Jaki powinien być słuchacz? Skuteczny, czyli taki, którego postawa da mówiącemu poczucie zrozumienia, akceptacji, życzliwości, a w konsekwencji doprowadzi do uczucia ulgi, spokoju, lepszego samopoczucia, może przyniesie rozwiązanie. Krótko mówiąc – da wsparcie.
By jednak być skutecznym, potrzeba pewnego usposobienia, nastawienia, może cech charakteru, może wewnętrznego poukładania, harmonii, jakiejś dojrzałości. Pewnie znajdą się głosy sprzeciwu, że wymagania zdecydowanie przesadzone, bo wszak wystarczy zadbać o warunki sprzyjające rozmowie, zastosować podstawowe zasady komunikacji i będzie dobrze. Pewnie na co dzień tak. Ale kiedy rozpatrujemy naprawdę ważne i poważne rozmowy o człowieczeństwie drugiego – jego upadkach, porażkach, zranieniach, wstydzie – to zwykłe warunki dobrej rozmowy nie wystarczają.
By tę powagę zadania bycia skutecznym słuchaczem dobrze zrozumieć, przypatrzmy się najpierw rozmówcy, a potem różnym reakcjom słuchacza.
Najpierw rozmówca. Jest rozemocjonowany. Spotkało go coś niesprawiedliwego, przykrego, raniącego. Albo sam zrobił coś, co przyniosło krzywdę drugiemu. Albo postąpił wbrew swoim zasadom. Wielość sytuacji, okoliczności, ale i emocji, reakcji, myśli. Łączy je jednak to, że rozmówca nie daje sobie z nimi rady sam. Próbował. Ale się poddał. Im bardziej próbował temat przemilczeć, zdusić, zepchnąć głębiej, tym bardziej historia dawała o sobie znać – niepokojem, strachem, niesmakiem, złością, żalem. Zapada więc decyzja o jej opowiedzeniu. Rozmówca rozumie, że trzeba ją wypowiedzieć głośno, bo tylko wtedy można nad nią odzyskać kontrolę – uporządkować, osłabić jej siłę, może zrozumieć jej sens. Ale ta decyzja wymaga najpierw odwagi. I w relacji do samego siebie, i do tego, z kim rozmówca chce porozmawiać. A potem zaufania. Przecież rozmówca decyduje się wypowiedzieć na głos swoją trudną historię – może historię porażki, może zranienia, potknięcia, może wstydu, niesmaku. Pewnie rodzi się jakieś oczekiwanie w związku z taką rozmową. Oczekiwanie zrozumienia, ulgi, porady, wsparcia. A więc ważne, by słuchaczem, powiernikiem była jakaś szczególna osoba, taka, która trudnej rozmowie podoła, która przez nieopatrzne słowo nie spłoszy. Bo przecież jeśli rozmówca podzieli się swoją opowieścią z kimś niewłaściwym, może jeszcze zwiększyć swój dyskomfort. A więc rozmówca obdarza słuchacza zaufaniem. I wierzy, że ten będzie słuchaczem skutecznym.
Kiedy więc spojrzymy na rozmówcę jego oczami, zrozumiemy, że i na słuchaczu ciążą pewne, całkiem poważne, zobowiązania, potrzeba uważności, delikatności i pełnego zaangażowania. Bo przecież nawet życzliwy słuchacz odruchowo, spontanicznie może zareagować różnie. Oto kilka sytuacji:
Sytuacja pierwsza. Słuchacz może z pełnym zaangażowaniem wejść w nieswoją historię i zacząć odczuwać ją na tyle empatycznie, że zatraci dystans, zgubi siłę, a sprawę zacznie wyolbrzymiać, tak jakby sam był bohaterem opowieści, uczestnikiem wydarzeń. Może zacząć rozmówcy współczuć, użalać się nad nim tak bardzo, że ten zupełnie straci szansę na polepszenie samopoczucia. A nawet poczuje się jeszcze gorzej.
