Konflikty to nasza codzienność. Staramy się je rozwiązywać tak, jak umiemy. Szukamy kompromisów, traktujemy spór jak grę, w której trzeba wygrać, ulegamy presji drugiej strony. Bardzo dobrze, że w programie nauczania wiedzy o społeczeństwie od jakiegoś czasu te tematy są uwzględnione i można mieć nadzieję, że kolejne pokolenia absolwentów polskiego systemu oświaty przynajmniej raz w trakcie swojej szkolnej kariery usłyszą o anatomii konfliktu i sposobach reagowania w takich sytuacjach. Starsze pokolenia muszą sobie radzić bez wiedzy szkolnej, ale z jako taką intuicją życiową. I tu znów – jak w życiu – jedni sobie radzą lepiej, inni gorzej.
Jakkolwiek byśmy do konfliktu podchodzili, to można chyba powiedzieć, że zrobienie czegokolwiek jest zawsze lepsze od nierobienia niczego. W sytuacji konfliktu najgorsza jest cisza – unikanie odpowiedzialności za relację, za konsekwencje, za przyszłość. Unikanie to najgorsza reakcja na konflikt. To niepoparta niczym nadzieja, że jakoś się samo rozwiąże, jakoś to będzie i jakoś się ułoży. Taka postawa prowadzi do piętrzenia się frustracji, lęków, stereotypów, uprzedzeń i opinii, które najczęściej niepoparte są faktami. Unikanie to wirus, który zatruwa relację. Dużo lepiej jest nawet zakończyć relację, która w jakiś sposób generowała konflikty i zatruwała życie jednej bądź obu stronom, niż trwać w marazmie unikania i spalać się, myśląc o tym. Wystarczyłyby często dwa, trzy zdania prawdy i wszystkie strony miałyby jasność postaw względem sytuacji konfliktowej. Unikanie, jak już wspomniałem, zatruwa te przestrzenie relacji, które pozostawały zdrowe. Po zbyt długim unikaniu nie ma już czego ratować.
Unikanie ma jednak również swoją drugą twarz, bardziej podstępną i okrutną. Unikanie może być narzędziem służącym do manipulacji drugim człowiekiem. Jedna strona może celowo unikać rozwiązania kwestii spornych, żeby upokorzyć partnera czekaniem, pozorną nieważnością konfliktu i liczyć na to, że ta druga strona będzie dużo bardziej skłonna do uległości w danej sytuacji. Jeżeli postępujemy tak celowo, to nie świadczy to najlepiej o nas jako o ludziach.
Myślę, że dochodzimy tutaj do bardzo ważnego i kluczowego w sytuacjach konfliktowych momentu, a więc kto ma pierwszy wyciągnąć rękę do porozumienia, skoro unikamy się nawzajem po jakimś tąpnięciu relacji. Po pierwsze – ale to raczej profilaktyka niż terapia – nie dopuszczajmy do takich sytuacji. Każda minuta nierozwiązanego konfliktu oddala nas od skutecznego poukładania sobie dalszej wspólnej drogi.
No, ale jeśli już do tego doszło, to kto? Odpowiedź jest oczywista – ty! Nie możesz nigdy wymagać od kogoś wielkoduszności i gestów, na które ciebie samego nie stać. To oczywiste. Postawa, w której zachowujemy się jak czterolatek – „to on zaczął”, „ja jestem niewinny” – jest, to oczywiste, niedojrzała. Skoro wiemy już, jaką krzywdę może nam zrobić taka postawa w konflikcie, wiemy też, że nie warto w tym trwać. I nie chodzi tu wcale o to, kto jest mądrzejszy i kto jest lepszy – bo to też prowadzi do pychy i może być użyte do manipulowania tym drugim. Bądźmy szczerzy i nie wywyższajmy się – przecież zależy nam na relacjach, prawda?
Bo jeśli nam nie zależy na relacjach, to niepotrzebne są nam jakiekolwiek poradniki o rozwiązywaniu konfliktów – i tak wiemy lepiej. Ale taka postawa może sprawić, że wokół nas będą sami pochlebcy, grupa klakierów, która chce nam się przypodobać w oczekiwaniu wymiernych korzyści z naszej strony. Natomiast jeśli przyjmiemy, że nie wiemy wszystkiego i że być może też się mylimy (a każdy ma prawo się mylić), to nawet jeśli jesteśmy przeświadczeni o tym, że w danym konflikcie mamy rację, a druga strona nie chce tego przyznać, to porozmawiajmy o tym. Nie o treści sporu, ale o podejściu do konfliktu. Dajmy sobie i innym spojrzeć na problem oczami tej drugiej strony. Może to być bardzo odświeżająca perspektywa.
Unikanie jest więc najgorszą z możliwych strategii rozwiązywania sporów. Unikamy nie tylko konsekwencji i odpowiedzialności, ale przede wszystkim skazujemy relację na powolną i bolesną śmierć, która zaboli nie tylko tę drugą stronę, ale również ciebie – bądź tego pewien. Bądźmy odpowiedzialni za słowa, za czyny i za relacje.