Praca czy powołanie? Ostatni tekst wywołał pewne emocje, że to luksus, jeśli ktoś wykonuje taką pracę, z której jest dumny, która daje mu coś więcej niż tylko pieniądze na związanie życia od pierwszego do pierwszego. Że te kilka godzin, które spędzamy dziennie poza domem, są trudem, którego chcielibyśmy się pozbyć. Praca nie jest więc w tym ujęciu czymś rozwijającym, budującym i podnoszącym morale. Jest natomiast przykrą koniecznością.

Jest wiele koncepcji pracy. Bo chyba możemy umówić się, że praca jest w życiu człowieka konieczna. I to nie praca rozumiana jako zajęcie przynoszące pieniądze na utrzymanie, ale jako codzienne zajęcia, czynności, które pochłaniają nasz czas. Tak rozumiana praca to również obowiązki domowe, wychowywanie dzieci, dbanie o przydomowy ogródek, hobby i pasje. To nasza praca codzienna.

Inna koncepcja pracy dotyka tylko aspektu pracy zawodowej, całą resztę pozostawiając sferze prywatnej, tworząc właśnie taką dychotomię dom – praca. Niejako w opozycji. Takie manichejskie podejście do życia, że musimy przez 8 godzin tyrać, żeby przez 16 być wolnym człowiekiem, zupełnie nie wpisuje się w moją koncepcję życia, które widzę jako pewną całość.

Oczywiście szanuję tych, którzy myślą inaczej, i rozumiem, że każdy ma swoją historię życia i nie wszystkie wydarzenia w życiu zależą w stu procentach od nas. Czasami jest tak, że ludzie odbijają się od rynku pracy i to nie tylko od prac marzeń, ale nawet od stanowisk poniżej kompetencji. I naprawdę bardzo często nie ma w tym ich winy. Zły czas, złe miejsce. Zbieg okoliczności zupełnie pechowy dla człowieka.

Dla wielu jest to za dużo. Załamują się i rezygnują z planów, na które pracowali często przez kilka lat studiów. I nie zawsze jest to coś złego. Niektórzy kompletnie zmieniają priorytety, szukają czegoś innego, stawiają kolejne cele. Nie ma przecież w życiu czegoś takiego, jak zmarnowane lata. Wszystko jest doświadczeniem, które nas w jakiś sposób buduje. Jeszcze inni popadają w marazm, często chorują na depresję. Potrzebują fachowej pomocy.

Tak naprawdę dopiero od kilku lat w Polsce wskaźnik bezrobocia utrzymuje się poniżej 10%. Sam pamiętam, że kiedy byłem na studiach kilkanaście lat temu, to w moim regionie ten wskaźnik wynosił przeszło 25%. Sytuacja była, wydawać by się mogło, beznadziejna. Część osób z mojego roku w ogóle nie podejmowała prób znalezienia pracy w zawodzie. Część wybierała emigrację. Część już w czasie studiów dokształcała się w innych branżach. Każdy radził sobie, jak mógł – była to konieczność.

Potem, kiedy sytuacja się zmieniła, część nie chciała zacząć na nowo w zawodzie – ułożyli sobie życia i kariery w nowych miejscach. I to w zasadzie mógłby być wniosek tego felietonu. Żyjemy tu i teraz. Przeszłość to nasze doświadczenie, a przyszłość nie należy do nas – jest nieznana. Więc musimy wykorzystać jak najwięcej z tego czasu, który nam jest dany na tę chwilę. Bo drugiego takiego momentu nie będzie.

Oczywiście brzmi to strasznie naiwnie i patetycznie. Prawda. Ale z drugiej strony, czy wszystko w życiu musi być racjonalne, przemyślane i do połowy puste?