Relacje rodzinne często przypominają pole bitwy, gdzie dochodzi do różnych konfliktów, negocjacji, a czasem nawet "zamachów stanu" w sensie chwilowych kryzysów. Budowanie zdrowych relacji wymaga od nas wiele samozaparcia, ciągłej pracy i nauki, a niestety często, czasem z przyczyn od nas niezależnych, to proces wymagający zaangażowania, empatii i otwartości na komunikację. Niestety wybieramy półśrodki, które nie sprawdzają się. I wracamy do nierównej walki. Nierównej z perspektywy rodzica, który czuje się przegrany, bo wie, że jego zachowanie, postawa i słowa muszą być ważone, bo jest i powinien być przykładem dla swojej pociechy. I nierównej zarówno z perspektywy dziecka, ponieważ podlega on niejako rodzicom z racji swej niedojrzałości. Kiedy byśmy tylko tak patrzyli na rodzinę, szybko byśmy doszli do wniosku, że tam nie ma żadnej relacji, jest natomiast układ czysto formalny, który ma na celu przetrwanie.

To bardzo ważne by patrzeć na członków rodziny indywidualnie, jak na jednostki z własnymi uczuciami, potrzebami i granicami, by wczuć się w ich sytuację, spróbować poznać i zrozumieć z czym się zmagają. Jednak najczęściej stawiamy na układ dwubiegunowy, gdzie w opozycji do siebie stoją rodzice i dzieci. taki układ może utrudniać zrozumienie i współpracę. Owszem te dwa światy są i powinny być w pewien sposób niezależne i rządzone swoimi prawami. Niemniej kiedy byśmy nauczyli się ze sobą lepiej komunikować, moglibyśmy zobaczyć, że cele mamy podobne, zauważyć, że nasze potrzeby, granice czy emocje są tak samo ważne. Wczuwanie się w sytuację drugiej osoby i próba zrozumienia jej perspektywy może pomóc w budowaniu więzi.

Nikt nas rodziców nie przygotował do bycia rodzicem. Kiedy w rodzinie pojawia się dziecko, to wraz z nim rodzą się matki, ojcowie, dziadkowie. I szybko odkrywamy, że rodzicielstwa trzeba uczyć się na bieżąco. Owszem mamy pewien obraz rodziny, wychowania wyniesiony z domów rodzinnych, czy innych doświadczeń życiowych i próbujemy odnaleźć w tym wszystkim złoty środek na swój własny sposób radzenia sobie z zastaną rzeczywistością. Co ciekawe młodzi rodzice w tym pierwszym momencie swojego rodzicielstwa potrafią wskazać co z ich dzieciństwa by zmienili, co przekazaliby dalej. Dopiero teraz dochodzi do głosu ich wewnętrzne dziecko i poniekąd pomaga im zrozumieć czego im brakowało w dzieciństwie, a co jest wartościowe. Tylko niestety z biegiem lat, nowe doświadczenia, wciąż zmieniające się okoliczności, sprawiają, że gdzieś gubimy te przemyślenia i postanowienia bycia rodzicem empatycznym, wsłuchującym się w potrzeby dziecka, na rzecz bycia rodzicem bezsilnym, zmęczonym i zniechęconym. A wtedy albo powielamy to czego chcieliśmy uniknąć, albo po prostu zostawiamy sprawy by toczyły się same, tracąc tym samym kontrolę nad wszystkim. Ani jedna, ani druga postawa niestety nie gwarantuje dobrej komunikacji w rodzinie. Nie jest powiedziane, że rodzic nie może być zmęczony, przepracowany i pragnący odpoczynku. Ważne jest, aby rodzice również byli świadomi swoich potrzeb, emocji i ograniczeń. Każdy człowiek, także rodzic, ma prawo do zmęczenia, chwil słabości czy potrzeby odpoczynku. Kluczowe jest jednak umiejętne wyrażanie tych uczuć i potrzeb w sposób zrozumiały dla dziecka. Pokazywanie siebie dzieciom w sposób autentyczny, uczciwy i otwarty na komunikację, może zbudować silne więzi emocjonalne. Dzieci są bardziej elastyczne i zdolne do zrozumienia, niż czasem przypuszczamy, i komunikacja oparta na szacunku do ich zdolności zrozumienia może przynieść wiele korzyści. Łatwiej nam wówczas też zrozumieć swoje dzieci, albo chociaż nie zareagować jak rodzic bezsilny.

Kiedy ten ostatni w nas dominuje zachodzi do dziwnej sytuacji. A mianowicie traktujemy nasze dzieci z wyższością, bądź co bądź stoimy na uprzywilejowanej pozycji względem dzieci. Nie dajemy im szansy do samodzielności w myśleniu, decydowaniu. A z drugiej strony wymagamy od nich by nas rozumiały, wiedziały, jak mają się zachować, co czuć, co należy wykonać w danej sytuacji. Zapominając, że są jeszcze dziećmi. Szczególnie to widać kiedy dochodzi do kryzysów, czy kiedy dziecko płacze, wówczas trudno nam pogodzić się z tym i reagować właściwie na trudne jego emocje. Przypisujemy wówczas motywy działania, które w pewien sposób wyrażają nasze motywy by reagować na przykład krzykiem, szantażem, upokarzaniem, karaniem za emocje. Siebie niejako usprawiedliwiamy bezsilnością, niemocą czy po prostu brakiem pomysłów na rozwiązanie trudnej sytuacji. Natomiast u dzieci widzimy konkretne zarzuty, jak wymuszanie czegoś na nas, płacze czy krzyczy, bo nie uzyskał tego czego akurat potrzebował, że coś nie poszło nie po jego myśli, że jest po prostu zły, zdenerwowany, a może nie chce czegoś zrobić. Owszem to też jest nieraz bezsilność. My reagujemy podobnie i z tych samych powodów, jednak od dzieci stale czegoś oczekujemy, co jest ponad ich poziom zrozumienia czy dojrzałości i nie dajemy im taryfy ulgowej.

Dlatego tak ważna jest komunikacja w rodzinie. By rezygnować z układu dwubiegunowego na rzecz współpracy. Otwarta i szczera wymiana myśli, uczuć oraz oczekiwań może pomóc w rozwiązaniu konfliktów i zrozumieniu punktu widzenia drugiej osoby. Ważne jest również budowanie atmosfery zaufania, w której członkowie rodziny czują się swobodnie wyrażać swoje myśli i uczucia. Wspólna otwartość na rozmowę, szacunek dla uczuć obu stron, zarówno dziecka, jak i rodzica, oraz zdolność do zrozumienia perspektywy drugiej osoby, tworzą solidną podstawę dla budowania zdrowych relacji rodzinnych. To także pozwala na wypracowanie wspólnych strategii radzenia sobie z trudnościami i budowanie więzi opartej na wzajemnym szacunku.