Coraz częściej możemy spotkać się z ofertą lokali gastronomicznych, usług hotelowych czy też całych osad noclegowych przeznaczonych dla dorosłych bez dzieci. Może to trochę dziwić, tym bardziej że jednocześnie coraz więcej właścicieli noclegów akceptuje pobyt psów i kotów. Na pierwszy rzut oka może to się wydawać niestosowne, dyskryminujące i ograniczające możliwości wyboru miejsca na spędzenie urlopu rodzicom z dziećmi. Czy naprawdę trzeba tę kwestię rozpatrywać w kontekście sporu? Gdy się nad tym zastanowimy, dostrzeżemy, że od dawna funkcjonują różnego rodzaju ograniczenia w naszej przestrzeni publicznej, do których już zdążyliśmy przywyknąć.

Pamiętam początki wprowadzania w lokalach gastronomicznych w Polsce strefy dla palących i niepalących. W niektórych przypadkach było to nieudolne i wręcz komiczne. Znana sieć pizzerii wpadła na pomysł, aby postawić barierki pomiędzy jedną przestrzenią a drugą. Dodatkowo stoliki dla niepalących umieszczone były na podeście. Ale wciąż było to to samo piętro, ta sama sala, a barierki przecież nie zatrzymują dymu tytoniowego. W innym lokalu miejsca przeznaczone dla niepalących były jedynie na poziomie wejścia. Zaledwie kilka stolików, przy wciąż otwierających i zamykających się drzwiach, tuż obok wyjścia z kuchni. Nie dawało to ani poczucia swobody, ani komfortu. Osoby palące papierosy miały za to do dyspozycji dwa wyższe poziomy. Jakiś czas potem zmieniono schemat. Może ktoś dostrzegł, że zbyt dużo rodzin rezygnuje z jedzenia w tej restauracji ze względu na brak warunków do wygodnego usadzenia dziecka. Dzisiaj nikogo już nie dziwi podział na osoby palące i niepalące i wyznaczanie oddzielnych stref czy pomieszczeń. Właściciele różnych usług noclegowych również zastrzegają sobie prawo do decydowania o tym, kogo chcą gościć.

Nie wszystkie ograniczenia są spisywane czy też umieszczane na drzwiach w formie graficznej, a mimo to dają lub odbierają możliwość korzystania z usług lokalu. Jak długo rodzic z małym dzieckiem musi szukać restauracji lub kawiarni, gdzie swobodnie wprowadzi i zmieści wózek, gdzie znajdzie w łazience przewijak i dość miejsca do przebrania dziecka? Całe szczęście coraz więcej lokali zaopatrzyło się w specjalne krzesełko, w którym można posadzić malucha. W wielu zadbano również o kącik z zabawkami, kredkami czy kolorowankami. Takie „luksusy” do niedawna były jeszcze rzadkością. Można było więc spokojnie mówić o pewnego rodzaju wykluczeniu świeżo upieczonych rodziców z możliwości odwiedzenia takich miejsc. Ale co jakiś czas odgrzewany jest temat karmienia piersią w miejscach publicznych. Niby to jest coś naturalnego i w sumie znanego nam wszystkim, a mimo to niektórzy czują się zniesmaczeni. Czy teraz czas na takie zmiany? Czy lokale gastronomiczne będą musiały zadbać o miejsce dla matek karmiących? W jaki sposób to zorganizować? Jeśli będą to „pokoje karmienia”, to w sumie niewiele pomoże, ponieważ mama, która wyjdzie ze swoim maluszkiem w celu nakarmienia go mlekiem z piersi, może spędzić tam powiedzmy pół godziny. W tym czasie stygnie jej obiad, znajomi rozmawiają dalej, a ona siedzi sobie sama z dzieckiem w oddzielnym pomieszczeniu. Chyba nie po to wyszła na miasto. Czy w takim razie nadszedł czas na strefy dla matek karmiących?

