawet jeśli wysiłek przyniósłby wspaniałe efekty.
Celem życia nie jest spełnianie obowiązków, efektywna praca (także nad sobą), sukcesy i wszelkie inne mierzalne i materialne radości. Nie o efekt końcowy tu chodzi, ale o wewnętrzną wolność, zapał i kreatywność. Nawet złoczyńcy, mimo tego, że robią coś wbrew zasadom moralnym, potrafią robić to z takim zapałem, kreatywnością i wewnętrznym spokojem, że to nas jakoś pociąga – kino akcji z zaskakującymi efektami specjalnymi ma cały czas dużą oglądalność. Chcemy oglądać ludzi, którzy tworzą coś nowego, u których widać energię, a ich marzenia są jakby wypisane w ich każdym działaniu, każdym podejmowanym kroku. Tym bardziej my, czasami wplątani w „powinność”, nie dajmy się tak łatwo pozbawić wolności, która nas tak fascynuje. Miarą czynu nie jest wyłącznie jego zgodność co do obowiązujących norm, ale także intencja tego czynu oraz środki, jakimi został wykonany. Ostatecznie miarą czynu jest nasze wewnętrzne poczucie, że wykonaliśmy dobrą robotę, że sami siebie szanujemy nieco bardziej, że chcemy ten czyn powtórzyć i jeszcze bardziej ufamy naszemu własnemu „chcę” niż zewnętrznej normie, powinności.