Sumienie to naturalny regulator naszych myśli, emocji i zachowań. To ono potrafi wskazać nam granicę między cnotą a występkiem, między grzechem a wspaniałomyślnością, między dobrem a złem. To mechanizm naszej duszy lub – jeśli ktoś w duszę nie wierzy – naszego układu nerwowego, który powoduje dysonans poznawczy między tym, co zaszło, a tym, jakie były względem tego oczekiwania; między deklarowanymi wartościami a naszym działaniem.

Dowodem na istnienie mechanizmu nazywanego sumieniem są oczywiście jego wyrzuty, a więc ten świdrujący głos w naszej głowie, który mówi, że postąpiliśmy źle, i zmusza nas do poszukiwania dróg załatwienia tej sprawy, ponownego czucia się dobrze. Czasami jednak dajemy się ponieść tym wyrzutom sumienia i stawiamy nasz występek w centrum, kompletnie odrzucając wszystko, co dookoła. To nasza niedoskonałość staje się dla nas jedynym punktem odniesienia, zaciemniając istotę danej sprawy czy relacji.

Wyobraźmy sobie sytuację, że umówiliśmy się z bliską nam osobą na konkretną godzinę i mieliśmy w planie wspólne pójście do teatru. Po drodze był jednak wypadek i spóźniamy się na spotkanie, a w kasie w teatrze okazuje się, że nie ma już biletów – życie, zdarza się – ale ta druga osoba cieszy się z tego, że spędzamy razem czas. To nie ten teatr był kluczowy, ale właśnie spotkanie. Mamy w takiej sytuacji dwa rozwiązania. Idealne byłoby oczywiście przejście nad tą sytuacją do porządku dziennego i celebrowanie spotkania, być może wymyślenie czegoś spontanicznie. Można jednak też popaść w samooskarżanie się i zrobienie z własnej niedoskonałości (można było wcześniej wyjechać, wybrać inną drogę, kupić bilety przez Internet itp.) centrum rozmowy, co wpłynie na nastrój całego wieczoru. Można więc albo uznać swoją niedoskonałość i żyć dalej, budując na cnocie, a można też pogrążać się w występku.

Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest najważniejsze. Czy jest to relacja? Czy jest to może moje samopoczucie i chęć bycia idealnym? To od nas zależy, jak będziemy regulować swoją postawę względem naszych wyrzutów sumienia. I poprzez zagłębianie się w wyrzuty sumienia, czarne myśli budujemy tamę dla przepływu cnót, takich jak dobroć, łagodność, opanowanie, troska, życzliwość, radość czy w końcu miłość. Samoobwinianie i wzajemne rozliczanie niszczą relację.

I jeśli jesteś wierzący, to weź sobie w sytuacjach wyrzutów sumienia takie słowa z Listu do Galatów Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa (Ga 5, 22-23). Myślę, że jest to przesłanie uniwersalne, które trafi tak do wierzących, jak i niewierzących. Kilka wersów wcześniej są wymienione występki, które pozbawiają nas łaski ducha (a więc i spokoju sumienia) – spór, zawiść, podziały, upór. Święty Paweł miał bardzo dobre rozeznanie w psychologii człowieka, bo sam był w swoim życiu po obu stronach. Myślę, że każdy z nas jest.

Jeżeli uświadomimy sobie, że tak naprawdę to od nas zależy, czy będziemy wielkoduszni dla siebie i dla innych wokół nas; jeśli nie będziemy się rozliczać wzajemnie i nie łapać za słówka, i wypominać w nieskończoność potknięć – będziemy po prostu szczęśliwsi i nie będziemy blokować sobie drogi do rozwoju. Niezaleczone sumienie może powodować zgorzknienie i pogrążanie się w pustce samotności wewnętrznej. No bo jeśli sami do siebie będziemy mieli pretensje i nie będziemy się akceptować, to jak mamy budować relacje z innymi? Jeśli ta najważniejsza nasza relacja – samych z sobą – jest zaburzona, to i pozostałe takie będą. A wszelkie prawa wypełniają się w miłości – pamiętajmy o tym.

Zbliża się wyjątkowy czas Bożego Narodzenia. Może to dobry czas na posprzątanie sumienia?