Jaki jest największy lęk rodziców dotyczący ich dzieci? Jest to strach przed tym, jaka czeka je przyszłość. Teraz zapewne każdy rodzic zastanawia się, czy tak jest naprawdę. Dlatego dodam, że rozumienie słowa „przyszłość” nie jest u wszystkich jednakowe. Jedni martwią się o wykształcenie, czy będzie ich stać na utrzymanie swoich dzieci podczas studiów, inni o dobrą pracę, czy aby na pewno ich dzieci będą miały zapewniony byt i godne życie. Ja osobiście aż drżę na myśl o tym, w jakim świecie przyjdzie żyć moim synom i córce. Jaki kształt przybierze rzeczywistość, w której będą sami zakładać rodziny i z jakimi trudnościami przyjdzie im się mierzyć, kiedy zabraknie na tym świecie nas – ich rodziców.

 

Ale skąd biorą się te obawy? Przychodzą do głowy najczęściej w momentach podsumowań, np. gdy zbliża się ostatni dzień roku lub też zakończenie roku szkolnego, może jakiś jubileusz albo okrągła rocznica urodzin. Na co dzień jesteśmy zapracowani, zabiegani, mamy milion spraw na głowie, dlatego nie wybiegamy aż tak bardzo w przyszłość. Liczy się tylko tu i teraz, to, co trzeba było zrobić na wczoraj, plany na dzień jutrzejszy, ewentualnie terminy zapisane w kalendarzu. To są sprawy bardzo konkretne, mamy przeświadczenie, że trzymamy nad tym wszystkim kontrolę. Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym, że tak naprawdę jutra może już dla nas nie być. Z jednej strony to dobrze. Trudno byłoby przecież żyć, mając codziennie do przeżycia tylko jeden dzień. Nic nie planować, o nic się nie starać? Na co przeznaczyć ten jedyny, najważniejszy (bo przecież ostatni) dzień swojego życia? Raczej nie na nudną pracę, nie na mycie okien ani na szorowanie łazienek. Staralibyśmy się zrobić coś z efektem „ŁAŁ!”, co dałoby nam poczucie dobrego wykorzystania każdej chwili. Czy w takim razie ktokolwiek zdecydowałby się na dzieci?

 

Nawet gdy nie mamy wizji naszej rychłej śmierci, już sama myśl o urodzeniu i wychowaniu dziecka i tak przysparza nam wystarczająco wielu zmartwień. Gdy z mężem spodziewaliśmy się naszego pierwszego syna, nie ukrywaliśmy tego, że myślimy o trójce, a nawet czwórce pociech. Słyszeliśmy wtedy bardzo często słowo „zobaczycie”, a po nim całą listę trudności, które wiążą się z posiadaniem dziecka i jednocześnie zniechęcają do planowania kolejnego. Przy trzeciej ciąży usłyszałam, że jestem odważna, skoro zdecydowałam się na kolejne dziecko, przecież to pociąga za sobą ogromne koszty. I faktycznie, pierwszą i niejako naturalną obawą jest ta, która dotyczy materialnego zabezpieczenia. Rodzice zawsze chcą dla swoich dzieci tego, czego im brakowało w dzieciństwie, o czym nawet nie mogli pomarzyć. W międzyczasie pojawiają się nowe potrzeby, nowe wydatki i wydaje się, że pieniędzy wciąż jest za mało. Kolejnym zmartwieniem jest troska o właściwe wychowanie, takie przeprowadzenie przez dzieciństwo, aby w dorosłości byli porządnymi ludźmi. Wśród wielu nurtów proponowanych przez psychologów trudno jest zdecydować się na jeden i być przekonanym, że to właściwy wybór. Dopiero po latach, o ile dożyjemy (jak mawiają starzy ludzie), będziemy mogli obserwować skutki tej decyzji. To jest trochę jak błądzenie po omacku, badając grunt stopami i szukając oparcia rękoma.

 

Dla mnie jednak najbardziej przerażające są obecnie wizje dotyczące przyszłości ludzi jako gatunku żyjącego na jednej z planet we wszechświecie. Martwię się tym, że przyszłość wcale nie będzie taka jasna i świetlana, jak jeszcze niedawno to sobie wyobrażaliśmy. Pokładaliśmy ogromne nadzieje w wynalazkach, odkryciach, postępie medycznym. Naiwnie sądziliśmy, że wszystko to zmierza do poprawienia jakości życia, zapewnienia możliwości rozwoju i wyrównania szans wśród ludzi. Obecnie wiemy, że więcej pieniędzy przeznacza się na szukanie wody na Marsie niż na ratowanie naszej planety, nowe metody leczenia są, owszem, ale tylko w wybranych miejscach na świecie i chyba również tylko dla wybranych. A nowoczesne technologie? Coraz bardziej boimy się dużego kroku naprzód, czytając i oglądając różne scenariusze tego, jak sami przyczyniamy się do zagłady ludzkości. Dlatego coraz częściej w mojej głowie pojawia się pytanie: czy to wydarzy się już za życia moich dzieci? Czy one będą musiały stawić czoła tym wszystkim potwornościom? A co, jeśli mnie już przy nich nie będzie? Jako matka chciałabym uchronić je przed najgorszym. Wiem, że to niemożliwe.

 

I to też nie wszystko. Może zdarzyć się tak, że zanim nastąpią jakieś wydarzenia przypominające te z filmów science fiction, nadejdą inne czasy, które również napawają lękiem. Zmiany polityczne, społeczne i kulturowe, których obecnie jesteśmy świadkami, nabierają rozpędu. Coraz więcej osób w imię różnych poprawności boi się nazywać rzeczy po imieniu. Aby zagwarantować „wolność” większej ilości ludzi (lub grup ludzi) wprowadza się jednocześnie coraz więcej zakazów. Ogranicza się swobodę wypowiedzi jednych, aby inni mogli mówić, co tylko im się podoba. Zabrania się wyznawania utartych poglądów, aby zrobić przestrzeń dla nowych, abstrakcyjnych i oderwanych od rzeczywistości. Nie można zająć własnego stanowiska, gdyż często wymusza się na nas, abyśmy stanęli tam, gdzie chcą nas widzieć. I się ładnie uśmiechali. Dotyczy to różnych spraw: religii, ekologii, równouprawnienia, aborcji, spisanej historii, imigrantów, modyfikowanej żywności, szczepień, orientacji seksualnej, edukacji i wielu, wielu innych. Świat zaczyna dzielić ludzi na tych, którzy idą do przodu, widzą nowe możliwości, i tych zacofanych, których nie da się zmienić, więc trzeba unieszkodliwić.

 

Boję się tego, że moje dzieci będą musiały ukrywać swoje poglądy, aby mieć równe szanse, że będą wytykane palcami, ponieważ wychowałam je według dawnych, podobno „przestarzałych” wartości, że nie odnajdą się wśród tych wszystkich praw do „wolności”, które będą je ciągle ograniczać. Może ten mój lęk jest trochę na wyrost, może zupełnie niepotrzebny. Ludzie wychowani w innej rzeczywistości nie będą tęsknili do tego, czego nie znają – tak jak dzisiejsze młode pokolenia nie tęsknią (nie mogą tęsknić) do świata bez telefonów komórkowych. Ale właśnie dlatego są to obawy rodzica, matki, która jedną nogą jest w poprzednim wieku, a drugą stara się być krok przed innymi. Aby zapobiec, uchronić, ocalić przed tę wizją przyszłości, która wydaje mi się straszna, aby dla moich dzieci nie stała się zwykłą codziennością.