Dwa pojęcia, które zestawiłam ze sobą w tytule, mogą wydawać się odległe. Ale nie dla rodziców. Rodzice wiedzą, że to właśnie dzięki własnej wyobraźni nie raz przewidzieli skutki jakiegoś czynu swojego dziecka i uprzedzili bieg wydarzeń, aby nie doszło do mniejszego czy większego nieszczęścia. Ludzie posiadający już pewne doświadczenie w opiece czy pracy z dziećmi właśnie oczami wyobraźni widzą, jakie przedmioty w pomieszczeniu lub na zewnątrz mogą stanowić zagrożenie, a które z nich pobudzą ciekawość i przyciągną maluchy samym wyglądem. Tę zdolność, poza rodzicami, posiadają także nauczyciele, wychowawcy kolonijni, opiekunki tych najmniejszych pociech oraz przedstawiciele wielu jeszcze innych profesji. Nie ma co tu dużo mówić, wyobraźnia bardzo przydaje się w ich pracy.

Nie jest jednak dobrze, gdy za bardzo popuszczamy jej wodze, to znaczy, gdy każda drobna niedogodność urasta w naszych oczach do rangi ogromnego problemu czy przeszkody. W naszej głowie już kłębią się przerażające wizje tego, co na pewno się wydarzy, jeżeli natychmiast nie zareagujemy i nie usuniemy z otoczenia naszego dziecka wszystkiego, co stanowi potencjalne zagrożenie. Jeżeli przestaniemy się kontrolować, może nadejść taki moment, gdy wyobraźnia będzie podsuwała nam tylko obrazy pełne przeróżnych niebezpieczeństw, przesłaniając możliwości, które stoją przed każdym młodym człowiekiem. Zamiast umożliwiać rozwój, zaczniemy go ograniczać i utrudniać. W obawie przed przykrymi doświadczeniami niepotrzebnie i trochę na wyrost ograniczymy dziecku przeżycie wielu cennych momentów, a także bycie samodzielnym.

I tu właśnie wchodzi pojęcie odpowiedzialności. Przed każdym rodzicem stoi niezmiernie trudne zadanie. Jego odpowiedzialność za wychowanie człowieka wykracza daleko poza ramy czasowe. Nie dotyczy tylko tych okresów bezpośredniego kontaktu z dzieckiem, nie ogranicza się jedynie do pierwszych lat wczesnego dzieciństwa, gdy to właśnie mama i tata odgrywają największą rolę. Nasza odpowiedzialność jako rodziców rozciąga się tak naprawdę na całe jego przyszłe życie, dotyczy sytuacji, w których zostanie postawiony już jako dorosły człowiek, nawet takich, których nie potrafimy w żaden sposób przewidzieć. Przecież świat zmienia się w zastraszającym tempie. I tu znowu wkracza wyobraźnia.

Małe dzieci kiedyś urosną, dojrzeją i wydorośleją. Chcielibyśmy, aby się usamodzielniły i założyły własne rodziny, ale czy dajemy im taką możliwość? W życiu dorosłym będą musiały zmierzyć się z różnymi problemami, będą musiały podejmować ważne decyzje, na pewno nie raz wiążące się z niepewnością i ryzykiem. Czy będą miały odwagę zmierzyć się z tego rodzaju wyzwaniem? A jak zareagują na ewentualną porażkę lub konieczność zrobienia kroku wstecz i wybrania innej drogi? Od ludzi dorosłych wymaga się dojrzałych decyzji i reakcji, ale przecież ta umiejętność nie pojawia się nagle wraz z wiekiem. Muszą się jej nauczyć, najlepiej w dzieciństwie. Im człowiek starszy, tym trudniej mu pokonać własne uprzedzenia i lęki. Niektórym rodzicom jednak trudno jest wyobrazić sobie, w jaki sposób ich zakazy, ograniczenia, krytyka czy wyolbrzymianie wcale nie tak ważnych problemów może wpłynąć na dorosłe życie ich dziecka.

