Pokora w postrzeganiu samego siebie jest wspaniałą cechą. Umiejętność dostrzeżenia w sobie słabych stron umożliwia rozwój i pozwala na podjęcie kroków korygujących bez dojmującego poczucia porażki czy nieprzydatności. Dzięki prawdziwej pokorze jesteśmy w stanie przyjąć słowa krytyki, nie odbierając ich jako ataku na swoje jestestwo. Skoro ktoś zwraca nam uwagę, to znaczy, że w jakimś stopniu mu na nas zależy, bo mógłby przecież odpuścić albo w sytuacji zawodowej od razu przejść do wyciągania konsekwencji. Prawdziwa pokora w końcu potrafi dostrzec dobrą wolę u innych ludzi, nawet jeśli jest ukryta pod szorstkością, mrukliwością i trudnym charakterem.

Co, jeśli sami mamy trudny charakter i do błędu jest nam się trudno przyznać nie tylko przed innymi, ale przede wszystkim przed samym sobą? Jak nauczyć się pokory i jak żyć nią na co dzień? Myślę, że gdyby to było łatwe, to świat byłby dużo lepszym miejscem, niż jest obecnie. Myślę również, że nie dokonałoby się tyle zła w konfliktach między ludźmi i narodami. Gdybyśmy tylko mogli wynaleźć cudowną pigułkę, która potrafiłaby ostrzegać nas przed zrobieniem głupoty wynikającej z pychy i zadufania. Albo gdyby ktoś stworzył aplikację, która za nas robiłaby rachunek sumienia z całego dnia. To nie jest niestety takie łatwe i proste, a stawanie w prawdzie przed samym sobą to proces długotrwały i bolesny. Ucieczka z salonu luster, w którym na co dzień przebywamy i oglądamy się w tych zwierciadłach, chcąc widzieć siebie takimi, jakimi marzymy, żeby być, jest niezwykle trudna, bo trudno jest też zaakceptować siebie takiego, jakim się jest. Otaczamy się przecież najczęściej ludźmi, którzy nas chwalą, mówią nam komplementy, mówiąc krótko – stoją po naszej stronie. Oni są tymi zwierciadłami, które utwierdzają nas w naszym widzeniu siebie. Nie jest to oczywiście złe, bo każdy potrzebuje oparcia i szacunku, ale pamiętajmy, że prawdziwy przyjaciel to ten, który zwróci nam uwagę na popełniane błędy i będzie chciał naszego wzrostu, a nie będzie nas ciągnął w dół.

Myślę, że to kolejna trudność – dobór przyjaciół. No bo skoro nie jesteśmy często w stanie być szczerymi względem samych siebie, to jak mamy ocenić tę umiejętność innych? Relacje międzyludzkie są ciągłym mówieniem „sprawdzam”, są ciągłym eksperymentowaniem na żywym organizmie. A takie operacje niosą ze sobą ryzyka zranień, ciężkich powikłań i relacyjnej śmierci, a więc zerwania relacji.

Nie oznacza to jednak, że mamy nie próbować. Jesteśmy ludźmi, żyjemy w społecznościach. Izolowani tracimy część naszego człowieczeństwa. I jeśli miałbym szukać dobrych rad, w jaki sposób nauczyć się być trochę bardziej pokornym, to chyba właśnie wskazałbym na codzienną refleksję o tym, że wszyscy mamy tak samo. Każdy z nas przeżywa swoje człowieczeństwo na co najmniej dwóch płaszczyznach – wewnętrznej, dialogując z samym sobą, internalizując przeżycia i opanowując (lepiej lub gorzej) emocje, oraz zewnętrznej, czyli wchodząc w relacje z innymi, korzystając z doświadczeń pierwszej płaszczyzny. Na nasz rozwój w tych obszarach ma wpływ wszystko, co nas otacza – wychowanie, duchowość, traumy, sukcesy, porażki i można by tak jeszcze wymieniać.

Tylko refleksja nad naszą unikalnością wśród unikalnych osób może pokazać nam, że z jednej strony jesteśmy niezwykle ważni, ale nie jesteśmy ponad innych. Wczucie się w położenie innych, trening empatii i uważność na własne zachowania mogą nauczyć nas pokory i patrzenia na świat z optymizmem i nadzieją, porzucając strach i złą wolę.