A co ze wspomnianymi wyżej zwierzętami? Jeszcze w zimie miałam okazję siedzieć w restauracji obok dość dużego psa. Goście ze stolika obok wzięli go ze sobą, a właściciele lokalu akceptowali obecność zwierząt. Pies był spokojny, leżał u nóg swojego pana, jedynie co jakiś czas podniósł głowę zaciekawiony jakimś poruszeniem albo zmienił pozycję. Ja nie miałam z tym problemu. Widziałam za to reakcje mojego syna, który odczuwa lęk przed dużymi psami. Miał kiedyś nieprzyjemną przygodę z takim zwierzęciem i teraz nie czuje się w ich towarzystwie komfortowo. Obserwował więc nerwowo psa i reagował niepokojem i strachem w oczach na każde jego poruszenie. Po jakimś czasie stwierdził, że nie ma powodów do obaw, i zapomniał tak o psie, jak i o swoim lęku. Ale co z innymi? Przecież może trafić się gość, który będzie panicznie bał się psów, a może ktoś, kto będzie miał na nie uczulenie? Czy trzeba pomyśleć też o strefach dla gości z psami i dla gości bez psów? Wychodzi na to, że za chwilę cała nasza przestrzeń publiczna podzielona zostanie na różne strefy w taki sposób, aby jedni ludzie nie wchodzili w drogę innym.

W sumie nie należy się dziwić temu, że ktoś chce odpocząć, zrelaksować się i spędzić miło czas w takim miejscu, jakie mu odpowiada. I naprawdę nie możemy obrażać się na ludzi, którym przeszkadzają dzieci. One często przeszkadzają nawet nam, rodzicom. Przecież nie raz zdarzyło nam się odprawić swoje pociechy do pokoju lub na podwórko, gdy byliśmy spragnieni ciszy, spokoju, a one ciągle hałasowały, kłóciły się, a może głośno śmiały lub też pytały nas o coś co chwilę. Na świecie można wyróżnić kilka grup dorosłych ludzi w oparciu o ich relacje do dzieci. Pierwsza to ci, którzy jeszcze dzieci nie mają. Mogą z nimi przebywać jakiś czas, nawet się pozachwycać, ale na dłuższą metę będą zniecierpliwieni ich zachowaniem i szukać będą od nich odpoczynku. Kolejna to młodzi rodzice, którzy z racji posiadania dzieci są nimi zaabsorbowani i nie widzą możliwości „pozbycia” się ich na dłużej. Trzecia grupa to rodzice, których dzieci już wyrosły i spędzają czas oddzielnie. Oni potrzebują odpoczynku i nie mogą nacieszyć się wolnością. Patrzą jednak ze zrozumieniem na innych, którzy tak jak oni wcześniej są do dzieci „uwiązani”. Są też ludzie, którzy nie mają dzieci i nie chcą ich mieć z bardzo prostej przyczyny: chcą być panami swojego życia i czasu i cenią sobie spokój. Denerwuje ich zachowanie małych dzieci i ich rodziców, których spotykają na urlopie. I jedni, i drudzy są za głośno i przyciągają zbyt dużą uwagę innych ludzi. Szukają więc takich miejsc, w których można znaleźć ciszę, miejsc, gdzie „nie akceptuje się dzieci”.

Jako mama czwórki dzieci na co dzień żyję w stresie, w hałasie i ciągłym zamieszaniu. Do tego uczę w szkole średniej, gdzie spotykam się z jeszcze większą ilością, trochę starszych, dzieci. W wakacje natomiast wyjeżdżam jako opiekun na kolonie z całkiem obcymi młodymi ludźmi i poświęcam im cały mój czas, dzień i noc. Naprawdę bardzo dobrze rozumiem ludzi, którzy szukają odpoczynku bez dodatkowych atrakcji w formie krzyków, płaczu, kłótni, biegania, tupania, stukania i rozkazujących głosów rodziców. Bądźmy wyrozumiali, ponieważ nadejdzie taka chwila, gdy również znajdziemy się w takiej sytuacji i wreszcie będziemy mogli odpocząć bez dzieci.