Kiedy człowiek rodzi się i wychowuje w mieście o długiej, bogatej historii, kiedy widzi codziennie zabytki mówiące o minionych wiekach, chcąc nie chcąc, nasiąka charakterystycznym sposobem myślenia o świecie i o tożsamości danej ziemi. Czasem, zupełnie nieświadomie, buduje się jego wrażliwość na sztukę, kulturę oraz naturalne rozumienie, że nie pojawiamy się w pustce kulturowej, lecz rodzimy się, wpisując się w jakieś charakterystyczne dziedzictwo, które jest nam dalej powierzone. Tradycja stworzona przez naszych przodków jest nie tylko fundamentem, na którym budujemy i od którego nie powinniśmy się oderwać, ale także kształtuje nasze serca i uczy nas, kim jesteśmy. To spojrzenie wstecz i uszanowanie historii przodków jest naszym wielkim zadaniem i koniecznością do zrozumienia narodowej tożsamości.

Kiedy przyjeżdża się do takiego miasta jak Kraków, przejmujące jest, że chodząc ulicami np. Starego Miasta czy Kazimierza, wyczuwamy, że każdy zaułek, każda ulica, kościół, kamienica mają swoją bogatą historię. To nie jest jedynie historia murów i kamieni, ale nade wszystko konkretnych ludzi, których życiowe losy tutaj właśnie się rozgrywały. To do nas przemawia. Może właśnie dlatego takie miejsca tak bardzo nas przyciągają i fascynują.

Poznać i zrozumieć własną historię i odkryć narodową kulturę – to gwarant zobaczenia własnej tożsamości i kształtowania właściwej refleksji o życiu społecznym.

Kiedyś, stając w centrum starej Warszawy, zdałem sobie sprawę, że jestem w miejscu, które nie powinno istnieć. Poziom zniszczenia tego miasta podczas II wojny światowej był tak duży, że odrodzenie się stolicy jest swoistym cudem. Powstanie z niebytu Polaków i Polski w ich dramatycznej historii ostatních 200 lat jest heroizmem, którego nie da się do niczego porównać. Ciekawe jest, że właśnie ten mroczny czas zrodził tak wiele pięknych narodowych dzieł w zakresie muzyki i literatury. Właśnie w takich trudnych momentach dziejów punktem odniesienia i źródłem nadziei stawała się kultura. Kiedy patrzymy i poznajemy dramat ówczesnych Polaków, rodzi się pytanie o wartość narodowej kultury. Pięknie to wyjaśnił św. Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki do Polski w roku 1987. To właśnie w Warszawie wypowiedział takie słowa: Jestem synem narodu, który przetrzymał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg.

Jak w takim razie nie zwracać uwagi na tę naszą kulturę? Jak jej nie pielęgnować, jak się do niej nie odwoływać? Obecnie większość Polaków nie wie, co to jest wojna, okupacja, brak niepodległości. Wracanie do naszego narodowego dziedzictwa kulturowego może się wydawać jakimś zbędnym sentymentalizmem. Jednak to dziedzictwo jest czymś znacznie bardziej doniosłym i głębokim, bo w czasie społecznego kryzysu staje się źródłem nadziei i niekwestionowalnym punktem odniesienia.

Dzisiaj dramat wojny dotyka ludzi zaraz za naszą wschodnią granicą. Ta sytuacja zadaje nam pytanie: co jest trwałą wartością w obliczu tak chwiejnego jutra? Jaka potęga przetrwa? Jednocześnie, czy nie jest naszą fundamentalną powinnością, by nieustannie zabiegać i troszczyć się o właściwą potęgę, własną kulturę, która już wielokrotnie potwierdzała, jak doniosłą pełni rolę w życiu Polski i Polaków?

Wiele lat temu, podczas swojej artystycznej edukacji, odkryłem wielką fascynację muzyką poważną i słuchaniem jej na żywo. Przez 3 lata nie opuściłem prawie żadnego koncertu w miejscowej filharmonii. Słuchałem wszystkiego, co znalazło się w programie koncertowym bez względu na to, czy znałem tę muzykę, czy też nie. To była wręcz dziecięca radość i fascynacja płynąca ze słuchania orkiestry symfonicznej na żywo. Nie spodziewałem się, jakie owoce przyniesie mi ten czas. Po pewnym czasie zauważyłem, że zaczynam słyszeć muzykę zupełnie inaczej. Już nie słyszę tylko ogólnego brzmienia orkiestry, ale zauważam bardzo konkretne partie poszczególnych instrumentów oraz zależności pomiędzy nimi. Potrafiłem w masie dźwięków słyszeć wybrane linie melodyczne. Poczułem się, jakby ktoś otworzył mi serce. I zobaczyłem, jak bardzo ono jest pojemne i jak bardzo plastyczne do kształtowania własnej wrażliwości.

Życzę dzisiaj każdemu takiej wrażliwości serca, która potrafi dostrzec i docenić wartość przepięknej polskiej kultury narodowej. Niech to piękno zbudowane często wielką ludzką ofiarnością stanie się tą pozytywną siłą motywującą nas do dobrego życia i szlachetnego kształtowania naszej codzienności.