Rozmowa w cztery oczy? To już chyba przeżytek. Czy dzisiaj ludzie patrzą na siebie podczas rozmowy? Może się mylę… chyba nigdy nie cieszyłam się z tego, że nie mam racji, ale w tym wypadku zrobiłabym wyjątek. Obserwując młodych ludzi, chociażby w szkole, w której uczę, ale nie tylko, dostrzegam niepokojące zjawisko. Młodzież, a także coraz mniejsze dzieci, stoją obok siebie przy ścianie lub też siedzą jedno przy drugim na podłodze w szkole i czasem coś powiedzą, niekiedy się zaśmieją lub wykrzykną. Ale nawet jeśli rozmawiają, to nie patrzą wcale na siebie, tylko w ekran telefonu lub błądzą oczami wkoło, szukając czegoś, na czym można byłoby zawiesić oko. Dorośli zachowują się trochę inaczej, lecz mimo wszystko również zaczynają przejmować te „nowoczesne” zwyczaje. Zupełnie jakby nie wiedzieli czy może zapomnieli, że o wiele więcej niż z samych słów dowiemy się, patrząc w ludzkie twarze, obserwując mimikę, mimowolne grymasy i zmiany w spojrzeniu.
Czemu tego nie robimy? Może zwyczajnie nie mamy na to czasu. Wszystko dziś dzieje się jakoś przy okazji, mimochodem. W domu rzucamy sobie słowa przez ramię, przechodząc pomiędzy kuchnią a łazienką, między powrotem z pracy a nastawieniem prania. Zresztą już wszystko zostało omówione, wyjaśnione i zaplanowane pisemnie. Przecież w pracy, w szkole czy w tramwaju można napisać szybką wiadomość SMS-em czy przez jakiś czat. Ewentualnie przeprowadzić ekspresowy wywiad przez telefon komórkowy: „Co było w szkole?”, „Czy zjadłeś obiad?”, „Dlaczego dostałeś jedynkę?”, „Pamiętaj, że dzisiaj masz angielski”, „Jutro ważna klasówka!”, „Trzeba odebrać przesyłkę!”. No i co można więcej dodać? Już wszystko wiadomo, reszta zostanie dorzucona przez ramię, „dokrzyczana” z drugiego pokoju lub przemilczana – w biegu, w trakcie, pomiędzy. I tak żyjemy z dnia na dzień, zapominając i nie myśląc o tym, że można (że trzeba!) inaczej. Przecież jeszcze zdążymy, najbliższe nam osoby mamy na co dzień i wydaje nam się, że zawsze tak będzie.
Zupełnie inaczej jest, gdy spotykamy się z kimś celowo, np. gdy umawiamy się z koleżanką na kawę, odwiedzamy starszych już rodziców czy może dziadków. Wtedy mamy czas specjalnie zaplanowany i przeznaczony na tę okazję. Nie robimy nic innego, nie dzielimy naszego zainteresowania pomiędzy wiele czynności i osób jednocześnie, lecz skupiamy się na tej jednej czy też dwóch najważniejszych w tej chwili osobach. Dopiero wtedy mamy możliwość usiąść naprzeciwko siebie i patrzeć, przyglądać się, analizować. Przypomina to trochę czytanie książki. Widzimy zmarszczki mimiczne świadczące o wielu emocjach przeżywanych w różnych sytuacjach. Niektóre są pamiątką radosnych chwil, inne trosk i przykrości, których nie szczędziło życie. Możemy dostrzec emocje towarzyszące spotkaniu albo te, które przed chwilą odczuwała, a z którymi ją zastaliśmy. Wiemy wtedy, że wydarzyło się coś, co ją poruszyło, zdenerwowało lub uradowało. Słuchając i patrząc w twarz rozmówcy, skupiamy się nie tylko na słowach, ale na całej postawie mówiącego. Treść wypowiedzi jest o wiele bogatsza, gdy opatrzona jest mimiką twarzy, jakimś grymasem czy wyrazem oczu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę jedynie słownikowe znaczenie wypowiadanych kolejno słów, o ile uboższe będzie rozumienie całego zdania i jego kontekstu. Możemy zagubić główną intencję osoby mówiącej lub też źle ją zrozumieć, przeinaczyć jej sens i niewłaściwie zinterpretować. Takie słuchanie mija się z celem, ponieważ słyszymy tylko to, co dopuściliśmy do naszych uszu, ale nie usłyszeliśmy tego, co druga osoba chciała nam powiedzieć.
Święty Jan Paweł II miał niesamowity sposób zachowania wobec każdego człowieka, jakiego spotkał na swoje drodze. Gdy prześledzimy fotorelacje z Jego licznych pielgrzymek, zauważymy, że gdy podawał dłoń komuś z tłumu ludzi stojących wzdłuż trasy przejazdu, to zawsze zdążył spojrzeć mu prosto w oczy. Zastanówmy się, ile to wymagało starań, aby dostrzec każdego człowieka, który uścisnął Mu rękę. To spojrzenie, które zatrzymywało się na konkretnej twarzy, mówiło bardzo wiele, ale najważniejsze było to, że dawało jasno do zrozumienia: „Widzę Cię! Jesteś ważny!”. A to przecież było tylko ulotne, pojedyncze spotkanie. Nie sposób zapamiętać wszystkich twarzy, które mijamy w naszym życiu, św. Jan Paweł II z pewnością też ich nie pamiętał. Założę się jednak, że każdy człowiek, który spotkał Jego spojrzenie, na pewno zapamiętał ten moment do końca życia jako wyjątkową chwilę. Często widzimy różnych polityków i celebrytów, do których wyborcy lub fani wyciągają ręce. Ich wzrok błądzi po wszystkich z tłumu, nie zatrzymuje się na nikim, a ręce dotykają kolejno przypadkowych dłoni. Nie mogę oprze się wrażeniu, że ci ludzie stanowią dla nich jedynie masę bez twarzy, bez imienia, bez wyrazu, którą trzeba zadowolić.
Czy umiemy w naszej pędzącej codzienności wydobyć z tłumu twarze ludzi dla nas ważnych? Jeżeli teraz, w tym momencie, spróbujemy zamknąć oczy i przypomnieć sobie po kolei szczegóły, rysy, coś charakterystycznego dla naszych najbliższych, czy uda nam się to? Jaki obraz odtwarzamy w naszej głowie? Czy najstarsze dziecko zapisało się w naszej pamięci jako mały berbeć raczkujący po podłodze, czy zarejestrowaliśmy, że już osiągnęło wiek młodzieńczy? Czy potrafimy znaleźć czas, aby spotkać się i porozmawiać twarzą w twarz z naszymi najbliższymi? Po co? A tak bez powodu, aby usiąść, popatrzeć, dać im możliwość spojrzenia w nasze twarze i nasze oczy. Może też dostrzegą w nich coś ciekawego, ważnego odnotowania w pamięci i będzie to dla nich ważne przeżycie.