Wiele form kontaktu międzyludzkiego naznaczonych jest subtelną przemocą, niekoniecznie fizyczną, ale także psychiczną i emocjonalną. Paradoksalnie o przemoc najłatwiej, gdy jest nam do siebie najbliżej, gdy jesteśmy w jakiejś zależności. Sama zależność jest dla nas trudna do zniesienia – szef i pracownik, rodzic i dziecko, mąż i żona – wszystkie te relacje mają w sobie spory pierwiastek zależności i mimo wszelkich dobrych chęci zdarzają się w nich różne uchybienia, z przemocą włącznie. Coraz częściej spotykamy mobbing w pracy, często dochodzi do konfliktów na linii nastolatek–rodzic, a w relacjach małżeńskich mimo łączącej miłości pojawia się wiele złości i wzajemnej walki o własne potrzeby.
Świat polityki, życia społecznego i zawodowego, ufundowany na rywalizacji i współzawodnictwie, stanowi idealne podłoże do złości, frustracji, narzekania, marudzenia i atakowania innych. Zwłaszcza wtedy, gdy coraz powszechniejsze staje się stanowisko, że to od innych zależą nasze postawy, myśli, uczucia, że to inni są zawsze winni, a nie my. Kultura emocji, postrzeżeń i łatwych ocen, w której żyjemy, prowadzi do porzucenia obiektywnych prawd, porzucenia dobra i piękna jako wartości obiektywnych, nieprzemijających i wartych pielęgnowania. Trudno nam jednak dostrzec te prawdy, trudno porzucić swoje własnego uczucia i myśli, przyznając racje realnej rzeczywistości.
Wiele jest źródeł przemocy. Możemy je znaleźć tak w wychowaniu, jak i w kulturze czy stylu życia, który dziś panuje. Łatwo dziś o obronę własnego zdania i własnych granic, a trudniej o akty miłosierdzia, wyrozumiałość i realną postawę pokory wobec rzeczywistości drugiego człowieka – zwłaszcza tego, który jest najbliżej nas. Ci, którzy stoją u naszego boku, coraz częściej stają się obcy, trzymani na dystans, a same relacje są obecne, ale pozbawione głębi. Wydaje się jednak, że bez względu na przyczyny pojawiania się ludzkiej agresji skierowanej wobec innych, towarzyszy jej zawsze jedno bardzo silne uczucie – jest nim lęk. Lęk, który sam w sobie nie stanowi problemu – to uczucie stanowi dla nas naturalny sygnał do ochrony, do ostrzegania przed zagrożeniem i jest niezwykle pomocne, gdy mamy podejmować nowe wyzwania. Jednak coraz częściej lęk staje się naturalnym towarzyszem naszego życia. Nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, to w takich przypadkach, jak nadopiekuńczość rodzica, nadaktywna troska o innych, pewność siebie nieznosząca krytyki, intelektualizowanie czy psychologizowanie, towarzyszy nam lęk. Lęk, który próbujemy wszelkimi mechanizmami odrzucić, ukoić, ponieważ nie chcemy się nim afiszować, nie chcemy go ujawniać, gdyż wtedy trzeba byłoby się nim zaopiekować, wziąć za niego odpowiedzialność, zrozumieć, przepracować, zmienić. To trudniejsze, dlatego nadmierna kontrola siebie i innych, sztywność w relacjach i zasadach stanowią lepsze rozwiązanie, które stanowi idealny grunt pod agresję i przemoc. Trzeba mieć na uwadze, że taka przemoc, której korzeniem jest lęk, może pojawiać się także we wspólnotach religijnych, politycznych, społecznych. Często pojawia się w prywatnych projektach o charakterze edukacyjnym, psychologicznym, parareligijnym. Wszędzie tam, gdzie pojawią się „zbawiciele”, którzy wiedzą lepiej, którzy dotarli do nieznanych źródeł, wiedzą coś, czego inni nawet nie potrafią zrozumieć, wszędzie tam rodzi się przemoc na fundamencie ludzkiego lęku. Ostatnie tragedie ludzkości i wiele tzw. teorii spiskowych dają dowód takim zjawiskom – wygenerowany lęk nie potrafi bowiem pozostać sam sobie, potrzebuje wyjaśnienia rzeczywistości. Ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować rzeczywistości jako tajemniczej, niezgłębionej, może w zasadzie bardzo prostej, czasem zbyt prostej jak na skalę pojawiającego się lęku, to ludzie niezwykle narcystyczni, a zarazem nadmiernie kontrolujący siebie i innych.
Gdy od dzieciństwa miało się poczucie niepewności, gdy jako dziecko było się wychowanym na ciągłych ostrzeżeniach, gdy ciągle podcinano skrzydła, a rodzice potrafili w subtelny sposób szantażować emocjonalnie, nie odzywać się do własnych dzieci, nie dawać im potrzebnej miłości i wsparcia, a za to spotykała je krytyka i „jedynie słuszna” wizja matki czy ojca, to nie dziwi wszechobecny lęk skrywany pod płaszczem przemocy, hejtu wirtualnego, walki, współzawodnictwa.
Jedynym lekarstwem jest wyrzucenie przemocy z korzeniami, to znaczy z obecnym w nas lękiem. Nie chodzi o to, aby przestać się bać, ale o to, aby rzeczywiście poczuć swój strach, przyznać się do niego, nazwać go, oswoić, zrozumieć jego genezę i ukoić. To trudny proces, ponieważ wymaga akceptacji wielu rzeczy, które rodzą rozczarowanie i frustrację. Może trzeba zaakceptować trudne relacje z rodziną, własną niewiedzę o świecie polityki i ekonomii. Może trzeba się rozczarować samym sobą i innymi, aby naprawdę być sobą i pozwolić innym na bycie tym, kim są. Jeżeli będziemy czekać na akceptację siebie, innych i świata dopiero wtedy, gdy się zmieni, to nigdy nie uwolnimy się od lęku, wewnętrznych przymusów, zarozumiałości, agresji i nienawiści wobec siebie i innych.