Podwójne standardy, dwoistość postaw i głoszenie wartości, którymi się na co dzień nie żyje, to zmora naszych czasów. Żyjemy w świecie pełnym hipokryzji i obłudy. Ale co nam po samej diagnozie? Można by się na niej zatrzymać i utyskiwać oraz narzekać, że świat jest zły, a można też zastanowić się, co z tym zrobić. Budowanie apokaliptycznych wizji i prześciganie się w teoriach na temat tego, do czego doprowadzi rozpad wartości i dekadencja, nie służą nam jako ludziom. Budują tylko poczucie strachu, ustawiają nas na pozycji obrońców oblężonej twierdzy. A w tej sytuacji nietrudno o pochopne oceny, teorie spiskowe i budowanie murów nieufności.
Nieufność prowadzi z kolei do stereotypów, uprzedzeń, a stąd już prosta droga do wszelkiego rodzaju „izmów”, ideologii, które próbują opisać świat i wytłumaczyć go na potrzeby interesów tych, którzy akurat piastują w swoich rękach władzę. W tej układance niezbędny jest jeszcze jeden element – wróg z zewnątrz, czyli ten, który chce wszelkimi sposobami pokrzyżować plany i zburzyć sen o przyszłej wielkości. Bardzo często jest też tak, że ten rzekomy wróg nie ma świadomości, że jest wrogiem, albo jest siłą wciągany w tę rolę. Bo nie chodzi wcale o to, że wróg chce tego zła, ale to władcom, którzy budują na stereotypach i uprzedzeniach, zależy na tym najbardziej, żeby móc swoją propagandę odnosić i opierać na zewnątrz, żeby było do czego doskakiwać albo na kogo szczekać.
Cała historia ludzkości to przykłady takiego kreowania polityki wewnętrznej i zagranicznej, ale chyba bardziej tej pierwszej, bo krzyki na sąsiadów, a często także na światowe mocarstwa są działaniem, które ma przynieść efekt na arenie wewnętrznej. Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie dzisiejszej Rosji czy Korei Północnej, gdzie „zachód” jako koncepcja ideowa i aksjologiczna jest przedstawiany jako wielki wróg, bez którego kraje te byłyby mlekiem i miodem płynące.
Dla tego typu systemów największym wrogiem jest prawda i jej kanały transmisyjne. Nie dziwne jest to, że w sytuacjach, kiedy państwa osuwają się w autorytaryzmy i totalitaryzmy, jako pierwsze na ruszt idą wolne media, które się hamuje, a w końcu – jak w Rosji i Korei Północnej – kasuje. W dzisiejszym świecie jest to niezwykle trudne, jest w końcu Internet, a i angielski zna coraz więcej osób. I to nie stanowi problemu dla totalitaryzmów, które blokują dostęp do niechcianych mediów. To się dzieje.
Nawet jeśli kanały prawdy są zablokowane, są jeszcze ludzkie umysły, które można próbować zatruć, ale niektóre się nie dają. I wtedy system zwraca się przeciwko tym ludziom, męcząc ich, izolując czy w końcu zabijając. System się wtedy zamyka, bo okazuje się, że wróg przeniknął do naszych granic i skorumpował naszych ludzi, a to otwiera wrota piekieł i prowadzi po pierwsze do terroryzmu wewnętrznego, ale również do bestialstwa na zewnątrz. To się dzieje na naszych oczach, za naszą wschodnią granicą. Kiedy Rosji zabrakło argumentów na scenie wewnętrznej, znaleziono je tuż za granicą, tłumacząc to ideologią „wielkiej Rosji”, która spełnia wszystkie warunki totalitaryzmu. Jest ideą ekspansywną z jasno określonym zewnętrznym wrogiem.
To my – Zachód – powinniśmy teraz bezkompromisowo bronić prawdy, dbać o nią i pilnować, żeby nikt nigdy nie wrzucił jej – z jej wartościami – pod koc poprawności politycznej, skrupułów, czy „dziejowej konieczności”.