Agresja rodzi agresję. To niezaprzeczalny fakt. I najtrudniej nam, rodzicom, nie zareagować agresywnie na złość dziecka, nie karać, mówić, że nie wolno. A jednak powinniśmy ćwiczyć się w tym, by właśnie tak nie reagować, by być dla swoich dzieci przewodnikiem po emocjach, a zwłaszcza tych trudnych, które wymagają tylu wysiłków, by je zrozumieć, nie czuć się tym złym, niedobrym. Ale jak to wykonać, skoro sami często mamy problem z samokontrolą, a wydawać by się mogło, że posiadamy już wszystkie ku temu narzędzia, bo jesteśmy już dorośli? I dlaczego siebie potrafimy usprawiedliwić, kiedy wylewamy swoją złość dookoła, a złości dziecka nie potrafimy zaakceptować? A prawda jest taka, że złości nas złość dziecka. No bo jak akceptować bicie, krzyki, wyzwiska, rzucanie rzeczami?
Czy rzeczywiście mamy się na to zgadzać? Otóż nie! Na krzywdzenie siebie czy innych dobrze, że nie ma naszej zgody. To co powinnam zrobić? Skoro małe dzieci tak najczęściej reagują? Gdzie popełniam błąd? Niestety musiałam zgodzić się na oczywistą oczywistość, że nieraz to my stanowimy źródło złości naszych dzieci. Kiedyś reagowałam instynktownie, że na złość najlepszy jest kolejny zakaz i powtarzanie jak mantrę, by zaprzestało złośliwego zachowania. Rzadko pomagało, a później jeszcze trudniej było mi słuchać, że moje dzieci są może niegrzeczne czy złośliwe, a wiedziałam, że tak nie jest. Bo to nie złość stanowi problem, tylko sposób jej wyrażania. Trzeba wiedzieć, że dziecko uczy się na drodze doświadczania, a tego ostatniego im po prostu jeszcze brakuje i wybiera odreagowanie poprzez usunięcia napięcia z ciała. Dlatego tupie, kopie, krzyczy, rzuca. Poza tym stwierdzenie, że jest „złośliwe”, jest mocno krzywdzące i stanowi tylko krytykę, a nie zaradzenie problemowi. Tym bardziej kiedy wiemy, że złość to podstawowa emocja. To ona informuje osobę złoszczącą się o zagrożeniu, pozwala odreagować czy motywuje do zatroszczenia się o siebie. Nasze zakazy i nakazy, które zgoła są akurat w danej chwili zasadne, dzieci też czasami odbierają jak zagrożenie. Ale tu dużą rolę odgrywa właśnie małe doświadczenie. O tym, jak dziecko wyraża złość, też decyduje jego temperament, na który w zasadzie nie mamy wpływu, niedojrzałość emocjonalna właśnie, to, na jakim etapie rozwoju jest dziecko, a także to, jaka akurat potrzeba nie jest zaspokojona czy jakie jego granice przekroczone.
To, co dla specjalistów jest kluczem do zaradzenia dziecięcej złości, lub może bardziej do bezpiecznego sposobu jej wyrażania, jak można się spodziewać, nie jest rzeczą prostą. Ponieważ nie możemy oczekiwać, że ona ustąpi, dziecko wyciągnie z naszego pouczenia wnioski i już nigdy nie zachowa się agresywnie w podobnej sytuacji. Otóż zezłości się niejednokrotnie, zapominając o naszej rozmowie. To, co możemy zrobić, to towarzyszyć mu w złości i zapewnić go o swojej bezwarunkowej miłości. Jeżeli uspokajamy czy staramy się, by zaprzestało wyrażania złości, to damy mu znak, że nie akceptujemy go. A to może wpłynąć negatywnie na jego poczucie wartości. Jeżeli złość jest zła, a ono tak teraz czuje, to znaczy, że jest zły? No nie! Albo swoją złość będzie kierował wobec siebie, albo eskaluje przy kolejnym problemie, nawet tym najbardziej błahym. Złość nie zniknie, bo my tak chcemy.
Dom to najlepsza i najbezpieczniejsza przestrzeń dla dziecka do wyrażania złości. Gdy przybiera ona destrukcyjny charakter, trzeba powiedzieć: STOP! Jednak warto poświęcić chwilę, by odkryć razem z dzieckiem, co poprzez złość chce wyrazić, czy znaleźć sposób, jak ją regulować, ale nie tłumić. Jak wcześniej pisałam, dziecko uczy się przez przykład i doświadczenie. A złość, wyrażona nawet poprzez agresywne zachowanie, jest sposobem poszukiwania, budowanie relacji. Dlatego zawsze warto powiedzieć dziecku, jak wyobrażamy sobie daną sytuację, jak chcielibyśmy dany problem rozwiązać, zapewnić, że chcemy je zrozumieć. I przede wszystkim, że zauważamy jego potrzeby. Bo o akceptację tu przede wszystkim chodzi.