Czas Wielkiego Postu, a szczególnie wojenny czas Wielkiego Postu to ogromna refleksja o bliźnim. Można nawet powiedzieć, bawiąc się słowem, że nastał ludzki czas. Ludzki, bo zmuszający do szczególnego przyjrzenia się sobie i drugiemu człowiekowi, na co dzień mniej lub bardziej niepostrzeżenie przemykającemu obok nas, żyjącemu swoim spokojnym, odrębnym życiem. Ta formuła życia obok dzisiaj się nie sprawdza. Dzisiaj trzeba się określić, dostrzec, wyjść z własnego świata i być gotowym na wejście w świat drugiego.

Ksiądz profesor Tischner przyglądał się w swoich refleksjach temu, kim jest drugi człowiek, nasz bliźni. Jest przede wszystkim osobą. Nie rzeczą, nie zwierzęciem, ale osobą. Więc nie można go używać jak rzeczy, niszczyć jak rzeczy, traktować jako środka do osiągania celu. Drugi człowiek sam w sobie ma być celem naszej działalności. A nie używać ludzi to przyjąć, że mają własne drogi, które nie muszą się nam podobać, że mają własne myśli, poglądy, koncepcje, które mogą nas irytować, wreszcie, że mają takie same prawa jak my. Przyjmując taki punkt wyjścia, ksiądz profesor określa konkretne zasady naszego stosunku do bliźnich.

Pierwsza z nich to nie przeszkadzać w drodze do… świętości. Świętość to największe dobro i najpełniejszy rozwój człowieka. Naszym zadaniem i obowiązkiem jest najpierw na tej drodze do świętości nie przeszkadzać, nie rzucać kłód pod nogi, a w wersji bardziej wymagającej – pomóc w dążeniu do tej świętości.

Kolejna zasada mówi, że im większe potrzeby bliźniego, tym większy obowiązek pomocy bliźniemu. Ale najpierw trzeba dostrzec, że bliźni te potrzeby ma – ma swoje braki i oczekiwania: fizyczne, materialne, emocjonalne.

I trzecia zasada – nasz obowiązek pomocy przyjmuje formę kręgów odpowiedzialności. Te kręgi wyznaczone są przez więzy wynikające z relacji, z doznanego od innych dobra. Im więcej od innych dostaliśmy (od rodziny, od przyjaciół), tym większe zobowiązania na nas spoczywają.

Co może przeszkadzać nam w dostrzeganiu potrzeb bliźniego?

Czasy

To taki bezosobowy twór, ale osobowo nas usprawiedliwiający – bo praca, bo obowiązki, bo dom, bo rodzina. Do kompletu dochodzi współczesny trend wyrażony myślą, aby najpierw zadbać o siebie (i słusznie), a dopiero potem o drugiego. Ale często właśnie ze względu na czasy brakuje owego „potem”.

Własna historia

Bywają historie trudne, niszczące, niezrozumiałe. Takie, które zaprzątają myśli, emocje, pochłaniają całą energię. Wypełniają nas całych. Latami nosimy w sobie rany, przeżywamy żałobę po wymarzonym życiu. Czujemy się wybrakowani i niezdolni do dostrzeżenia historii drugiego człowieka. To taka utrata emocjonalnego wzroku koniecznego, żeby wyjść z historii swojej i wejść w cudzą. Od tego blisko do kolejnej przyczyny – zamrożenia emocjonalnego.

Zamrożenie

Czasami nadmiar bólu, trudnych doświadczeń może uruchomić mechanizm obronny, jakim jest znieczulenie na ból. Ale znieczulenie na to, co złe, znieczula też na to, co dobre. Niczego nie czujemy, niczego nie chcemy, żyjemy wyjałowieni, z dnia na dzień, od zadania do zadania. Takie zamrożenie zamraża nas też na drugiego człowieka. Nie czując swojego bólu, nie poczujemy także jego. Żyjemy poza dobrymi lub złymi emocjami i uczuciami, które są największym kołem napędowym działania dla bliźniego.

I tutaj znów przychodzi z pomocą myśl profesora Tischnera, aby w relacji do bliźniego nie kierować się jedynie sympatią (opartą najczęściej na zaletach drugiej osoby) lub współczuciem (wynikającym z patrzenia na cierpienie drugiej osoby). Takie emocje owszem zachęcą nas do działania, do pomocy, ale nie do prawdziwego dźwigania z bliźnim jego brzemienia. Bo nie sięgają w sferę wartości wyższych – duchowych. Właściwym motywatorem powinna być miłość. Miłość, która jest przestrzenią metafizyczną, łaską, jest głębią, jest wolna od uwarunkowań (także tych, które nas dotykają i ograniczają), która pozwala zapomnieć o sobie. Taka miłość to dla człowieka wartość nieosiągalna jego ludzkimi możliwościami. Domaga się pierwiastka metafizycznego, łaski, ingerencji Bożej. Dopiero w tym wymiarze możemy, jak pisał Edward Stachura, zabliźnić się z bliźnim.