W życiu człowieka, jak twierdzi św. Charbel, ważniejsze niż prędkość, z jaką się porusza, jest kierunek, w którym zmierza. Wytrwałe i konsekwentne zmierzanie w obranym kierunku wspomaga właśnie dobrze ukształtowany charakter. Dzięki charakterowi to my kreujemy otaczającą nas rzeczywistość, tak aby służyła ona naszym obranym celom, a nie ona nas. Dzięki niemu zyskujemy wewnętrzną wolność od tego, co zewnętrzne, i nie rozmieniamy się w swoich dążeniach na drobne, obierając coraz to inny kierunek w zależności od sytuacji, uwarunkowań, chwilowych zachcianek (swoich lub cudzych). Dzięki ukształtowanemu charakterowi umiemy pozostać niewzruszeni i ze spokojem i wytrwałością zmierzać do celów dalekosiężnych, dobrych, zgodnych z naszym powołaniem, życiową misją.
Jest jednak duży problem z tym szlachetnym zamierzeniem. A mianowicie kształtowanie charakteru wymaga… charakteru. Kiedy próbujemy stać się takimi, jak sobie obmyśliliśmy, napotykamy liczne przeszkody. Te zewnętrzne nie są tak trudne do pokonania jak te wewnętrzne. Obserwujemy to często, kiedy próbujemy wypracować jakiś dobry nawyk, na przykład zdrowego odżywiania się, porannego wstawania, nieodkładania pracy na później i tak dalej. Zazwyczaj te dobre postanowienia zostają wchłonięte przez nasze słabości i wady. Te szybko potrafią owe dobre postanowienia zdusić w zarodku. Tymi przeszkodami mogą być różne uzależniacze, które skutecznie osłabiają naszą motywację i silną początkowo wolę. Taką przeszkodą mogą też być nasze emocje, nastroje, humory, zachcianki, którym zbyt łatwo ulegamy, nie znajdując w sobie siły, żeby się im przeciwstawić. Czasami też trudno nam rozstać się z pewnymi przyzwyczajeniami, schematami naszego postępowania, które dają nam poczucie bezpieczeństwa i przekonania, że skoro do tej pory tak działaliśmy, to jest to zapewne najlepszy sposób na działanie. To wszystko skutecznie nas ogranicza w tworzeniu czegoś nowego i lepszego. I efekt końcowy jest taki, że co prawda chcemy pracować nad swoim charakterem, wady zamieniać w zalety, osiągać nowe cele, ale nie chcemy robić tego, rezygnując z siebie – ze swoich nawyków, z drobnych przyjemności, ze sprawdzonych schematów. A kiedy się okazuje, że tak się nie da, tracimy motywację, zaangażowanie słabnie, cel zaczyna się rozmywać, a ambitny plan się rozpada.
Przytaczany już wcześniej Marian Pirożyński wymienia kilka poważnych wewnętrznych przeszkód i nazywa je wrogami charakteru. Zalicza do nich przede wszystkim egoizm, którego źródłem jest miłość własna. Miłość własna jest wartością, jeśli utrzymywana jest w pewnych granicach. Kiedy tak się nie dzieje, rozrasta się do niebezpiecznych rozmiarów i przyjmuje kształt egoizmu, nadmiernej miłości własnej. W pracy nad charakterem taka miłość własna czyni człowieka słabym i niecierpliwym. Czyni go niezdolnym do rezygnacji z siebie – z własnej przyjemności, wygody, ambicji, czyli tego wszystkiego, czego nasz egoizm, nasze „ja” się domaga. Tymczasem do pracy nad charakterem konieczne są wyrzeczenia, rezygnacja z siebie, umiejętność dopuszczenia do głosu rozumu, który nam przypomina o naszym dobrym celu i pozwala odsunąć doraźne potrzeby czy zachcianki po to, aby móc zrealizować pragnienia. Charakter kształtuje się na drodze wyrzeczeń, na drodze cierpliwości, bez zbaczania z obranej trasy. To nieustanne zmaganie ze sobą. Ale bez tej zgody i gotowości na rezygnację z siebie można pożegnać marzenia o pięknym charakterze. Praca nad charakterem wymaga charakteru.