Czy pesymizm i optymizm są wrodzone, czy wynikają raczej z naszych doświadczeń w dzieciństwie? To nie jest tak, że optymistów spotyka mniej przykrych wydarzeń w ciągu życia, że ich droga jest usłana różami, a pesymistom wieje wiatr w oczy i ciągle mają pod górkę. Uogólniając, można z powodzeniem stwierdzić, że ludzkie losy są mniej lub bardziej podobne, zawierają w sobie tak dobre, jak i złe chwile, oczywiście w różnych proporcjach. Różnica polega na tym, jak sobie wyjaśniamy to, co nas w życiu spotyka.
Profesor Martin Seligman, autor bestselleru Optymizmu można się nauczyć. Jak zmienić swoje myślenie i swoje życie (Media Rodzina 2002), prowadził przez wiele lat badania nad wyuczoną bezradnością, o której już kiedyś pisaliśmy. Rozważania doprowadziły go do konstatacji, że te osoby, które traciły poczucie sprawstwa, nawet w sytuacji, w której nie były bez wyjścia, cechowały się pesymistycznym wyjaśnianiem otaczającej je rzeczywistości. W jego badaniach okazywało się, że w porównywalnych sytuacjach część osób nie dawała się złamać i wpędzić w wyuczoną bezradność właśnie dzięki pozytywnemu, a więc optymistycznemu wyjaśnianiu świata. Po tej obserwacji profesor Seligman przestawił się z badania bezradności jako takiej na badanie mechanizmów, które przed nią chronią. Efektem tych dociekań jest pojęcie psychologii pozytywnej i wspomniany już przeze mnie bestseller.
Według autora nasz sposób wyjaśniania świata kształtuje się w naszym dzieciństwie i ogromny wpływ na kierunek, w którym się rozwinie, mają mechanizmy wyjaśniające naszych matek. Mówiąc prościej, to, czy szklanka jest dla nas do połowy pusta, czy do połowy pełna, zależy od tego, jak patrzy na nią nasza mama. I jest to dobra wiadomość, bo oznacza ni mniej, ni więcej jak to, że pesymizm i optymizm nie są cechami wrodzonymi, a więc można je kształtować. Oczywiście, że nasz temperament będzie miał na to duży wpływ, jednemu będzie łatwiej, a innemu trudniej. Ale nie jest to co do zasady niewykonalne.
Pesymistyczny styl wyjaśniania otaczającej rzeczywistości skupia się na negatywnym definiowaniu świata typu „nie będę próbował, bo i tak mi nie wyjdzie”, „nigdy się tego nie nauczę”, „dobrą pracę dostają tylko ci, którzy mają znajomości”, „poradniki wydawane są tylko po to, żeby karmić ludzi złudną nadzieją”. Wszystkie te przykłady są bardzo szkodliwe, dlatego że generalizują zjawiska i przedmioty, których nie da się zgeneralizować. Generalizacja przy użyciu tak zwanych wielkich kwantyfikatorów („każdy”, „wszyscy”, „zawsze”) z natury rzeczy jest fałszem, bo zawsze (sic!) znajdziemy wyjątek od tego kwantyfikatora. Pesymiści zazwyczaj szukają winy poza swoją osobą i przyczyn niepowodzeń upatrują w zmowach, spiskach lub niesprzyjających okolicznościach. Podsyca to bierność, stan beznadziejnego oczekiwania i wpędza w wyuczoną bezradność, która prowadzić może nawet do zaburzeń psychicznych. Mówimy tu oczywiście o sytuacjach skrajnych.
Mówienie o tym, że tylko to ma wpływ na pesymistyczne postrzeganie rzeczywistości, byłoby kłamstwem, gdybyśmy nie wspomnieli o wpływie relacji z otoczeniem na naszą wizję świata. Poczucie sprawstwa odbiera doświadczanie długotrwałej przemocy (niekoniecznie fizycznej) ze strony bliskich, szczególnie w dzieciństwie, kiedy nie mamy możliwości odcięcia się od agresora. Przemoc psychiczna wypacza ludzi, również dorosłych.
Jak więc zmienić to nastawienie? Jak przestać być pesymistą? Jak zwykle nie ma na tak postawione pytanie prostej odpowiedzi. Profesor Seligman bardzo wyraźnie w swoim poradniku wskazuje, że bez zmiany myślenia o świecie, a więc przede wszystkim o tworzonych przez nas relacjach nie będziemy w stanie tego zrobić. Żeby zmodyfikować nasze przekonania, należy przejść przez pewien schemat, który zaproponował autor. Ten schemat to trudność–przekonanie–skutek–kwestionowanie–aktywizacja. Trudność to pojawiający się problem, a przekonanie to nasze pierwsze do niego podejście, które zaowocuje skutkiem o charakterze pozytywnym lub negatywnym. Wyobraźmy sobie, że napisaliśmy do przyjaciela maila, ale ten już drugi dzień nie odpisuje. To jest trudność. Możemy mieć dwojakie przekonanie względem niej. Możemy uznać, że jest bardzo zajęty, ale nadal zależy mu na naszych relacjach, i spróbować ponowić kontakt. To będzie skutek pozytywny. A możemy też do całej sprawy dorobić negatywną ideologię i uznać, że przyjaciel nas nie szanuje i mu na nas nie zależy, i urwać kontakt. To skutek negatywny – samonakręcanie się w tłumaczeniu świata na podstawie negatywnych przekonań, które nie mają oparcia w rzeczywistości.
Jeśli jesteśmy świadomi naszych negatywnych reakcji i chcemy je zmienić, musimy zakwestionować nasze naturalne, pierwotne osądy i zadziałać wbrew sobie, i podjąć działanie, czyli się zaktywizować. Będzie to nas pewnie bardzo wiele kosztować, ale skoro powiedziało się A…
Warto w kwestionowaniu podeprzeć się twardymi danymi, a więc przeprowadzić minidowód naukowy. Pozostając przy przykładzie maila bez odpowiedzi, warto zastanowić się, czy jest coś poza naszym przeczuciem, co świadczyłoby o zmianie nastawienia naszego przyjaciela. Warto zastanowić się, czy mamy jakieś alternatywy (może warto zadzwonić?), no i na końcu przemyśleć wszelkie implikacje założonej przez nas tezy, czyli zastanowić się, czy rzeczywiście to, co nam się przydarza, jest „końcem świata”. Ostatecznie możemy sięgnąć po ocenę przydatności naszych oryginalnych tez, a więc doprowadzić do minimalizacji myślenia o problemie i skupienia się na działaniu.
Warto pracować nad optymizmem, nie zapominając jednocześnie, że przesadny optymizm może być równie szkodliwy, co pesymizm. Znajoma przesłała mi ostatnio anegdotę o ojcu i dwóch synach – pesymiście i optymiście. Otóż ojciec postanowił sprawdzić, jak głębokie są ich postawy, i obu obdarował. Pesymiście kupił piłkę, samochodzik i klocki, a optymiście kupę świeżego, końskiego łajna. Pesymista od razu przybiegł do ojca i mówi, że te zabawki to straszny szmelc – w samochodziku kółka nierówno się kręcą, klocki nie są idealnie dopasowane, a piłka za słabo się odbija. Ojciec poszedł do optymisty, który cały unurzany w swoim prezencie przekopuje się i mówi „tato, ten konik musi gdzieś tu być!”.