W te wakacje byłam świadkiem ciekawej sceny, która miała miejsce na plaży nad jeziorem. Mianowicie na wspólne plażowanie wybrały się trzy koleżanki, dosyć młode i atrakcyjne kobiety. Ułożyły się na tyle blisko naszego koca, że chcąc nie chcąc, słyszałam większość słów z ich rozmowy. Nie siedziałam zbyt długo, ale zdążyłam usłyszeć wymianę zdań dwóch z nich. Obserwowały stojącą nad wodą trzecią koleżankę, która zabrała ze sobą kilkuletnie dziecko. Zaczęło się od współczucia, że zamiast leżeć na kocu, opalać się i pić piwo musi cały czas pilnować „dzieciaka” w wodzie. Jakie to przykre. Jedna nawet stwierdziła, że zaraz pójdzie ją zmienić, aby też mogła trochę odpocząć. Druga natomiast podsumowała sytuację stwierdzeniem: Dlatego ja będę miała pieska.

Długo te słowa krążyły po mojej głowie. Próbowałam wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby zamiast wspomnianego „dzieciaka” panie zabrały na plażę właśnie pieska. Czy jego obecność byłaby mniej wymagająca niż obecność kilkulatka? Zapewne nie da się tego uogólnić, wiele zależy tak od charakteru dziecka, jak od temperamentu i rasy psa. Pamiętam jednak, że ów chłopiec, który był obiektem dyskusji, nie był zbyt wymagający. Po wyjściu z wody bawił się dalej grzecznie na brzegu, grzebiąc w błocie, a jego mama mogła spokojnie wrócić do koleżanek na kocyk. Nie mam doświadczenia z pieskami na plaży, ale nie wydaje mi się, żeby można było je swobodnie puścić, aby sobie pobiegały i popływały i nie zwracać na nie uwagi. Stwarzałoby to zapewne zagrożenie tak dla nich samych, jak i dla innych korzystających z kąpieliska. Może ktoś odczuwałby paniczny lęk przed psami, a inny miałby na nie alergię. Ja osobiście także bałabym się o swojego pupila, gdyby miał sam wejść do wody. Na pewno nie puściłabym go bez opieki i wstałabym z koca, aby z brzegu obserwować jego poczynania. Podejrzewam również, że żaden piesek, podobnie jak dziecko, nie wytrwałby kilku godzin leżenia obok swojej pani w pełnym słońcu. No, chyba że wcale nie pojedzie na plażę, tylko zostanie w domu i będzie cierpliwie czekał na jej powrót.

Ale słowa wypowiedziane przez młodą kobietę dają do myślenia. Zaledwie kilka dni temu widziałam fragment reportażu o schroniskach dla zwierząt, które w wakacje przeżywają istne oblężenie. Niestety, sytuacja ta wynika z braku odpowiedzialności ludzi, którym kiedyś, gdy podejmowali decyzję o kupnie lub adopcji pupila, zabrakło wyobraźni. Może myśleli, że nie będą wyjeżdżać nigdzie na dłużej, może umówili się, że w razie czego ktoś im pieska popilnuje, ale akurat w tym roku nie dogadali się z terminem, może podczas pandemii potrzebowali pretekstu, aby wyjść z domu (przypominam, że w pewnym momencie można było opuścić mieszkanie tylko, jeśli wyprowadzało się psa na spacer). A może wcale nie zastanawiali się nad tym, jak to będzie, i stwierdzili, że nie będą się martwić na zapas. I nagle przyszły takie wakacje, gdy mają możliwość dłuższego pobytu poza domem, ale nie mogą zabrać ze sobą psa. Znajdują jedno wyjście: schronisko. (O innych rozwiązaniach wolę nawet nie myśleć). Wobec takiej sytuacji nasuwa się pytanie: jak bardzo byli przywiązani do swojego pupila? Słowa, które cytowane są przez wielu ludzi na całym świecie „Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” wypowiedziane przez Małego Księcia nie straciły na aktualności. Oczywiście niosą one głęboką treść i dotyczą relacji międzyludzkich, ale czy to nie człowiek nadaje wagę swojej relacji z oswojonym zwierzęciem? Ile razy słyszymy, że piesek lub kotek jest jak członek rodziny? Jeżeli przyzwyczaimy psa lub kota do takiego właśnie traktowania, to musimy mieć świadomość, że nagła zmiana z naszej strony nie pozostanie bez szkody. Zwierzęta oddane do schroniska niewiele rozumieją z nowej sytuacji, ale za to odczuwają ją dotkliwie. Szkoda, że nie wszyscy ludzie mają tego świadomość.

Na czym opiera się odpowiedzialność matki za dziecko? Jeżeli widzę kobietę, która obserwuje z uwagą i troską swojego kilkuletniego synka bawiącego się w wodzie, wiem, że czuje coś więcej niż obowiązek wynikający z macierzyństwa. Nie jest to tylko odpowiedzialność za powierzone jej zadanie, nie jest to również strach przed prawnymi konsekwencjami narażenia dziecka na utratę życia i zdrowia. Jestem matką czwórki dzieci i wiem z doświadczenia, że jedyne, czym kieruje się matka w swoich decyzjach i postępowaniu, jest MIŁOŚĆ. Jej miłość do dzieci wygrywa z innymi odczuciami i emocjami, takimi jak zmęczenie, zdenerwowanie, znudzenie. Nie oznacza to jednak, że jest jakimś „cyborgiem” zaprogramowanym do konkretnych zachowań, ale że potrafi zapomnieć o swoich potrzebach i zatroszczyć się o potrzeby dziecka. Plażowanie też może być jednym z przykładów. Ja już dawno nie miałam możliwości takiego zwykłego odpoczynku i opalania się na kocu, z książką, może z koleżankami. Zawsze jeżdżę nad jezioro z dziećmi, a to wiąże się z zadbaniem o ich bezpieczeństwo. Nawet jeśli czasami tęsknię za beztroską, mam pewne priorytety, które wpływają na moje decyzje.

Bycie odpowiedzialnym to wyprzedzanie faktów, sięganie wyobraźnią w przyszłość, ale także dobra znajomość samych siebie. Musimy bowiem wiedzieć, czy będę w stanie podołać zadaniu, na które właśnie się decyduję. Czy nie zawiodę, czy nie odpuszczę, czy aby moje następne decyzje nie będą ze szkodą dla członków rodziny. A jeśli pieska, kotka czy innego pupila uważamy za członka rodziny, to również jego dobro bierzemy pod uwagę. Są jednak ludzie, którzy zwierzęta traktują jak zabawki – gdy się znudzą, łatwo się ich pozbywają. To jest zjawisko o tyle niepokojące, że przekazywane przez rodziców na kolejne pokolenia. Ponadto, jeżeli takim argumentem kierują się przy podejmowaniu decyzji: dziecko czy piesek, jest to jakiś sygnał dotyczący stanu moralnego naszego społeczeństwa. Całe szczęście tylko jego części.