Lubimy być potrzebni. Kiedy komuś pomożemy, lubimy tę satysfakcję, którą daje nam wdzięczność drugiego człowieka. Cieszymy się, kiedy okazało się, że nasze działania przyniosły dobry skutek. To całkowicie naturalne i jest wyznacznikiem naszego człowieczeństwa. Ale okazuje się, że nawet tak bardzo empatyczne i altruistyczne działania mogą nas doprowadzić do sytuacji patologicznych.

Dużo ostatnio pisaliśmy o porażkach i o sposobie radzenia sobie z nimi. Istnieje w psychologii syndrom, opisany przez profesor Irenę Pospiszyl w książce Syndrom Atlasa. O tych, którzy byli silni zbyt długo, zwany też czasami syndromem superbohatera. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, że ludzie nim dotknięci w ogóle mają jakiś problem. Są dobrze zorganizowani, tworzą związki, są zaradni, a często nawet bohaterscy. Gdzie więc jest problem?

Problem jest w braku umiaru. Zasadniczo powinno być tak, że po spełnieniu dobrego uczynku, po pomocy drugiemu człowiekowi, powinniśmy przejść nad tym do porządku dziennego i żyć dalej. Po prostu zamknąć ten etap. Atlas natomiast czuje, że jest jeszcze coś do zrobienia, że osiągnięty poziom bezpieczeństwa nie jest wystarczający. Pozostaje więc w ciągłym napięciu i jest gotowy do „naprawiania” życia swojego i bliskich.

Syndrom superbohatera dotyka bardzo często ludzi, którzy odbyli w przeszłości silny trening empatii, a więc żyli w zdrowych relacjach i są wyczuleni na niesprawiedliwość i krzywdę osób im bliskich. W ich życiu musiało jednak wydarzyć się coś, co ten wcześniejszy spokój zupełnie zachwiało i wprowadziło w ich życie permanentny niepokój, który trzeba zastępować protezą – kontrolowaniem, układaniem życia bliskim, pouczaniem i nadskakiwaniem.

Można by zapytać, dlaczego taka osoba, której zawaliła się rzeczywistość, nie poszła w destrukcję, czyli nałogi, życie na krawędzi, samookaleczenia czy w ostateczności samobójstwo. Profesor Pospiszyl zwraca uwagę właśnie na ten silny trening empatyczny w przeszłości, co przełożyło się u takich osób na pułapkę odpowiedzialności. Atlas nie zrobi krzywdy sobie i innym właśnie z poczucia odpowiedzialności i będzie przesadzał w stronę, o której już pisałem. Przyczyną może być również pokładanie poczucia własnej wartości w opinii innych. Kształtuje to postawę, w której Atlas jest tyle wart, na ile ocenia go otoczenie, a żeby oceniało go dobrze, ma poczucie, że ciągle musi mu nadskakiwać, poświęcać się, spalać i męczyć. W innym przypadku zostanie wypchnięty na margines, usunięty z otoczenia jako bezwartościowy śmieć.

Taka postawa wyklucza dobre relacje. Superbohater będzie zaborczy, nieustępliwy, kontrolujący, a przy tym niesamowicie spięty i niepozwalający sobie na chwile nawet najmniejszej słabości. Bardzo często taką postawę prezentują kobiety – ofiary przemocy domowej, które po opuszczeniu męża, zorganizowaniu nowego życia dla siebie i dzieci, zamiast być dumnymi z niewątpliwego sukcesu, uważają, że dla nich życie się skończyło, a teraz liczy się tylko szczęście dzieci. Trauma domowej przemocy wyrobiła w nich postawę Atlasa, który musi być ciągle skupiony i zorganizowany, bo przecież wszystko może runąć w mgnieniu oka.

Na ten syndrom narażeni są również mężczyźni, którzy w naszej kulturze są pod presją oczekiwań, że będą samowystarczalni, odpowiedzialni i z postawą „kto, jak nie ja”. U nich przebiega to w sposób utajony, bo przecież nadal pokutuje świadomość, że mężczyzna nie może okazywać żadnej słabości. Irena Pospiszyl mówi o tym, że w męskiej odmianie tego syndromu przejawia się to w perfekcjonizmie i ograniczaniu swobody otoczenia.

Pod skórą tych zbolałych ludzi jest ciągły lęk, którego nie da się ukoić. To poczucie, że za każdym rogiem może czuć się niebezpieczeństwo i jeśli choć na chwilę straci się czujność, to z całą pewnością właśnie wtedy wydarzy się coś złego. Taka postawa wymusza życie w nieustannym stresie. A ten typ stresu blokuje i nie pozwala na rozwój. Koło się zamyka.

Jak sobie poradzić z tym syndromem? Nie jest to łatwe, gdyż te postawy są bardzo głęboko zakorzenione w historii naszego życia, w naszej świadomości i są najczęściej wynikiem traum z naszego dorosłego życia. Są więc owocem naszych (mniej lub bardziej) racjonalnych wyborów, które doprowadziły nas do tego miejsca.

Przede wszystkim należy dokonać głębokiej autoanalizy i przyjąć, że każdy ma prawo do błędu i porażki. To nie kasuje naszej godności, nie umniejsza nam jako ludziom. Jest to na wskroś gatunkowe doświadczenie – wszyscy tak mają. Część z nas jest jednak bardziej odsłonięta, mamy nerwy na wierzchu i upadamy. Co wtedy?

Profesor Irena Pospiszyl daje trzy rady:

  1. Nauczmy się dzielić życie na etapy i cieszyć z każdej szczęśliwej chwili, która jest tu i teraz.
  2. Nie uzależniajmy się od innych ludzi, ale pielęgnujmy przyjaźnie.
  3. Bądźmy samodzielni wtedy, kiedy możemy, i szukajmy pomocy wtedy, kiedy musimy.

Dramatem Atlasów jest to, że nie potrafią wyjść poza swoją bańkę poczucia zagrożenia, a w dodatku budują wokół niej mury, kopią fosy – tworzą kolejne protezy bezpieczeństwa. A należałoby cieszyć się tym, co jest – i już. Brak umiaru to powolne zagrzebywanie się w chorym poczuciu winy połączonym z poczuciem odpowiedzialności.

Nie bądźmy jak Atlas, który wprawdzie dość naiwnie jest postrzegany jako archetyp poświęcenia, ale on jeden wystarczy. Szkoda naszych sił.

 

Na podstawie książki i wywiadu z prof. Ireną Pospiszyl: Syndrom superbohatera, czyli jak nie lokować poczucia własnej wartości w innych? - Zwierciadlo.pl