Kogoś, kogo nie przerażają i nie zniechęcają trudności i niebezpieczeństwa, nazwiemy odważnym. Zazwyczaj owe trudności i niebezpieczeństwa rozumiemy jako zewnętrzne czynniki zagrażające jednostce. Ta jednak, mając odwagę, mocą charakteru i siły fizycznej skutecznie się zagrożeniom przeciwstawia. Czyli odwaga byłaby umiejętnością stawiania czoła czemuś zewnętrznemu. I to raczej nie na co dzień, ale w sytuacjach wyjątkowych, podbramkowych, testowych. Tak rozumiana odwaga staje się tematem literackim, filmowym. Ludzi, których cechuje, postrzegamy jako bohaterów, odszukujemy ich w historii, podziwiamy. Taka odwaga bliska jest więc heroizmowi.

Odwaga codzienna, skromniejsza, mniej spektakularna raczej jest rzadszym i mnie oczywistym skojarzeniem. A już odwaga w kontekście zagrożeń wypływających z naszego świata wewnętrznego, emocjonalnego może brzmieć mało poważnie. Ale takiej odwadze chcemy się przyjrzeć. 

Każdy, kto ma choć odrobinę wiedzy na temat mechanizmów działania ludzkiej emocjonalności, a kto chce żyć autentycznie, prawdziwie, bez masek i udawania – przed sobą i innymi, w relacjach bliskich, szczerych, być może odczuje lęk, niepewność, poczucie zagrożenia. Domyśla się bowiem, z jakim ryzykiem wiąże się gotowość otwartości i wierności sobie. A skoro tak, to każdy też zrozumie, że remedium na te trudności staje się właśnie odwaga. Czasami naprawdę heroiczna i waleczna, chociaż przyobleczona w skromniejsze szaty. Co więcej, taka odwaga nie będzie jednorazowym zrywem, ale codziennym, konsekwentnym dopuszczaniem jej do głosu, nawet w obliczu bezsilności, zniechęcenia, zwątpienia. Kiedy tak rozumiana odwaga upomina się o swój byt?

Pierwsza przestrzeń, bardzo czasami dla nas trudna, to nasza niedoskonałość, a raczej jej objawienie światu. Zazwyczaj odruchowo tuszujemy swoje braki, nadrabiamy miną, uśmiechem, okrągłymi zdaniami, zaciśniętymi zębami. Po prostu trzymamy fason. Do słabości, niewiedzy, niedawania rady ciężko się przyznać, zwłaszcza kiedy inni wokół sprawiają wrażenie, że z takimi trudnościami się nie zmagają. Wielką więc odwagą wykaże się ten, kto zapyta, poprosi o pomoc, wyrazi obawy, zaznaczy, że nie podoła, wyciągnie rękę po pomoc, stanie w postawie bezsilnego.

Kolejna przestrzeń wymagająca odwagi to nasze trudne historie, zranienia, porażki, potknięcia. Nie chcemy o nich mówić, wolimy je zachować dla siebie, aby nie zniszczyć jako takiego wizerunku swojej osoby. Ale życie w prawdzie także w tej kwestii domaga się odwagi i gotowości obnażenia się przed drugim, bezradnego rozłożenia rąk, otworzenia serca, by pokazać swoją słabość bez koloryzowania czy tuszowania. 

Odwaga to też chęć i gotowość do przyznawania się do swoich uczuć, nie tylko tych dobrych, ale i tych niepopularnych, kiedy hodujemy w sobie frustrację, bo na przykład nie umiemy powiedzieć komuś „stop”, choć czujemy, że przekracza nasze granice. Dusimy w sobie prawdziwe uczucia, by zachować poprawność towarzyską. Nasz trudny towarzysz nadal robi to, co robił, a my zmagamy się z wewnętrznym konfliktem. Zabrakło odwagi i gotowości do bycia przez chwilę niefajnym, niemiłym, stanowczym.

Odwagi wymaga też oznajmianie światu swoich oczekiwań, marzeń, pragnień. Boimy się porażki, która naszym zdaniem będzie jeszcze większa, kiedy ktoś wie, jak bardzo na coś liczyliśmy. Przybieramy więc pokerowe maski – bezpieczną wersję zarówno na wypadek sukcesu, jak i porażki. „Nie dostałem oczekiwanej pracy? W sumie nie zależało mi” – to wersja dla obserwatorów. Ale i przed sobą udajemy wolność od przyziemnych pragnień, podczas gdy wewnętrznie czujemy się złamani, nic niewarci i bez nadziei na sukces. Łatwiej nam jednak oszukiwać nawet samych siebie, niż potem przyznać się przed innymi do rozmiaru swojego rozczarowania. Małe kłamstwo jednak rozlewa się po całym naszym wnętrzu. Zaprzeczając temu, co w nas prawdziwe, blokujemy to, co może nas ubogacać – radość, kiedy odniesiemy sukces, więź z drugim, kiedy rzeczywiście poniesiemy porażkę, a  drugi zechce przy nas być.

Jest jeszcze jedna ważna przestrzeń wymagająca odwagi – wrażliwość. Czasami niełatwo ją zachować, kiedy doświadczamy niezrozumienia, zdrady, nielojalności, nieuczciwości i całej masy innych trudnych zachować. Po iluś takich doświadczeniach naturalną reakcją próbującej przetrwać jednostki jest zamrożenie – i emocji, i wrażliwości, i empatii. Tworzenie takich kokonów jest częstą i całkiem skuteczną taktyką wobec trudnych przeżyć. Ale odcinanie się od potencjalnych zranień, rozczarować to jednocześnie odcinanie się od tego, co dobre. Nie można filtrować napływających wrażeń – dopuszczać tylko te niosące radość i uśmiech, a blokować te wywołujące stany trudne. Czuje się albo wszystko, albo nic. I właśnie do tego wszystkiego – do niezamrażania wrażliwości – potrzeba odwagi.

I wreszcie kolejna przestrzeń to rozwój. Zazwyczaj wiąże się z wychodzeniem ze swoich stref komfortu. A za nimi wiadomo, co się czai – lęki, trema, czarne scenariusze. A jednak bez wyjścia ku nowemu jest stagnacja, marazm, pożegnanie z samorealizacją, z marzeniami, z radością, z energią, kreatywnością. Potrzeba jednak odwagi.

Odwaga na co dzień to odwaga do bycia kochanym, ale i nielubianym, przytulonym, ale i odepchniętym, akceptowanym, ale i odrzuconym. Każdy scenariusz jest możliwy. Jak pisze psychoterapeuta Augusto Cury: „Wystarczy żyć, żeby ciągle ponosić ryzyko. Czeka na nas ryzyko klęski, ryzyko odrzucenia, zawodu samym sobą, rozczarowania innymi”. Ale ryzyko nie oznacza pewności. By się o tym przekonać, trzeba właśnie odwagi. Wymaga jej każda forma pełniejszego i piękniejszego życia. Ale, jak zapewniają specjaliści, odwagę można trenować, uczyć się jej, praktykować. A przez to uczynić swoim sprzymierzeńcem w dążeniu do autentycznego i pełnego życia.