Wielu z nas w tym dziwnym, trudnym czasie podejmuje refleksje nad życiem, nad relacjami, nad sensem tego, co nas otacza, w czym uczestniczymy. Zmienia nam się perspektywa. Wychodzi poza tu i teraz, dotąd bezpieczne, teraz zatrważające. Czekamy na lepsze. Wypatrujemy spokoju. Wierzymy w dobro.
I dokonujemy rachunku sumienia. Przyglądamy się sobie w naszym życiu. Przyglądamy się innym w naszym życiu. Odkrywamy wagę zakurzonych może już wartości braterstwa, solidarności, przyjaźni, człowieczeństwa. Rachunek sumienia robimy najpierw sobie.
Wydaje się też, że nasz rachunek sumienia stał się dojrzalszy. Zatoczył szersze kręgi. Najpierw pytamy więc siebie o radość życia. Pytamy siebie, czy nie nazbyt jesteśmy na co dzień zaaferowani, napięci, zmartwieni, nazbyt poważni. Czy nie nazbyt często i nazbyt głośno obnosimy się ze swoimi smutkami, złamanym życiem, trudnym dzieciństwem. Tymczasem dojrzały odbiór życia z perspektywy wiary, z perspektywy otrzymanego zbawienia i przebaczenia napawa radością już tu i teraz. Nie kiedyś, nie gdzieś, ale konkretnie i namacalnie tu.
Kolejna przestrzeń rachunku sumienia to ilość czynionego dobra. Nie ilość przekroczonych zakazów, złych uczynków, upadków, ale ilość dobra. Dostrzegamy, że często bardzo się starając, nakładamy filtr zła na swoje spojrzenie. Widzimy to, co negatywne, to, co się nie udało, to, co niedoskonałe. I zupełnie nie dostrzegamy tego, co dobre, piękne ubogacające. Szukając zła, ślepniemy na dobro.
Ta radość i filtr dobra w życiu mają ścisły związek z doświadczeniem przebaczenia. Przyglądamy się więc także pojednaniu i przebaczeniu oraz temu, jakie niosą ze sobą dobrodziejstwo. Amedeo Cencini twierdzi, że przebaczenie otwiera miejsce na nowe, zamyka drzwi dla strachu i zwątpienia, niepokoju, obsesji. Niesie wewnętrzny pokój. Dopóki nie mamy doświadczenia przebaczenia grzechu, dopóty jesteśmy skłóceni z życiem. Przyjęcie prawdziwego przebaczenia, Bożego przebaczenia daje nam pojednanie z naszą historią. W tym pojednaniu widzimy nasze zło, ale widzimy także dobro. Takie przebaczenie uwalnia nasze serce od przygniecenia złem. Pozwala patrzeć przez inne filtry – bardziej realistyczne, które umieją wychwycić także dobro. Dobro uczynione i dobro otrzymane. Ta nowa perspektywa uwalnia nas od patrzenia na życie jak na walkę, na innych jak na przeciwników, na siebie jak na wojowników. Takie prawdziwie przyjęte przebaczenie to początek pojednania z życiem i ze sobą. To początek i podłoże dla dobra, łagodności, miłosierdzia, bezinteresowności, wyrozumiałości.
Jakie powinno być zatem nasze przebaczenie ofiarowane innym? Takie samo. Przede wszystkim bezinteresowne. Nie ma wynikać z niczyjej prośby ani nawet skruchy. Takie przebaczenie potrafi zrobić pierwszy krok, wyciągnąć rękę, niczego się nie spodziewać. Takie przebaczenie dba o godność drugiego człowieka, nie upokarza go, nie domaga się sporządzania listy przewinień, bicia się w pierś, padania przed nami na kolana. Nie daje odczuć swojej wyższości.
Takie przebaczenie jest pewnym stylem życia, a nie konkretną reakcją na dane wydarzenie. Cechuje je dobroć, zrozumienie i wielkoduszność, które często mogą zapobiec zachowaniom, które później będę wymagały przebaczenia.
Takie przebaczenie cechuje też szczerość, pragnienie budowania więzi i relacji, które są na tyle ważne, że przebaczający jest gotowy zrezygnować z żądania natychmiastowego naprawienia krzywdy, często wybiera postawę pokory, bo woli relację niż izolowanie się i dystans.
Takie przebaczenie jest świadectwem szacunku i ufności do drugiej osoby, wyrazem wiary w obiektywną zdolność kochania. Jest potężną siłą, która odkrywa prawdziwą tożsamość człowieka. Przebaczenie o takim fundamencie nie poddaje się złu, jest zdolne ponownie odkryć dobro, przywrócić nadzieję, pojednać.
Tak głębokie, szczere i metafizyczne przebaczenie nie jest ofiarowaniem przebaczenia, ale dzieleniem się nim. Sami darmo je otrzymaliśmy. Możemy tylko dzielić się tym darem z drugim człowiekiem, takim samym jak my. Sami z siebie nie umiemy tak przebaczać. Potrzebujemy tu Boskiego Nauczyciela i Przewodnika.