Na co dzień nosimy w sobie pewne schematy i przekonania, od których ani rusz nie dajemy się odciągnąć. Jednym z nich jest wielka wiara w to, że szczęście człowieka w jakimś stopniu wiąże się z jego samowystarczalnością. Znamy porzekadło: Umiesz liczyć, licz na siebie. Dobrze nam się wiedzie, kiedy jesteśmy zaradni, potrafimy rozwiązywać swoje problemy, posiadamy wszelkie zasoby, aby radzić sobie z przeszkodami życiowymi, osiągamy sukcesy, rozwijamy swoją osobowość, samokształcimy się i samodoskonalimy. To wszystko ważne sprawy, ale przeważa w nich nastawienie na indywidualizm. Dominuje w takim myśleniu zaimek „ja” jako najbezpieczniejszy z wariantów. Tymczasem zupełnie inne doświadczenia mają społeczeństwa skandynawskie, którym „ja” wydaje się ułomne i ubogie, dla których „my” stanowi przepustkę do szczęścia. Można powiedzieć, że dla nich gwarantem tego szczęścia są inni. Z owego „my” rodzi się typowy dla krajów skandynawskich styl życia zwany hygge. Na co dzień hygge kojarzymy z przytulnym, ciepłym, rozświetlonym pomieszczeniem – pełnym lampek, miękkich poduch, kocyków i aromatycznej goździkowej herbaty. Hygge to jednak coś więcej niż tylko miła przestrzeń. Hygge wkrada się w sferę hobby, zainteresowań, może dotyczyć też sfery ekonomicznej, politycznej lub kulturalnej – wszystkiego, gdzie można myśleć i działać w grupie. Hygge to po prostu wspólne działanie i wspólne bycie. Słowo to oznacza „odczuwać zadowolenie”, ale nie tylko wynikające z przebywania w pięknej przestrzeni. Kryje się w tym specjalny styl życia opierający się na wspólnocie, która działa razem, np. wspólnie przygotowuje posiłki, wspólnie je spożywa, wspólnie organizuje różne święta, wspólnie się relaksuje. Każdy jest w coś zaangażowany, nikt nie jest obciążony nadmiarem zadań, sukces zależy od wspólnego działania. Osoby żyjące filozofią hygge zmieniają swoje myślenie z „ja” na myślenie „my” i to przestrzeń „my” staje się dla nich naturalnym środowiskiem przebywania i funkcjonowania, a w konsekwencji staje się źródłem szczęścia i najwyższym celem. Istotą tej filozofii jest odsunięcie siebie na bok na rzecz wszystkich. Wiąże się to też z pewną dyscypliną emocjonalną i umysłową, a więc zostawianiem stresów, spraw zawodowych poza drzwiami wspólnej przestrzeni hygge.

Ale filozofia hygge nie ogranicza się tylko do wolnego czasu. Doskonale sprawdza się też w sferze zawodowej. Pracownicy hygge są względem siebie życzliwi, pomocni, wspierają siebie nawzajem, aby także sobie stwarzać przyjazne środowisko pracy. Społeczeństwa kierujące się filozofią hygge są znane ze swojego ducha pracy zespołowej.

Filozofię hygge, czyli myślenie „my” zamiast „ja”, pięknie oddaje poniższa legenda o piekle i niebie:

Gdzie jest piekło, a gdzie jest niebo? – zapytał młodzieniec sędziwego mnicha. Doświadczony zakonnik pogładził długą, siwą brodę i zaczął opowiadać: Wyobraź sobie, mój drogi, ogromny pałac, w którym znajduje się tłum ludzi różnego wieku i stanu. Wszyscy wyglądają na śmiertelnie zagłodzonych, z podkrążonymi oczami, z zapadniętymi policzkami, chociaż każdy z nich trzyma w rękach łyżki tak długie jak oni sami, a wokoło stoją ogromne kotły ze smakowitą i gorącą zupą. Jednak nikomu nie udaje się zaspokoić głodu, chociaż bardzo tego pragnie. Pokarm można dostarczyć do ust tylko przy pomocy tych długich i ciężkich łyżek, co okazuje się w praktyce niemożliwe z powodu ich długości i ciężaru. Wielu z nich kłóci się między sobą. Z niespotykaną nienawiścią i piekielnymi krzykami okładają się wzajemnie łyżkami.

To jest piekło – stwierdził mnich.

Natomiast, abyś zrozumiał, jak jest w niebie, wyobraź sobie taki sam wspaniały pałac, w którym jest też tłum ludzi, ale pełnych szczęścia. Tutaj również stoją kotły ze smakowitą zupą i każda z osób trzyma taką samą gigantyczną łyżkę jak te, które znajdowały się w piekle. Ludzie siedzą naprzeciw siebie parami. Jeden nabiera zupę i karmi swojego bliźniego. Jeśli łyżka jest dla niego zbyt ciężka, pomagają mu dwie inne osoby tak, aby mógł spokojnie zjeść tyle, ile potrzebuje. Skoro tylko jedna osoba zaspokoi głód, karmią następną.

To jest niebo – powiedział, uśmiechając się zagadkowo mnich.