Historia Polski, ale i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, zawiera w sobie okresy silnej represji politycznej i społecznej, gdy wszelkie inicjatywy były tłamszone w zarodku, a życie toczyło się podług ustalonych z góry zasad. Człowiek niewiele mógł, a na pewno nie mógł tego, czego rzeczywiście chciał – trudno było o wybór, ponieważ wybór stanowił ogromne ryzyko. W takiej przestrzeni społecznej łatwo o wychowanie osób posłusznych, biernych, pasywnych, które nie przeżywają złości, nie ufają samym sobie i ogromnie się boją.
Pokłosie takiej kultury narodowej widoczne jest po dziś dzień, gdy trudno nam premiować wszelkie przejawy buntu jednostek wobec autorytetów i powszechnych sposobów bycia. Trudno o docenianie pracy organicznej, codziennego trudu i wyrzeczeń, trudno o nagradzanie siebie i innych za zwyczajną codzienność. Łatwiej chwalić wielkich bohaterów, wielkie czyny i wydarzenia – szczególnie te, które wspominają o buncie wobec władzy, o buncie, za którym my sami tęsknimy i którego bardzo potrzebujemy.
Bunt jest czasem przestrzenią rozwoju, gdy na nowo definiujemy to, czego chcemy. Dodaje nam energii i sam w sobie jest energią, aby żyć tak, jak chcemy. Bunt pomaga nam dostrzec nasz kawałek świata, nasze pole działania, naszą tożsamość, której właśnie podczas oporu bronimy.
Gdy młody człowiek stawia się rodzicom, nie ma na celu nienawiści i pogardy wobec ich wiedzy i doświadczenia, nie ma też ochoty na odrzucenie ich miłości. Ma za to wielką potrzebę ukazania, że jest „inny”, oddzielny od pomysłów i wyobrażeń rodziców. Nie chce być zlany z dorosłymi, budować swojego „ja” na byciu synem czy córką, uczniem czy studentem. Chce ukazać swoje „ja” z jego całym repertuarem wrażeń, doświadczeń i uczuć. Mimo tego, że rodzice wydają się zawsze opanowani, on zauważa, że wewnątrz ma w sobie wiele złości i chce tę złość móc w bezpiecznej atmosferze ukazać. Często dorośli nie potrafią tego docenić, zaakceptować, że jest tu oddzielne „ja” z całym bogactwem własnych praw, potrzeb i pragnień.
Ale i między dorosłymi trudno o taką dojrzałość, która premiuje aktywność, kreatywność, odmienność, nowość. Wielu doświadcza poczucia, że życie jest jakieś i jakieś być powinno, bardziej akcentując obowiązki aniżeli prawa. W takiej atmosferze człowiek nie zastanawia się, czego chce, ale co powinien i musi robić. Trudno tutaj o szczęście, o autentyczność, ponieważ dalej żyje się, jakby ktoś sprawował nad nami autorytarną władzę, nie pozwalając nam na zdrowy bunt przeciwko niesprawiedliwości, która dotyka nas i innych. Czujemy się skrępowani schematami postępowania, konwenansami w komunikacji i w pracy. Stajemy się niezwykle czujni na potrzeby innych i na zasady, jakie panują w społeczeństwie. Taki styl życia rodzi niesłychaną sztywność i ograniczony obraz codzienności – zachowujemy się jak zaprogramowane roboty i widzimy tylko to, co wiąże się z obowiązkami.
Dopiero wtedy, gdy postanowimy się naprawdę zbuntować, dostrzeżemy, jak runą nasze wyobrażenia o świecie, o innych, o sobie. Trzeba się w życiu kilkukrotnie zezłościć, aby rzeczywiście odkryć, czego się naprawdę chce, a nie, co się powinno. Trzeba stawić opór tym, którzy nie dają prawdziwej bliskości, aby zbudować nowe przyjaźnie. Trzeba wyznaczyć granice pracy i obowiązkom, aby odkryć własne potrzeby i spełniać marzenia. Bunt jest nam dziś niezwykle potrzebny, abyśmy usunęli wyobrażenia o własnej niemocy i uczynili życie prawdziwie naszym, zaplanowanym, pełnym celów, marzeń i życzliwych ludzi wokół.