W poszukiwaniu i budowaniu przyjaźni – i ogólnie w dobrych relacjach międzyludzkich – obok słuchania ogromną rolę odgrywają słowa. Od słów bardzo wiele zależy. Dobre słowo zjednuje, złe rani i niszczy. Ze słowem wiąże się prawdomówność lub jej brak; szczerość i otwartość lub zamknięcie; zaufanie lub zawód. A to wszystko wpływa na charakter relacji i jej głębię. Taką podstawową dychotomię w większości rozumiemy i łatwo oddzielamy czarne od białego.
Czasami jednak słowo niesie ze sobą odcienie szarości, jak w przypadku prawdomówności i prawdy. Sposób jej oznajmiania ma ogromne znaczenie. Prawda, nawet trudna, wypowiedziana z troską, ma szansę zostać przyjęta z otwartością i ma szansę służyć dobru. Prawda bezwzględna, surowa, oceniająca – ale przecież też prawda – może człowieka zniszczyć. O prawdzie, jej odcieniach już pisaliśmy. I wiemy, że jest bardzo wymagająca – domaga się i dojrzałości, i wrażliwości, i empatii, i właściwej motywacji. Duże wyzwanie… Jednak dla przyjaźni, dla dobrych relacji warto uznać wartość słowa – także prawdziwego, wziąć za nie odpowiedzialność i podjąć trud językowej uważności. Niewątpliwym więc zadaniem przyjaciela jest pielęgnowanie prawdy w relacji, ale i ogromne staranie, aby przybrała jak najdelikatniejszą, pełną miłości formę.
Ale o ile możemy zrozumieć i zaakceptować potrzebę prawdy między przyjaciółmi, możemy zadbać o jej właściwą formę, o tyle dużo większym wyzwaniem i jeszcze większej dojrzałości domaga się prawda na temat przyjaciela, która jest… nieciekawa, niechlubna, wstydliwa i która wypływa zwłaszcza w kontaktach z osobami trzecimi. I nie wystarczy wytłumaczenie, że mówimy tylko o faktach, że nie oceniamy, nie krytykujemy. Często bowiem fakty są jednoznaczne, niekorzystne dla tego, o kim (często w rozemocjonowaniu) mówimy, kogo w ten sposób pośrednio oceniamy.
Zawsze warto się wtedy zastanowić, po co chcę o takiej prawdzie mówić wobec osób trzecich, co mną powoduje, że decyduję się na mówienie o pewnych sprawach, co w konsekwencji prowadzić może do osądów, wyroków, ocen. Jeśli chcemy kogoś napomnieć, to trudne kwestie powinny być omawiane tylko z zainteresowanym. Jeśli chcemy ulżyć swoim emocjom, dać upust swojemu wzburzeniu, to uczciwiej i wobec przyjaciela, i wobec siebie, i wobec przyjaźni będzie znaleźć inny sposób na poradzenie sobie z tym, co się w nas dzieje. Warto zawsze brać odpowiedzialność za słowa, bo słowa wypowiedziane o kimś do kogoś stwarzają swój odrębny byt, swoją rzeczywistość. Często nieopatrznie przyczyniamy się do mnożenia tych bytów-opinii o innych.
W takich sytuacjach potrzeba wielkiej uważności, a właściwie stosowania się do pewnych bezpiecznych rad mądrzejszych od nas.
Na początek warto zastosować sito, o którym na pewno już kiedyś słyszałeś – sito Sokratesa.
Pierwsze sito to sito prawdy. Czy sprawdziłeś, że to, co masz mi do powiedzenia, jest zgodne z prawdą? – Nie, słyszałem, jak o tym mówiono, i… – No cóż… Sądzę jednak, że przynajmniej przesiałeś to przez drugie sito, którym jest sito dobra. Czy to, co tak bardzo chcesz mi powiedzieć, jest przynajmniej jakąś dobrą rzeczą? Rozmówca Sokratesa zawahał się, a potem odpowiedział: – Nie, niestety, to nie jest nic dobrego, wręcz przeciwnie… – Hm! – westchnął filozof. – Pomimo to przypatrzmy się trzeciemu situ. Czy to, co pragniesz mi powiedzieć, jest przynajmniej pożyteczne? – Pożyteczne? Raczej nie… – W takim razie nie mówmy o tym wcale! – powiedział Sokrates. – Jeżeli to, co pragniesz mi powiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani pożyteczne, wolę nic o tym nie wiedzieć.
Trudna i niepopularna ta rada, ale cenna, kiedy zależy nam na przyjaźni i drugim człowieku. Dyskrecja w sprawach przyjaciela, zwłaszcza (ale nie tylko) odnośnie do niechlubnej prawdy – jego słabości, potknięć, gorszego dnia, jego trudności, zmagań – to absolutny fundament zaufania i bliskości.
Z niewątpliwą mądrością przychodzi też Katechizm Kościoła Katolickiego, który zaleca: „w celu uniknięcia wydawania pochopnego sądu, każdy powinien zatroszczyć się, by – w takiej mierze, w jakiej to jest możliwe – interpretować w pozytywnym sensie myśli, słowa i czyny swojego bliźniego”. Choć jest to mądrość ogólniejsza, dotycząca postawy względem każdego innego człowieka, chyba domaga się szczególnego uwzględnienia w relacji przyjaźni, kiedy przyjaciel (a ma do tego prawo, bo jest tylko człowiekiem) nadepnie nam na odcisk. I to boleśnie. Ta rada zachęca, aby doszukiwać się najpierw dobra i pozytywów, może usprawiedliwienia.
Czasami chyba też trzeba umieć zmilczeć jakieś niewłaściwe zachowania. To oczywiste, że w takich chwilach nie unikniemy przykrości, dyskomfortu. Wolelibyśmy pójść do kogoś, przed kim moglibyśmy wylać żale, co przyniosłoby ulgę uczuciu zranienia i rozczarowania. Ale prawdziwy przyjaciel nie szuka od razu odwetu w postaci wygadania się przed kimś innym. Przyjacielowi zależy na dobrym imieniu bliskiej osoby. W trosce o to dobre imię gotów jest milczeć (a jeśli nie może, to wybiera do rozmowy samego zainteresowanego), wziąć na barki niekomfortową sytuację. Przyjaciel nie walczy od razu o sprawiedliwość, nie od razu rzuca się na moralną ocenę wad przyjaciela, nawet poprzez tylko nazwanie faktów (które jednak często potrafią mówić same za siebie). Przyjaciel rozumie, że i niepochlebne fakty muszą czasami zostać przemilczane. Bo tylko tak buduje zaufanie i lojalność. I tylko tak chroni przyjaciela i pozwala mu dojrzewać.
A więc odpowiedzialność za słowo – rozumiana jako pewna dyskrecja, jako zapanowanie nad chęcią wyrażania oburzenia, oceniania, osądzania, jako gotowość do przemilczania wobec osób trzecich spraw, które mogą narażać przyjaciela na krytykę – to kolejny temat do wakacyjnych przemyśleń.