Milczenie jest złotem, mowa jest srebrem. Ta ludowa mądrość towarzyszy ludzkości niemal od zarania cywilizacji. Można ją znaleźć w sentencjach greckich i rzymskich myślicieli. Okazuje się, że człowiek bardzo szybko zrozumiał, że to język, a więc przede wszystkim mowa jest budulcem rzeczywistości i że to właśnie słowa kreują relacje międzyludzkie, a te wpływają na relacje między większymi grupami, a ostatecznie nawet państwami.
Przywiązujemy bardzo niewiele uwagi do języka jako takiego w codziennym życiu. Traktujemy go jak powietrze, którym oddychamy i zasadniczo używamy go intuicyjnie w codziennych okolicznościach. Skupiamy się na nim najczęściej wtedy, kiedy musimy komunikować się językiem innym niż na co dzień. I nie chodzi tu tylko o momenty, w których musimy rozmawiać obcymi językami, ale o wszystkie sytuacje, w których musimy używać języka polskiego inaczej niż zwykle. Każda grupa społeczna ma przecież swój własny kod językowy, swoje własne konstrukcje, swoje idiomy. Można powiedzieć, że język polski zawiera w sobie mnóstwo socjolektów, a więc „języków” właściwych dla konkretnych grup społecznych. Są to kategorie odmienne od dialektów lokalnych, zależnych od geografii.
Język jest naszą wizytówką. To, jak mówimy, jak piszemy, mówi o nas bardzo wiele, tym bardziej dziwi, że przykładamy do tego tak niewielką wagę i nie wychodzimy poza komunikowanie się oparte o intuicję. Oczywiście wiele rzeczy robimy mimowolnie, poprawiając nasze kompetencje dzięki czytaniu książek, oglądaniu wartościowych filmów czy ogólnie uczestniczeniu w kulturze, która wymaga od nas kompetencji. Warto robić to świadomie.
Język jest naszą wizytówką w sensie czysto technicznym. Nasza intonacja, dobór słów, użycie idiomów świadczą o naszym obyciu, wykształceniu i niejako pozycjonują nas w społeczeństwie. Ale możemy być niesamowicie kompetentni językowo, znać skomplikowane konstrukcje i używać różnorodnego słownictwa, ale mieć tak naprawdę niewiele do powiedzenia. Ktoś kiedyś skomentował czyjąś umiejętność posługiwania się językami obcymi, że można znać sześć języków, a w żadnym z nich nie mieć nic do powiedzenia. Więc oprócz dbania o kompetencje czysto językowe, o jakość naszej komunikacji na poziomie językowym, musimy dbać też o to, żeby wiedzieć, co mówimy, a więc dbać o merytorykę.
Mój tata powtarza często, że „mniej słów, mniej błędów”, i to też jest ważna kompetencja językowa – wiedzieć, kiedy mówić, a kiedy ciszy nie mącić. Czasami milczenie znaczy więcej niż wiele wypowiedzianych słów, czego dowodem było słynne 9 sekund ciszy Roberta Lewandowskiego po pytaniu dziennikarza o założenia taktyczne trenera Jerzego Brzęczka. Słynny jest też rysunek satyryczny, na którym widać trzy głowy, a w każdej z nich jest narysowany coraz większy mózg. Im większy mózg, tym bardziej zamknięte usta. I jest w tym dużo prawdy. Często głośno są ci, którzy mają mało do powiedzenia, zalewają nas wielosłowiem i próbują zdominować nas ilością, a nie jakością słów. Prawdziwa mądrość kryje się jednak w wiedzy, kiedy się odezwać i co powiedzieć. Czasami jedno słowo użyte mądrze znaczy więcej niż całe traktaty dyplomatyczne. Według przekazów Filip II Macedoński, starożytny król tego kraju, ojciec Aleksandra Wielkiego, miał napisać do Spartan słynących z językowej precyzji takie słowa: „Jeśli wkroczę do Lakonii, zrównam Lacedemon z ziemią”. Spartanie odpowiedzieli mu tylko jednym słowem: „Jeśli”. Na królu zrobiło to duże wrażenie i unikał walk ze Spartą.
Warto przykładać większą wagę do tego, jak, ale przede wszystkim, co mówimy. Staniemy się przez to bardziej świadomi i kompetentni, a przecież dążymy do bycia lepszymi, prawda?