Obecne czasy są czasami wielu możliwości, szybkich rozwiązań, skutecznych ułatwień, podawania na tacy – wszystkiego. Począwszy od wiedzy przez najróżniejsze poradniki na awaryjne sytuacje w postaci filmików instruktażowych po gotowe i zdrowe obiady dostarczane pod drzwi. Chętnie z różnorodnych udogodnień korzystamy, cieszymy się nimi, doceniamy je, chwalimy sobie. Być może ten ogólny trend ułatwiania życia i oszczędzania energii w jakimś stopniu przenosimy na nasze pociechy. Intencje mamy dobre i szlachetne. Chcemy dziecku jak najbardziej pomóc, oszczędzić mu niepotrzebnych naszym zdaniem zmagań, wydeptywania już wydeptanych ścieżek, odkrywania już odkrytej Ameryki. I podajemy gotowe rozwiązania, skoro już sami na nie w pocie czoła wpadliśmy. Do takiej postawy dołącza ze swoją mocą miłość rodzicielska, niechęć, by dziecko doznawało stresu, przykrości, upadków. Jasna sprawa.

A więc działamy. Dziecko pyta, my odpowiadamy. Dziecko szuka, my znajdujemy. Dziecko ma wątpliwości, my je rozwiewamy. Dziecko się stresuje, my usuwamy stresor. Dziecko ma odpowiedzialne zadanie, my się upewniamy, czy na pewno podoła, ewentualnie po cichu je wyręczamy. Dziecko zapomniało, my pamiętamy. Dziecko rozlało mleko, my je wycieramy.

Życiowe zakręty prostujemy, wyrwy na ścieżkach życia łatamy, dziecko podnosimy, chwytamy, zatrzymujemy, zawracamy, jego ręki z naszej nie wypuszczamy.

A w szczegółach? Dziecko ma zawiłe zadanie domowe z języka polskiego? Podsyłamy mu artykuł, który jest gotową odpowiedzią, wystarczy przeczytać, szukać nie trzeba. Dziecko wyjeżdża na obóz harcerski? Na wszelki wypadek pakujemy wszystko sami do osobnych woreczków na poszczególne dni rozłąki. Dziecko pokłóciło się z kolegą i płacze w pokoju? Ruszamy wyjaśnić sprawę z kolegą, a najlepiej z jego rodzicami. Dziecko ma popołudniowe zajęcia 5 km od domu? Dopasowujemy grafik w pracy, by podjąć etat kierowcy. Autobusy niepewne.

W tak rozumianej chęci wspierania dziecka przychodzimy z wszelkimi możliwymi odpowiedziami, rozwiązaniami – życie podajemy na tacy. Pewnie każdy odnajdzie cząstkę siebie w tym przerysowanym obrazku.

Jakoś tak mimochodem zaczynamy dostrzegać jednak i niepokoić się postawą naszych pociech. A to lenistwo. A to brak energii. A to brak gotowości do uczynności i aktywności. A to ogromne trudności z koncentracją. A to brak kreatywności. A to zerowa motywacja do samodzielności. W dalszej perspektywie marazm, bezwład, apatia, minimalizm, niechęć do wysiłku, brak gotowości do stawiania czoła przeciwnościom, ponoszenia porażek z podniesioną głową, brak odpowiedzialności, dojrzałości, samodzielności. Brak przystosowania do życia.

To, co naszym zdaniem miało być pomocą, wsparciem, wychowywaniem, stało się odebraniem szansy na prawdziwy rozwój.

Może więc rzadziej z tą życiową tacą do dziecka podchodzić… A zamienić ją na wyzwania, pytania, okazje do dociekań, pozwolić na ryzyko upadków, błędów. Być i wspierać, ale nie na skróty poprzez werbalne przekazanie dziecku swoich życiowych mądrości i doświadczeń oraz wyręczanie.

A w szczegółach? Dziecko pyta? My nie odpowiadamy. Unikamy podawania dziecku wiedzy w formie wykładu. Ale wskazujemy, gdzie może odpowiedź znaleźć. A kiedy ją znajdzie, wszystko utrudniamy – rzucamy pod nogi kłody. A więc zachęcamy, by nam o tym opowiedziało, ale ciągle dopytujemy, podważamy, nie rozumiemy, dziwimy się. I pozwalamy dziecku tłumaczyć, poszukiwać dalej, zastanawiać się, a wreszcie stać się ekspertem. W ten sposób ze zdobywania wiedzy czynimy fascynującą przygodę. Ale ta poznawcza fascynacja rodzi się właśnie w działaniu. Robimy więc kuchenne eksperymenty, odwiedzamy ciekawe miejsca, szukamy interesujących filmów, książek, audycji. Ruch, działanie, wymyślanie, główkowanie, ciągła aktywność. Ale będzie to nauka ciekawa, pełna ekscytacji i poszukiwań z otwartymi ustami i zapartym tchem.

A kiedy dziecko ma problem? My słuchamy. A potem znów pytamy, jak jego zdaniem może go rozwiązać. Pomysłów nie oceniamy. Towarzyszymy w szukaniu odpowiedzi, naprowadzamy na nie poprzez pytania. Jesteśmy, czuwamy, ale to dziecko uczy się radzenia sobie z życiem, uczy się relacji.

Ale przede wszystkim dajemy wolność. Pozwalamy działać, ale i potykać się – rozlewać, tłuc, gubić, zapominać, zaprzepaszczać, psuć, przeoczać. Pozwalamy uczyć się dziecku życia na własnej skórze.