Jaki jest mój ulubiony kolor? Zastanawialiście się nad tym ostatnio? Czy Wasi najbliżsi znają odpowiedź? Na przykład Wasze dzieci? Ci, którzy znają mnie od dawna, wiedzą, że kiedyś zawsze odpowiadałam szybko „zielony”. Może właśnie to słowo podsuwała mi tęsknota za przyrodą, drzewami, lasem i łąkami. Bardzo dobrze czuję się właśnie w takim naturalnym otoczeniu. Od jakiegoś czasu jednak jestem bardziej kojarzona z odcieniami czerwieni. Zarówno w domu, jak i w garderobie mam sporo elementów w takich barwach, najwięcej zaś w soczystej czerwieni. Czemu to akurat się zmieniło? Może to dlatego, że mieszkam teraz na wsi i zieleń otacza mnie z każdej strony, a podczas spaceru „wdycham” ją pełną piersią i chwytam całymi garściami. Czerwony kolor towarzyszy natomiast różnego rodzaju aktywnościom, które podejmuję. A jest tego całkiem sporo.
Nie jest już niczym nowym podejście do kolorów od strony roli, jaką pełnią w naszym życiu. To, w jaki sposób nas nastrajają czy oddziałują na nasz układ nerwowy, jest przedmiotem badań psychologicznych, których wyniki są wykorzystywane chociażby podczas projektowania wnętrz. W pomieszczeniach, które mają służyć relaksacji, odprężeniu i wyciszeniu warto zastosować barwy, takie jak uniwersalna biel, odcienie niebieskiego i zielonego. W pokojach dziennych, przeznaczonych do zabawy, ale też w jadalniach dobrze jest wykorzystać odcienie żółci i pomarańczowego, ponieważ poprawiają nastrój i dodają pozytywnej energii. Kolor czerwony to kolor działania, stymulujący nasz układ nerwowy, może dodać motywacji i pomóc myśleć kreatywnie. Jednak w chwili, gdy jesteśmy zdenerwowani i tracimy kontrolę nad sobą, lepiej unikać przesycenia tą barwą.
Dlaczego poruszyłam ten temat? Przecież nie będę w tym miejscu rozwodzić się nad najlepszym wykorzystaniem palety barw w domu czy w miejscu pracy. Jasne, że nie. Chcę zwrócić uwagę na coś zupełnie innego. Mianowicie na to, że lato jest tą porą roku, która dostarcza nam niezmiernie dużo wrażeń kolorystycznych, w których jednak przeważają błękity i zielenie. Może trudniej trochę dostrzec to, spędzając pół dnia w pracy, może niekoniecznie zobaczymy aż tyle, wracając do mieszkania w blokowisku czy też jadąc na zakupy do jednego z większych marketów. Jednocześnie dni są o tej porze roku wciąż długie, słońce późno chowa się za horyzontem i możemy bardziej efektywnie wykorzystać resztę dnia. Można powiedzieć, że latem o wiele łatwiej jest dostarczyć naszym mózgom odpowiednich wrażeń kolorystycznych. Po dniu pełnym napięć w relacjach z ludźmi, zmęczeni samym myśleniem o jutrze możemy wybrać się tam, gdzie znajdziemy spokój, relaks i odprężenie. Chyba trochę zapomnieliśmy o tym, że można w naturalny sposób sobie pomóc i „wykorzystać” przyrodę.
Ale właśnie, to zmęczenie pracą, domem i ogólnie życiem odbiera nam często chęci, aby zrobić ten jeden krok w stronę drzwi, potem drugi i kolejny. Często wolimy usiąść w wygodnym fotelu, włączyć telewizor, może jakiś inny sprzęt, albo położyć się spać. I wieczorem szykować się na kolejny męczący dzień. Tak to już jest, że najtrudniej jest podnieść się z fotela lub kanapy. I koło się zamyka, ponieważ brak świeżego powietrza, kontaktu z naturą i ruchu powodują obniżenie nastroju, spadek energii, motywacji i chęci do działania. Na niewiele zda się wtedy patrzenie na kolorowe ściany. Stajemy się więźniami własnego zmęczenia, które z każdym dniem staje się coraz trudniejsze do pokonania. Odrzucamy kolejne okazje do ruszenia się, wyjścia z domu i skorzystania z tego, co oferuje nam letnia aura.
Co ciekawe, najlepszym sposobem na przełamanie stagnacji jest właśnie ruch i aktywność fizyczna. Zmęczenie, które odczuwamy podczas jazdy na rowerze, biegania, pływania czy wędrówek pieszych jest innym rodzajem zmęczenia niż to, z którym zmagamy się, gdy siedzimy bezczynnie w domu. Wysiłek fizyczny wyzwala bowiem w naszym mózgu produkcję endorfin. Nagle czujemy zadowolenie, szczęście, a nawet euforię i chociaż już bolą nas nogi, wcale nie chcemy wracać. Słabną w nas bowiem napięcia, które wynieśliśmy z pracy czy też z domu, zapominamy o przykrych sytuacjach i tym, co nas przygnębiało. Jeśli do tego dodamy zieleń drzew, szum lasu, błękit nieba i ciepłe promienie słońca, mamy już wszystko, czego nam potrzeba. Wracamy do domu z szerokim uśmiechem na twarzy, bardziej chętni do życia i mniej przygnębieni codzienną rutyną czekającą nas rano.
Gdy to piszę, towarzyszy mi w myślach takie wspomnienie z dzieciństwa, kiedy leżałam na plecach w wysokiej zielonej trawie, patrzyłam w niebieskie niebo i przyglądałam się przepływającym po nim białym obłokom. Niby takie nic, całkowita bezczynność, zapomnienie o całym świecie, o tym, że upływa czas, a jednak... Zupełnie nieświadomie karmiłam mój umysł wszystkimi kolorami „szczęścia”. Zauważyliście, że dzieci wybierają taki sposób spędzania czasu w jakiś naturalny i podświadomy sposób? Błękitna woda, żółty piasek, zielona trawa – najlepsze wakacyjne „zabawki”. A nam dorosłym wydaje się, że czegoś naszym dzieciom brakuje i staramy się te rzekome braki wypełnić przedmiotami ze sklepowych półek. Dobre samopoczucie to coś, czego nie da się kupić, ale okazuje się, że można o nie zadbać w bardzo prosty i przyjemny sposób. Dobre samopoczucie ma często smak ulubionych owoców prosto z krzaka, zapach wieczornej mżawki lub popołudniowej burzy i ma także swoją ulubioną barwę. Dla mnie są to zawsze różne odcienie zieleni. A jakim kolorem Ty opiszesz swój dzisiejszy nastrój? Może czas się ruszyć i zadbać o zmianę otoczenia?