Każde słowa typu: „nie wchodź, bo spadniesz”, „nie skacz, bo coś ci się stanie”, „siedź w miejscu, po co ciągle gdzieś łazisz”, „zobacz, co zrobiłeś, teraz muszę to posprzątać”, „nie biegaj, bo się przewrócisz”, „nie wsiądziesz więcej na rower, bo nie umiesz jeszcze dobrze jeździć” odbierają dziecku naturalną chęć bycia samodzielnym. Co z tego, że rozlało wodę, ważne, że samo chciało nalać sobie ją do kubka. Weszło na parapet? Zamiast panikować, nauczmy je, jak bezpiecznie z niego zejść. Zakaz nic nie da, ważne, aby umiało schodzić, gdy wejdzie po raz drugi, piąty i dwudziesty. Czemu ma zawsze siedzieć spokojnie? A jeśli właśnie jest „niespokojnym duchem” i chce działać, zmieniać świat? Dlaczego tak strasznie boimy się jego upadku czy przewrócenia? W dorosłym życiu wiele razy będzie musiało zmierzyć się z porażką, nauczmy je jak się podnieść i spróbować jeszcze raz. To właśnie my, rodzice, mamy dodać dziecku odwagi do podejmowania ryzyka, do działania nawet wtedy, gdy nie będzie pewne wyniku. Nasze słowa mogą wzmacniać, możemy powiedzieć: „spróbuj, wierzę, że dasz radę”, ale mogą też podcinać skrzydła: „nie rób tego, bo znowu ci się nie uda”. Takie stwierdzenia, pewnego rodzaju podsumowanie obrazu dziecka, jaki widzimy oczami rodzica, na długo zapadają w pamięć. Wracają w życiu dorosłym w momentach, gdy trzeba będzie podjąć decyzję, zaryzykować albo odpuścić, wybrać wyzwanie lub łatwiejszą drogę. Pamięć podpowie, że już kiedyś, dawno temu się nie udało i mama ostrzegała, żebym nigdy nie próbował.

Nasza rzeczywistość pozwala młodym ludziom dość długo być pod opieką rodziców. Jest względnie bezpiecznie, a takie poczucie bezpieczeństwa wydłuża czas, jaki dajemy potomstwu na rozpoczęcie własnego życia. Wierzymy, że będziemy mogli długo się nimi opiekować, ponieważ nie przewidujemy gwałtownych i drastycznych zmian w obecnej sytuacji. Często więc odwlekamy uznanie ich za gotowych, by żyć po swojemu. Chcemy zawsze mieć wpływ na ich decyzje i oferujemy pomoc w każdej sprawie. Często w obliczu problemu, z jakim muszą zmierzyć się nasze dorosłe już dzieci, zachowujemy się zupełnie jak w czasie ich wczesnego dzieciństwa, to znaczy usuwamy przeszkodę, aby się o nią nie potknęły. Powinno się raczej odwrócić tę sytuację. To właśnie małe dzieci należy nauczyć, że z każdym problemem mogą poradzić sobie na swój sposób, ewentualnie podpowiedzieć, jak to zrobić, jeśli jeszcze nie umieją same znaleźć rozwiązania. I podkreślić, że to jest czymś normalnym, że nie należy bać się konfrontacji z przeszkodami, które spotkamy na naszej drodze. W innym wypadku cały świat wyda im się groźny i pełen niebezpieczeństw, a jedyną ostoją, która dawała im poczucie bezpieczeństwa, będzie dom rodzinny.

Wyobraźnia rodziców musi iść w parze z odpowiedzialnością. Ale nie chodzi jedynie o to, aby uchronić dzieci przed uszczerbkiem fizycznym, takim jak rozbita głowa, oparzona ręka czy otarte kolano. Strupy i sińce to cecha charakterystyczna każdego aktywnego dziecka. Powinniśmy mieć świadomość tego, że nadejdzie czas, gdy wypuścimy w świat młodego człowieka. Zapytajmy samych siebie, jak go do tego przygotowujemy, w co go zaopatrujemy naszymi słowami. Użyjmy wyobraźni, postawmy go w sytuacjach, z którymi sami musieliśmy się mierzyć na początku naszego dorosłego życia. Czy nasze dziecko by sobie poradziło? Czy jest przygotowane również na porażki? Czy będzie umiało wstać, otrzepać się, wyciągnąć wnioski i spróbować jeszcze raz? My, rodzice, jesteśmy w największym stopniu odpowiedzialni za to, czy nasze dzieci odnajdą się w świecie, którego jeszcze nie znamy.