Sytuacja druga. Słuchacz może zareagować oburzeniem, bo nie będzie się godził, by utracić wyidealizowany obraz rozmówcy, jaki dotąd w sobie nosił. Da rozmówcy do zrozumienia, że ten go rozczarował, nawet jeśli użyje pozornie wspierających wyrażeń typu: „jak mogłeś do tego dopuścić”.
Sytuacja trzecia. Słuchacz może chcieć poprawić samopoczucie rozmówcy poprzez szukanie winowajcy: „a to drań, jak mógł tak się zachować”. I rozpocznie się cała litania narzekania, pomstowania, wylewania w zastępstwie rozmówcy złości, niechęci, żalów.
Sytuacja czwarta. Czasami słuchacz, chcąc szybko zaradzić sytuacji, wesprzeć, dodać otuchy, zaczyna bagatelizować historię rozmówcy, lekko i beztrosko wypowiadając słowa: „na pewno nie jest tak źle, nie przesadzaj”, „nie przejmuj się, to minie”, „będzie dobrze”.
Sytuacja piąta. Bywa też, że opowieść rozmówcy uruchamia w słuchaczu to wszystko, czego sam nie miał odwagi dotąd wypowiedzieć, a że w grupie raźniej, to zaczyna się licytacja typu: „To jeszcze nic, ale co ja przeżyłem”.
W każdej z tych sytuacji słuchacz ma intencje szlachetne. Chce okazać zrozumienie, chce na szybko zaradzić, choćby przez zaprzeczenie i bagatelizowanie, chce pokazać, że rozumie, bo sam przez to przeszedł, co zresztą szczegółowo przedstawił.
Jednak rozmówcy szlachetne intencje słuchacza, zwłaszcza w przypadku trudnych historii, mogę nie wystarczyć. Mogą okazać się rozczarowaniem, zawiedzionym zaufaniem.
A więc jednak słuchacz musi wykazać się czymś innym, czymś doskonalszym. Czym?
Silnym charakterem, dzięki któremu zdoła stać z boku, mimo najbardziej wciągających opowieści, na tyle silnym, by nie czynić ich swoimi, by nie dać się im porwać. Ale jednocześnie, by w tym staniu z boku umieć mądrze współczuć, zrozumieć, okazać empatię. Mądry słuchacz ma w sobie też pewien emocjonalny porządek, który pozwala mu zachować zimną krew i dystans wobec kłębiących się emocji rozmówcy. Umie oddzielić emocje swoje od emocji rozmówcy, a problemy rozmówcy nie stają się zapalnikiem wyzwalającym jego własne skrywane opowieści.
Skutecznemu słuchaczowi niezbędna jest też odwaga, by przyznać się także do swoich słabości. Słuchacz reaguje więc szczerością, kiedy widzi, że może tym wesprzeć rozmówcę. Ale nie poprzez podmienienie jego opowieści na swoją. Nie może zapominać, że jest słuchaczem, a dany czas i miejsce są przeznaczone dla rozmówcy. Mądry słuchacz zapomina o sobie, umie usunąć się w cień, zejść na dalszy plan i całym sobą skupić się na rozmówcy.
Skuteczny słuchacz ma też w sobie pewną elastyczność, życzliwość, zrozumienie i nie ulega pokusie osądzania i krytykowania ani rozmówcy, ani innych bohaterów jego historii. Nie dolewa oliwy do ognia, nie pogłębia swoimi reakcjami poczucia krzywdy. Stara się zachować obiektywizm i wyrozumiałość.
Mądry słuchacz jest też pokorny. Nie zarzuca jałowymi pocieszeniami, radami, nie szuka na siłę rozwiązań. Po prostu słucha, okazując rozmówcy swoje zainteresowanie, życzliwość, miłość. Jest z nim.
Bo chyba tego tak naprawdę potrzebuje rozmówca – towarzyszenia. A reszta uporządkuje się sama.